A A+ A++

W przypadku reprezentacji Polski z reguły ci, co akurat nie grali, okazywali się największymi zwycięzcami meczów, bo zwyczajnie nie mogli nic spartolić i na tle kolegów z zespołu to już było dużo. Ale Krystian Bielik wyłamał się z trendu. Chociaż nie wystąpił przeciwko Mołdawii, i tak zdołał się skompromitować. Wystarczył mu dostęp do internetu, by dodać kolejny powód, żeby tej kadry narodowej zwyczajnie nie lubić.

Bielik i zabawa na kwadracie. Tej reprezentacji nie da się lubić

Reprezentacja nie da się lubić. Tu nieszczęście można znaleźć. Tutaj serce można złamać.

To oczywiście parafraza piosenki Jerzego Wasowskiego, najbardziej znanej w wykonaniu Adolfa Dymszy, który śpiewał, że Warszawę da się lubić. Parafraza cholernie akuratna, bo ostatnich latach z kadrą dzieje się właśnie dokładnie odwrotnie. Drużyna narodowa stopniowo, miesiąc po miesiącu, zohydza samą siebie kibicom.

Po pierwsze i najważniejsze – trudno ją lubić za to, co robi na boisku.

Gra? Od mundialu w Rosji bywały lepsze momenty, ale tych złych znajdzie się znacznie więcej. Niezmiennie od pięciu lat każdy mecz z wyżej notowanym rywalem to głęboka obrona i minimalny plan ofensywny. W zasadzie zamiast „mecz” lepiej napisać „trening biegowy”, bo nasi zawodnicy w potyczkach z mocnymi piłkę oglądali z daleka. Oto posiadanie reprezentacji Polski w ostatnich dziesięciu starciach z tymi bezapelacyjnie wyżej notowanymi ekipami (za Who Scored):

  • Holandia – 36%
  • Włochy – 39%
  • Włochy – 38%
  • Holandia – 46%
  • Belgia – 34%
  • Holandia – 32%
  • Belgia – 31%
  • Holandia – 41,5%
  • Argentyna – 26,7%
  • Francja – 45,1%

No jakby nie patrzeć, więcej biegania niż grania. A i poza tym rzadko doświadczaliśmy fajerwerków. Na pewno wygrana w barażu ze Szwecją, do tego pewnie remisy z Anglią, Hiszpanią i Włochami oraz zwycięstwa nad Izraelem i ewentualnie Bośnią i Hercegowiną. Może znajdzie się jeszcze jedno czy dwa spotkania.

Wyniki? Dwa awanse do turniejów finałowych – mistrzostw Europy 2020 i mistrzostw świata 2022, ale mimo wszystko za samą kwalifikację trudno stawiać pomniki. Pojedyncze mecze? Cóż, często nawet jeśli rezultat się zgadzał, to był osiągany w takim stylu, że trudno było nie dziękować opatrzności. Ot, jak choćby ostatnio z Niemcami. Dużo farta, ale nie ma co liczyć, że zawsze będzie dopisywał. Nie ma szans na powtarzalność.

ZAKŁAD BEZ RYZYKA 100% DO 300 ZŁOTYCH W FUKSIARZU

Przykład – w czerwcu 2019 w Mielcu podczas libacji alkoholowej 38-latek wypadł z czwartego piętra na trawnik, wstał, otrzepał się i wrócił na górę. Jakby nigdy nic. Jeden z sąsiadów wszystko widział (uczestnicy imprezy się nie zorientowali), zgłosił na policję, zjawił się patrol i pogotowie, ale dopiero po namowach „skoczek” zgodził się jechać na badania. Co wykazały? Tylko jedno – że był w stanie nietrzeźwym. Poza tym wszystko w porządku.

Ale to nie znaczy, że od tamtego wieczoru powinien omijać schody i skakać z balkonu, prawda? To, że raz się jakimś cudem udało, nie znaczy, że uda się drugi. Ponownie – nie ma mowy o powtarzalności, bo fart nie dopisuje codziennie.

Wspomniano Niemcy, ale przecież obie wygrane z Albanią również wymęczono, tak jak zwycięstwo oraz remis z Austrią albo remis z Meksykiem. Oto, co wyliczaliśmy po podziale punktów na inaugurację mundialu:

Świat się z nas śmieje, bo ma z czego. 0,06 xG z otwartej gry to najgorszy wynik mistrzostw świata. Za to 41 niecelnych długich podań to już rezultat numer jeden turnieju. Wymieniliśmy 98 krótkich podań, mniej zebrały wyłącznie Arabia Saudyjska i Iran. Tyle że obie azjatyckie ekipy mierzyły się z Argentyną i Anglią, nie Meksykiem. Idźmy dalej – w pierwszej połowie Australia zanotowała niewiele mniej celnych podań niż biało-czerwoni przez całe spotkanie (195 do 228). Z mistrzami świata.

No i jest też lista niepowodzeń, którą spektakularnie zamyka spotkanie w Kiszyniowie z Mołdawią. Blamaż nad blamażami.

Ale po drugie – tę reprezentację trudno lubić również za to, co poza boiskiem.

Zaczęło się jeszcze za Jerzego Brzęczka, który wmówił sobie, że jest prześladowany przez media i kibiców, stąd nazwa filmu dokumentalnego o eliminacjach mistrzostw Europy: „Niekochani”. Paulo Sousa nagadał się, wygłosił kilka kazań, po czym zawinął się do Brazylii. Czesław Michniewicz od pierwszej konferencji był na kontrze i zostało tak do końca kadencji.

Ale przejdźmy do piłkarzy, bo to oni starają się obrzydzić kadrę narodową z wyjątkową zaciekłością. Od dobrych pięciu lat czasem pokątnie, czasem oficjalnie zrzucają winę za wyniki na selekcjonerów. Ten zbyt defensywny, tamten za bardzo ofensywny. Ten za dużo z nimi gada, ten za mało z nimi rozmawia. U tego to nie zagram, ten musi do mnie przylecieć. Zawsze coś, zawsze ktoś. Po ostatnim zgrupowaniu znowu pisano i mówiono, że Fernando Santos to czy tamto. Oczywiście.

Kiedyś trenerowi nie można było nić powiedzieć, teraz trener musi uważać na wszystko. Pomieszanie z poplątaniem.

„Nie ma chemii” pomiędzy Santosem a piłkarzami. Jest inaczej: nie ma jaj u tych drugich

A zapewne to jeszcze jakoś przeszłoby niezauważone, gdyby nie afera premiowa. Nie dość, że zawodnicy w dobie kryzysu gospodarczego połasili się na publiczne pieniądze, to jeszcze zdołali się o nie pokłócić, a następnie „sprzedawać” w mediach różne, pokrętne wersje. Dopiero 24 godziny przed rywalizacją w Pradze (trzy miesiące po turnieju w Katarze) formalny kapitan – tak, Robert Lewandowski – przeprosił za to wszystko, choć nie wyjaśnił, dlaczego jego wersja wydarzeń różniła się od tej przedstawionej przez Łukasza Skorupskiego.

Robert, oddaj opaskę. Nie nadajesz się na kapitana

I kiedy już zdawało się, że skoro sezon się skończył, już nic złego się nie stanie, za telefon chwycił Krystian Bielik. Środkowy pomocnik zareagował na zdjęcie Kamila Grosickiego na Instagramie: – Zabawa lalala. Użytkownik o nicku „kozak0vsky” postanowił nie zostawić tak tego komentarza i odpowiedział: – Zabawę to mieliście w Kiszyniowie, kopaczu.

Nic przyjemnego, złośliwość, ale też bez przesady. Nie ma przekroczenia jakiejś granicy, zniżenia się do rynsztoka. Takie konsekwencje występów w piłkarskiej reprezentacji kraju, bezapelacyjnie najpopularniejszej drużyny w Polsce. Pewnie gdyby biało-czerwoni zebrali dziewięć punktów w tych trzech kolejkach, pod tym wpisem znalazłby się komentarz pochwalny. Są plusy i minusy bycia kadrowiczem. Krytyka to część tej roboty. Po prostu. Cena popularności.

Oczywiście, nie wiadomo, ile i czego wcześniej naczytał się Bielik, natomiast niesamowite, że tych kilka słów skłoniło pomocnika do tej odpowiedzi: – Zabawę to miałem z twoją matką na kwadracie.

To rynsztok. Chamstwo w tak czystej postaci, że wypadałoby je umieścić jako wzór w Sevres. Dno. Nie tylko nie przystające reprezentantowi Polski, ale w ogóle normalnemu, w miarę okrzesanemu człowiekowi. By na moment zniżyć się do tego poziomu (choć pewnie ktoś zapyta, że jak to na moment…) – ktoś, kto wpadł na taką odpowiedź, pewnie myśli jeszcze wolniej niż Bielik wracał na własną połowę z Francją, a skoro już kliknął opublikuj w tej wersji z kwadratem, zrobił głupotę do kwadratu.

Podoba ci się ten poziom, Krystian?

Dramat.

Naturalnie po fali oburzenia Bielik przeprosił (a wcześniej usunął komentarz), choć też można się do tego przyczepić.

Przepraszam za mój wczorajszy wpis wszystkich kibiców. Było to kompletnie niepotrzebne. Jest mi wstyd, nigdy nie powinno to się wydarzyć. Jako reprezentantowi Polski nie wypada mi pisać w ten sposób – napisał w relacji na Instagramie.

Cóż, trzeba powtórzyć, że generalnie nie wypada obrażać cudzej rodziny, nawet bez występów w kadrze narodowej, po prostu przyzwoici ludzie tak nie robią, i taki tekst to sobie można w żartach przy grillu z przyjaciółmi rzucić. I to z bardzo bliskimi, którzy zrozumieją mało lotny dowcip, a nie dadzą po ryju. A generalnie lepiej w ogóle go sobie darować.

Ostatnie miesiące poza boiskiem to uciekanie od odpowiedzialności, chciwość, fałszywość, a teraz jeszcze chamstwo. Rzecz jasna, że nie dotyczy to wszystkich kadrowiczów, pewnie drugoplanowe postacie są zupełnie niewinne (ot, choćby młodzi Jakuba Kamiński czy Nicola Zalewski lub nowi – Bartosz Slisz albo Ben Lederman), ale wizerunek drużyny budują takie sytuacje jak afera premiowa, „zabawa na kwadracie” albo puszczanie bąków w stylu „nie zagram u tego selekcjonera” (jak poprzez brata w sprawie Michniewicza miał przekazywać PZPN-owi Arkadiusz Milik, o czym pisał Cezary Kowalski) czy wymyślanie niestworzonych narracji o „imprezie po Francji” (pamiętacie wywiad Grzegorza Krychowiaka?).

Dlatego tej reprezentacji nie da się lubić. Niestety.

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:

foto. Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKaczyński mówił, jak Polacy mają głosować w referendum. Wynik już zna
Następny artykuł65-latka pokazała zdjęcia z plaży. Jej strój robi wrażenie