A A+ A++

Ponowione rosyjskie ataki na ukraińską ludność cywilną i infrastrukturę energetyczną ożywiły dyskusję o dostarczeniu ZSU zachodnich systemów przeciwlotniczych. Kijów dopominał się o nie regularnie, ale jako że minione tygodnie były względnie spokojne pod względem uderzeń lotniczych, zwłaszcza na największe miasta, kwestia ta zeszła na dalszy plan (częściej mówiło się za to o czołgach i, jak zwykle, artylerii) i pozostała tam do czasu, aż na ukraińskim niebie pojawiły się irańskie samoloty pociski Szahed-136.

Te stosunkowo duże drony – 3,5 metra rozpiętości i około 200 kilogramów masy startowej, z czego 30 kilogramów przypada na głowicę bojową – nie kwalifikują się do miana amunicji krążącej, gdyż brak zintegrowanych środków obserwacji uniemożliwia korygowanie wyboru celu na bieżąco. Doskonale nadają się za to do zadań, które Trzecia Rzesza powierzała samolotom pociskom V-1, czyli do atakowania miast w celu zastraszenia ludności cywilnej, uniemożliwienia im normalnego życia i (w przekonaniu krwawych tyranów) zmuszenia całego państwa do zaprzestania oporu.

Łatwo jednak zgadnąć, że konstrukcja taka jak Szahed-136 (czy też w rosyjskiej nomenklaturze: Gieran-2) jest wrażliwa na praktycznie wszystkie środki obrony przeciwlotniczej. Szczególnie dobrze radzą sobie niemieckie zestawy artyleryjskie Gepard. Niemcy przekazały już obiecane trzydzieści egzemplarzy. Pierwsze dostarczono pod koniec lipca, dzięki czemu zdążyły wziąć aktywny udział w ukraińskiej kontrofensywie, skutecznie ograniczając aktywność rosyjskiego lotnictwa na małej wysokości. W ostatnich tygodniach, w związku z częstszymi atakami na cele cywilne Gepardy w większości przesunięto do obrony miast.

Drugim pogromcą Szahedów okazały się zestawy rakietowe 9K33 Osa. Głównodowodzący ZSU generał Wałerij Załużny poinformował, że w atakach z 10 i 11 października jeden dywizjon przeciwlotniczy zestrzelił dziewięć Szahedów, i podziękował „braciom Polakom” za solidne „przygotowanie naszych przeciwlotników”. Oprócz tego odnotowano jednak strącenia Szahedów za pomocą każdego rodzaju uzbrojenia, który może razić cele latające, w tym nawet uniwersalnych karabinów maszynowych. Rzecz jasna, dobrze radzą sobie także przenośne wyrzutnie przeciwlotnicze. Według ukraińskich danych z 8 października blisko dwie trzecie Szahedów pada ofiarą obrony przeciwlotniczej.

Przedwczorajsza seria uderzeń pociskami manewrującymi obliczona na sterroryzowanie ukraińskiej ludności cywilnej sprawiła, że dyskusja o nowoczesnych zachodnich systemach obrony przeciwlotniczej dla Ukrainy wróciła ze zdwojoną siłą, a dobitnym podkreśleniem tego faktu jest to, że potwierdzono już nawet rozpoczęcie takich dostaw. Palma pierwszeństwa przypada Niemcom i systemowi IRIS-T SLM. Niewykluczone, że przyspieszeniu i rozszerzaniu ulegną też dostawy ze Stanów Zjednoczonych. Wczoraj amerykański doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego John Kirby zapowiedział rychłą dostawę systemów NASAMS.

Nowoczesne systemy przeciwlotnicze znalazły się na przedstawionej styczniu tego roku przez ambasadora Andrija Melnyka liście niemieckiego uzbrojenia, którym zainteresowana jest Ukraina. Kijów nie podał wówczas konkretnego typu, jednak łatwo było się domyślić, że chodzi o system IRIS-T. Był to też element wojny psychologicznej z Berlinem. Kilka tygodni wcześniej przez niemieckie media przetoczyła się burza, gdy wyszło na jaw, że rząd Angeli Merkel w ostatniej chwili przed zakończeniem urzędowania zatwierdził sprzedaż systemów IRIS-T SLS i SLX Egiptowi.

Berlin podobno zaczął rozważać dostarczenie systemu IRIS-T SLM Ukrainie w pierwszej połowie maja. O podjęciu decyzji kanclerz Olaf Scholz poinformował Bundestag 1 czerwca. Nie podał jednak przewidywanego czasu dostaw. Problemem okazały się ograniczone moce produkcyjne. Producent IRIS-ów, Diehl Defence, realizuje obecnie zamówienie na siedem systemów dla Egiptu z roku 2018.

Szybkie dostawy dla Ukrainy wymagały więc negocjacji z Kairem. Według informacji Spiegla ten zgodził się na drobne przesunięcie i przekazanie Ukrainie jednego systemu, będącego akurat w produkcji. Ogółem Kijów ma otrzymać jeszcze trzy systemy, których dostawy zostaną zrealizowane w przyszłym roku.

Jak wynika z dostępnych informacji, w przypadku Ukrainy pojedynczy system odpowiada baterii. W jej skład wchodzą wóz dowodzenia, radar i trzy pojazdy-wyrzutnie, każdy przewożący osiem pocisków. Przy tej okazji w niemieckich mediach pojawiły się cierpkie komentarze, że Egipt i Ukraina mają w przeciwieństwie do Bundeswehry nowoczesne niemieckie systemy przeciwlotnicze.

Pierwsza bateria IRIS-T SLM dotarła do Ukrainy przez Polskę na własnych kołach. Z utrzymaniem tajemnicy wyszło średnio, chyba że celem było właśnie zakomunikowanie Rosjanom, iż na ukraińskim niebie wkrótce zacznie im być jeszcze goręcej. Zdjęcia poszczególnych wozów wykonane pod Katowicami dość szybko obiegły rosyjskie media społecznościowe, a stamtąd trafiły do normalnego Internetu. Piaskowy pustynny kamuflaż sugeruje, że istotnie mamy tu do czynienia z pojazdami, które miały trafić do Egiptu.

W poniedziałek niemiecka minister obrony Christine Lambrecht zapowiedziała rychłe przekazanie pierwszego systemu IRIS-T SLM odbiorcy. Była to tyle ważna informacja, że pierwotnie dostawę planowano na listopad. Ukraiński minister obrony Ołeksij Reznikow potwierdził odbiór systemu we wtorek.

A dziś – w środę – w Brukseli odbyła się konferencja Ramstein-6, czyli szóste spotkanie ministrów obrony państw wspierających Ukrainę. Ołeksij Reznikow bez ogródek mówił, że dostawy systemów przeciwlotniczych stanowią dla jego kraju najwyższy priorytet. Nie przenośnych, bo tych – podobnie jak zestawów artyleryjskich – można używać jedynie do ochrony punktowej najważniejszych celów, ale systemów średniego i dużego zasięgu zintegrowanych ze stacjami radiolokacyjnymi. Właśnie to zagadnienie zdominowało rozmowy i w tym tonie zapadły tu kolejne interesujące decyzje i pojawiły się kolejne interesujące prośby.

Najciekawsza kwestia dotyczy zestawów MIM-23 HAWK. Co istotne, nikt nie chce wpychać Kijowowi tego uzbrojenia, którego zasadnicza konstrukcja pamięta późne lata pięćdziesiąte. Przewodniczący amerykańskiego komitetu połączonych szefów sztabów generał Mark Milley ujawnił, że to sami Ukraińcy poprosili o te „starsze, ale dość efektywne” systemy. W tej dość zaskakującej prośbie może się kryć smutna prawda – o wyczerpywaniu się zapasu pocisków do zestawów Buk. Stare HAWK-i stanowiłyby łatwo dostępny erzac, który mógłby zabezpieczać ukraińskie miasta przed Szahedami i pociskami manewrującymi, podczas gdy Buki mogłyby oszczędzać pociski na bardziej wymagające cele – samoloty załogowe.

Wołodymyr Zełenski twierdzi, że Kreml zamówił 2400 irańskich samolotów pocisków. Dziennie zużywa ich około ćwierci setki. To oczywiście za mało, aby przeważyć szalę w wojnie na taką skalę, ale lokalnie może wystarczyć aż nadto, aby przeciążyć obronę przeciwlotniczą i sprawić, że samoloty załogowe czy pociski manewrujące zdołają się przedrzeć.

Nie wiadomo jeszcze, które państwo mogłoby być źródłem HAWK-ów. Najbardziej prawdopodobne kierunki to Grecja i Szwecja, ewentualnie Hiszpania (wszystkie trzy kraje dysponują najnowocześniejszą odmianą PIP Phase III), no i oczywiście Stany Zjednoczone, które wciąż mają w magazynach pewną liczbę systemów wycofanych ze służby. Ale dostarczenie HAWK-ów to najmniejszy problem. Większym będzie spięcie tych systemów wraz z IRIS-ami i NASAMS-ami w jeden zintegrowany system obrony powietrznej. Wąskim gardłem będzie zaś szkolenie personelu, które trzeba zacząć jak najszybciej. Ukraina ma też nadzieję, że w niedalekiej przyszłości otrzyma systemy Patriot.

Notabene padła również deklaracja, iż Holandia dostarczy Ukrainie pociski przeciwlotnicze o wartości 15 milionów euro. Najpewniej chodzi o pociski AIM-120B AMRAAM dla systemu NASAMS. Dla Holendrów mają one stosunkowo niewielką przydatność, gdyż nie są zintegrowane z F-35A.

Na marginesie tych rozmów przewija się także izraelski system Żelazna Kopuła, o który Ukraina prosiła – chwilami wręcz rozpaczliwym tonem – od pierwszych tygodni wojny. Każdy, kto choć trochę rozumie charakterystykę tego systemu, dziwił się, dlaczego Ukraińcom tak bardzo zależy na broni, która pomoże im jedynie w minimalnym stopniu, a do tego będzie straszliwie kosztowna w użyciu. Pojedynczy przeciwpocisk Tamir kosztuje ponad 50 tysięcy dolarów, a normą jest odpalanie do każdego celu dwóch efektorów (stąd w Izraelu taka presja na opracowanie laserowego uzupełnienia). Do tego jedna wyrzutnia zawiera dwadzieścia pocisków, co oznacza, że nie byłaby w stanie zneutralizować jednej salwy z wyrzutni BM-30 Smiercz. Żelazna Kopuła dostosowana jest po prostu do konfliktu o zupełnie innym charakterze.

Bardziej przydatny byłby choćby uniwersalny Barak-8, zdolny do zwalczania samolotów, pocisków manewrujących i pocisków balistycznych. I rzeczywiście, ostatnio wychodzi na jaw, iż Żelazna Kopuła – będąca najsłynniejszym izraelskim systemem przeciwlotniczym i przeciwrakietowym – służyła Ukraińcom głównie jako symbol. Wspominając o Żelaznej Kopule, Kijów chciał zmobilizować Jerozolimę do udzielenia bardziej konkretnego wsparcia, na przykład udostępnienia innych typów uzbrojenia (choćby Baraków-8) czy przynajmniej komponentów systemów przeciwlotniczych, takich jak stacje radiolokacyjne.

Jeśli Izrael miałby dostarczać Ukrainie sprzęt wojskowy, a z tego czy innego powodu nie chciałby się dzielić uzbrojeniem, ciekawą propozycją mogłyby być balony obserwacyjne. W Izraelu trwają próby balonu ze stacją radiolokacyjną wczesnego ostrzegania Tal Szamajim, którego zadaniem jest wykrywanie wszelkich zagrożeń, w tym pocisków balistycznych i manewrujących oraz uzbrojonych dronów, a być może nawet nisko lecących samolotów bojowych. Dzięki temu, że radar w balonie patrzy na cele z góry, ma dużo większe pole widzenia niż taki sam radar umieszczony na ziemi.

Tymczasem ukraińska obrona przeciwlotnicza ma wciąż pełne ręce roboty, tak wokół miast, jak i na linii frontu. Dziś przed dziewiątą rano ukraińskie siły powietrzne zapisały sobie na konto zestrzelenie na południowym odcinku frontu czterech rosyjskich śmigłowców uderzeniowych Ka-52. Teoretycznie możliwe, że śmigłowce padły ofiarą myśliwców (czy nawet Su-25), ale w praktyce niemal na pewno zostały strącone przez obronę przeciwlotniczą sił powietrznych. Co szczególnie ciekawe, cały kwartet spadł z nieba w ciągu osiemnaście minut, co sugeruje, że śmigłowce realizowały wspólny lot bojowy przeciwko celom naziemnym i wpadły w strefę rażenia opl.

Wreszcie trzeba rozważyć jeszcze jedną możliwość. Skoro Iran zaopatruje Rosję w Szahedy (lub też udzielił Rosji licencji na produkcję), istnieje zagrożenie, iż wkrótce Rosja otrzyma także irańskie pociski balistyczne, którymi będzie mogła uzupełnić przetrzebione zapasy pocisków systemu Iskander. Iran w praktyce nie ma się czego obawiać, jego sytuacja na arenie międzynarodowej nie może już być dużo gorsza, zwłaszcza teraz, kiedy wciąż trwają protesty wywołane morderstwem Żiny (Mahsy) Amini i jeszcze podsycone śmiercią kolejnych młodych kobiet, które ośmieliły się podnieść rękę na fundamentalistów rządzących w Teheranie.

Produkowane w Iranie pociski balistyczne ustępują wprawdzie dużo bardziej zaawansowanym pociskom pseudobalistycznym 9M723 systemu Iskander, ale podobnie jak w przypadku Szahedów – do smagania wpół na oślep po ukraińskich miastach doskonale się nadadzą. Skoro Rosja ma już swoje V-1, to czemu nie miałaby do kompletu otrzymać także V-2? A jeśliby do tego doszło, kwestia dostarczenia Ukrainie Baraków-8 i Patriotów zyska na wadze jeszcze bardziej niż do tej pory.

Zakończmy przypomnieniem prostego faktu: nie istnieje idealna, niemożliwa do przełamania obrona przeciwlotnicza. Niezależnie od tego, co Ukraińcy dostaną, jak to rozmieszczą i gdzie, tarcza zawsze będzie mieć słabe punkty. Ale nawet ta tarcza, którą Ukraińcy mają dziś, radzi sobie nadspodziewanie dobrze. Tamtejsi przeciwlotnicy nabrali doświadczenia i wykorzystują je w praktyce z podziwu godną skutecznością. W obliczu zagrożeń, przed którymi stają dziś, najważniejsze jest, aby cały czas mieli czym walczyć. Dlatego też, jak mówił generał Milley, istotne jest uniezależnienie Ukrainy od systemów radzieckiej proweniencji – nie tyle po to, ab zapewnić Ukraińcom przeskok jakościowy, ile po to, aby sojusznicy mogli ich na bieżąco zaopatrywać w to, co sami mają.

Przeczytaj też: HF-24 Marut. Indyjskie dziecko niemieckiego umysłu

Republic of Korea Armed Forces

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKto go rozpoznaje? Policjanci poszukują tego mężczyzny. Ma związek z pobiciem 28-latka
Następny artykułWęgry zamkną część urzędów na zimę z powodu wysokich cen energii