A A+ A++

Jacek Major to znany wszystkim przyrodnik. Jak sam mówi, od bodaj pół wieku, tropi wszystko co lata, pełza i biega, najlepiej po leśnych ostępach czy innych mokradłach i bagnach. Ostatnio, gdy noc zapada, razem z Krzysztofem Plewą – również przyrodnikiem, zapatrzeni w niebo nasłuchują…

Charakterystyczne ‘hu-hu’ w nocy o północy, w dodatku w ciemnym lesie to podstawa niemal każdego filmu grozy, jak dodamy do tego legendy to… wyjdzie nam niezły horror. Sowa – dziwny ptak, mroczny, z oczami, które przyprawiają o gęsią skórką, na sam jej głos włos się jeży, ile wieków tyle legend i baśni. W starożytnej Grecji sowy były symbolem mądrości, a Grecy wierzyli, że ptak, który w nocy widzi doskonale głupi być nie może, dlatego też sowa uwieczniona została na ateńskich monetach, a sowa Pójdźka była uznawana za posłańca bogini Ateny. Ludy Północy wierzyły natomiast, że taki Puchacz czy Sowa Śnieżna były pośrednikami między światem boskim a ludzkim…

I tak sowom upływał beztroski czas aż do średniowiecza, gdzie z jakichś powodów sowę zaczęto postrzegać jako wcielenie diabła, wcielenie zła wieszczące nieszczęście. Takie niewinne puszczyki, z łaciny zwane strix nazwę swą miały zawdzięczać strzydze, żeńskiemu potworowi wysysającemu krew z ludzi lub małych dzieci, mamiącego i sprowadzającego na pewną śmierć wędrowców. Mało Wam dreszczy? Ok, idziemy dalej…

Wierzono, że krzyki i gwizdy sów są omenem śmierci i nieszczęścia. Głos wspominanej już Pójdźki tłumaczono jako jękliwe wezwanie „pójdź, pójdź w dołek pod kościołek”, ona sama widziana zwiastować miała zgon.płomykówka, która przez wieki chroniła od pożarów według nowych wierzeń miała podpalać strzechy iskrami sypiącymi się z jej płomiennych rudych piór, strzec gospodarstwa mogła jedynie jako martwa i przybita do płotu.

Sowy miały swoje zastosowanie w codziennym życiu.

– Spalić sowę – krzyczały gospodynie i nakazywały wdychać sowi popiół na wszelkie problemy z gardłem.

– Zasuszyć puszczyka – wołali gospodarze i wieszali skrzydlatego jegomościa w stajni, by jego moc chroniła gospodarskie konie.

Wyjęta z wygotowanej czaszki sowy kosteczka w kształcie haczyka, miała niezawodnie przełamywać niechęć dziewcząt do zalotnika.

Tak to kiedyś bywało, ale i dziś czasem pokutuje twierdzenie, że usłyszeć sowę to nieszczęście gotowe. Nie zgadza się z tym Jacek Major, który nie tylko nasłuchuje sów, ale próbuje zwabiać. I… ma dla nas dobre wieści, na terenie Nadleśnictwa Starachowice pomieszkuje niezwykle rzadka sowa, której w regionie nie było od lat. Kto to taki? Włochatka, skryta ślicznotka, która prowadzi typowo nocny tryb życia, miłośniczka borów sosnowych, świerkowych lub buczyn.

– Już dwa lata temu były pierwsze sygnały tego, że Włochatka się tu gdzieś kręci, powiesiliśmy pilotażową budkę i jak się okazała Włochata się przy niej pojawiła. Ani ja ani Krzysztof (Plewa – dop. redakcji)  nie wiemy, czy budka stanie się tylko spiżarnią czy może siedliskiem, być może zamieszka ona w dziupli dzięcioła czarnego – to ich ulubione miejsca. Tych ostatnich jest u nas dużo i być może to jest powodem pojawienia się Włochatki- mówi w rozmowie Jacek Major.

Skąd wiemy, że to Włochatka?

Jacek Major i Krzysztof Plewa zwabili ją dźwiękiem samca, potem już sówka odezwała się sama. – To dowód na jej występowanie – dodaje Jacek Major, nie precyzuje jednak, gdzie konkretnie panna Włochatka bytuje. – Wszystko dla jej bezpieczeństwa, nie chcemy zakłócać jej spokoju.

Nad starachowickimi lasami usłyszeć można również głos Puchacza.

-Najpierw nagraliśmy jego głos, daliśmy do oceny ornitologów specjalistów, potem znaleźliśmy jego pióra po pierzeniu, aż w końcu zapozował przy fotopułapce i… mamy go – śmieje się nasz lokalny przyrodnik. Od niego również się dowiadujemy, że Puchacz może mieć gniazda na ziemi, dlatego też zmorą okolicznych lasów są wałęsające się bezpańskie psy i koty, przy których małe Puchacze nie mają żadnych szans.

Według Jacka Majora Puchacz to taka charakterna sowa, jak mu się chce to się odezwie, jak nie, to nawet mimo wabienia dzioba nie otworzy (doskonale rozumiemy Puchacza, mamy dokładnie tak samo).

Nasz gość dodaje, że cały czas trwają poszukiwania dowodów na bytowanie w okolicy sóweczki. To najmniejszy gatunek sów, ale za to doskonały myśliwy, bardzo kontaktowy, niemniej jednak przed Jackiem Majorem udaje jej się zbiec. Inną sowią gadułą jest Puszczyk, także jeśli spacerując po nocy usłyszycie w lesie tajemne hu – hu -hu to szanse, że Puszczyk Was zaczepia są zdaje się całkiem spore.

Mamy nadzieję, że razem z naszym „nocnym łowcą” Jackiem Majorem przekonaliśmy Was, że sowy to urocze ptaszydła, których nie ma się co bać. Ba, niech ich głos będzie dowodem na to, że to właśnie tu, w naszej pięknej okolicy chcą mieć swój dom. Dlatego też dopilnujmy, by nie truć gryzoni trutkami. Warto pamiętać, że taki gryzoń stanie się potem łupem na przykład gaduły Puszczyka… który niestety na takiej kolacji dobrze nie wyjdzie.

Życzymy Wam, żebyście jak najczęściej słyszeć mogli syki płomykówek, smętne wołanie pójdźki i podnoszące włosy pohukiwanie puszczyków…

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł2021 rokiem opóźnień – gry, które zaliczyły obsuwę
Następny artykułNie zawsze korzystne zamówienia wspólne i centralne