A A+ A++

Geopolityczne paranoje

Architekt gazowego przymierza z Rosją, wymierzonego gospodarczo w Ukrainę i całą Europę Środkowo Wschodnią od półtorej dekady sowicie zarabia w spółkach Gazpromu za rozwiązywanie problemów rosyjskiej firmy ze skomplikowanym, antymonopolowym unijnym prawodawstwem. I do teraz broni swojego mocodawcy, próbując racjonalizować jego geopolityczne paranoje.

Lada dzień, jak donosi Reuters, padnie najważniejszy bodaj projekt, którego Schröder jako szef rady dyrektorów był adwokatem, orędownikiem i obrońcą. Nord Stream 2 AG, spółka budująca drugą nitkę Gazociągu Północnego, która miała przypieczętować dominację Gazpromu w Europie, ogłasza niewypłacalność.

Błędna decyzja

W 2011 roku po katastrofie w Fukushimie Niemcy podjęli strategiczną decyzję o stopniowym wyłączaniu siłowni jądrowych. To nie był koniunkturalizm energetyczny, sprzeciw społeczny wobec energetyki jądrowej, ba, nawet transportom odpadów atomowych, już wcześniej w Niemczech był powszechny. Po Fukushimie przybrał formę obsesji.

Zamknięcie siłowni jądrowych wymagało oczywiście znalezienia dla nich alternatywy. Do czasu, kiedy źródła odnawialne nie będą w stanie, w połączeniu z magazynami energii, zrównoważyć bilansu energetycznego największej europejskiej gospodarki. Niemcy uznali, nie bez wpływu lobbystów Gazpromu takich jak Schröder, że najlepiej do tego nadaje się gaz ziemny, nazywany błękitnym paliwem.

Czarne paliwo

Raz, że przy jego spalaniu emisje są tylko, albo i aż, o połowę mniej CO2 niż w przypadku węgla. Dwa, że metan, główny składnik gazu ziemnego, jest kilkadziesiąt razy groźniejszym gazem cieplarnianym niż dwutlenek węgla. A na drodze od kopalń na Wschodzie Rosji, do elektrowni w Europie ulatnia się minimum 6-8 proc. surowca. To sprawia, że gaz ziemny w rzeczywistości nie jest błękitnym tylko czarnym paliwem, porównywalnym pod względem efektu klimatycznego z węglem. A może nawet gorszym.

Żeby zasilić dodatkowe elektrownie gazowe Niemcy postanowili zbudować kolejną nitkę gazociągu Nord Stream, która przecież już w pierwszej odsłonie dla wielu krajów Europy Środkowej była niczym innym jak próbą wzięcia tego regionu w kleszcze energetyczne Rosji. Razem z Nord Stream miał przecież powstać South Stream, gazociąg południowy. Do jego budowy jednak nie doszło.

Budowa Nord Stream 2 i jego uruchomienie miała oznaczać totalną hegemonię Gazpromu w Europie.

Ten scenariusz jednak się nie zrealizuje.

Niewypłacalni

Gazprom, jedyny właściciel szwajcarskiej spółki Nord Stream 2 budującej gazociąg miał zamiar uruchomić transport gazu już w 2019 roku. Pojawiły się jednak techniczne opóźnienia i sankcje nałożone przez prezydenta Donalda Trumpa na wykonawców gazociągu. To wydłużyło budowę. Udało się ją ukończyć i niedawno ruszyła procedura certyfikacji gazociągu, która, nawet w przypadku pozytywnego wyniku, najprawdopodobniej zostałaby zaskarżona przez Polskę ze względu na wątpliwości w zakresie zgodności systemu zarządzania rurą z tak zwanym III Pakietem energetycznym.

Wygląda jednak na to, że do tego nie dojdzie. Spółka Nord Stream 2, prowadzona przez Mathiasa Warninga, byłego agenta Stasi, wieloletniego przyjaciela Putina i Schrödera wystąpiła właśnie z wnioskiem o upadłość.

Trzy lata opóźnienia i 11 mld straty

To efekt sankcji Zachodu nałożonych na Rosję. Nord Stream 2 od kilku dni zaczęli upuszczać pracownicy zawiedzeni brakiem postępów, sięgającym trzech lat opóźnieniem i marnymi szansami na uruchomienie działalności operacyjnej firmy. Przypieczętowaniem upadku tego przedsięwzięcia była niedzielna decyzja rządu Niemiec, który ogłosił budowę dwóch terminali gazowych na Bałtyku.

Przy załamaniu kursu rubla i odcięciu rosyjskich spółek od zachodnich kredytów, utrzymywanie dalszej działalności firmy, bez żadnych szans na zarobek w przewidywalnej przyszłości nie miało sensu. A kurs akcji Gazpromu spadł przecież ostatnio o połowę, co zmniejszyło wycenę rosyjskiego potentata o jakieś 160 mld dolarów.

Biznesowa katastrofa Gazpromu w Nord Stream 2 oznacza stratę co najmniej 11 mld euro. A to nie jest drobna suma dla Gazpromu – za tę kwotę można z powodzeniem wybudować w Rosji jedną elektrownię atomową i jeszcze zostanie na drobne wydatki.

To jednak przede wszystkim kolejna wizerunkowa katastrofa rosyjskiego reżimu, który uczynił z Gazpromu oręże nacisku na kraje Europy Środkowo-Wschodniej, a w tym roku także na kraje Zachodu. To przecież manipulacje stanem kontrolowanych przez Gazprom magazynów gazu i bieżącymi dostawami do Europy doprowadziła w grudniu do szokującego wzrostu cen gazu na giełdach w okolice 2,2 tys. zł za tysiąc metrów sześciennych.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł“Nie chodzi o to, żeby – z potrzeby serca – przynieść mnóstwo darów w miejsce, które się do tego nie nadaje”
Następny artykułPGNiG: w terminalu w Luizjanie załadowano pierwszy ładunek LNG