A A+ A++

Po zniszczeniu czterech nieprzyjacielskich migów diabelnie fotogeniczne myśliwce F-14 Tomcat odlatują ku zachodzącemu słońcu. Na pokładzie lotniskowca US Navy dotychczas konkurujący piloci wpadają sobie w ramiona (Tom Cruise i Val Kilmer już przypuszczają, że po tym filmie ich kariery wystrzelą). Rozbrzmiewa wydobyta z muzycznego lamusa ballada „You lost that lovin’ feeling”, która za chwilę stanie się najczęściej graną piosenką w historii amerykańskiego radia (dopiero w 2019 r. przegoni ją „Every breath you take” grupy The Police).

Tak kończy się „Top Gun” – najbardziej kasowy film 1986 r., który zredefiniuje pojęcie kina propagandowego, a z wiecznie borykającej się z budżetowymi problemami Szkoły Walki Powietrznej Marynarki Wojennej znanej jako Top Gun uczyni

popkulturową ikonę. Rok od premiery liczba ochotników do US Navy wzrośnie o 500 proc. Triumfy będą święcić zwłaszcza punkty werbunkowe ustawione pod kinami. – Instruktorem w Top Gun też zostałem przez sentyment do filmu – mówi „Newsweekowi” podpułkownik (ang. Commander) Guy Snodgrass, były dowódca stacjonującego na lotniskowcu USS Ronald Reagan dywizjonu VF-195, a do niedawna sekretarz prasowy i autor przemówień sekretarza obrony USA Jima Mattisa. Gdy film wchodził na ekrany, Snodgrass miał 10 lat. Potem oglądał go przynajmniej raz w roku aż do czasów college’u.

W sześć miesięcy od premiery do Departamentu Obrony USA trafi 200 filmowych scenariuszy z propozycją współpracy. Chińskie podróbki „Top Gun” powstają do dziś. Ostatnia miała premierę w 2017 r.

Czytaj też: Tom Cruise staje przed prawdziwą „Mission Impossible”. Poleci w kosmos rakietą Elona Muska, by nakręcić tam pierwszą fabułę

Wszystko jest Top Gun

Być jak grany przez Toma Cruise’a Maverick zapragną także cywile. Sprzedaż nieodłącznego gadżetu pilota – zaprojektowanych jeszcze w latach 30. lotniczych okularów przeciwsłonecznych „Aviator” – w rok zwiększy się o 40 proc. i to nie licząc milionów bazarowych erzaców. Skórzane kurtki z futrzanym kołnierzem w wojsku znane jako G-1, a poza nim jako „Top Gun style”, też znikały na pniu (miał taką Franz Maurer z „Psów”).

W USA piloci służą w trzech rodzajach sił zbrojnych: marynarce wojennej (navy), piechocie morskiej (marines), które blisko współpracują, oraz najliczniejszych odrębnych siłach powietrznych (USAF). Formacje te mają inne obyczaje (np. marines nie salutują w pomieszczeniach), niektóre odznaczenia czy mundury. Pod koniec lat 70. siły powietrzne zrezygnowały ze skórzanych kurtek na korzyść tzw. green jacket, czyli zielonych bomberek. Jednak po sukcesie „Top Gun” generałowie pozazdrościli marynarce popularności i pamiętająca krojem lata 40. „skóra” wróciła do sortów mundurowych.

– Oczywiście, że taką mam, ale nosi się ją inaczej niż w filmie. To część munduru, regulamin zabrania zakładania jej z cywilnymi ubraniami – mówi Snodgrass. – Po drugie, można mieć na niej plakietkę z nazwiskiem oraz symbol swojego dywizjonu przyszyte na wysokości torsu oraz najwyżej dwie naszywki na ramionach. W prawdziwej szkole Top Gun kurtka filmowego Mavericka z emblematami niemal wszędzie nie przejdzie.

Najlepszy teledysk US Navy

„Top Gun” dopełnił rehabilitacji naszych sił zbrojnych. Dzięki niemu znów uwierzyliśmy, że potrafimy wygrywać” – pisze historyk wojskowości Lawrence H. Suid w książce „Odwaga i chwała. Wizerunek amerykańskiego wojska w kinie”. Na początku lat 80. reputacja armii wciąż była nadszarpnięta wojną w Wietnamie, a opinia publiczna patrzyła na wojskowych przez pryzmat rozliczających klęskę w dżungli takich filmów jak „Czas apokalipsy” czy „Łowca jeleni”. Po tym jak Cruise i reszta odebrali widzom oddech, a promująca film piosenka „Take my breath away” zdobyła Oscara, klimat się zmienił. – Nagle wszystko stało się „Top Gun”. Szedłeś ulicą i widziałeś reklamę Top Gun wśród kursów aerobiku, samochodowych dilerów albo pralni. Sami zaczęliśmy nosić krótsze fryzury – mniej więcej takie jak Cruise, a pod oficerskimi klubami zaczęły ustawiać się sznury pięknych dziewczyn. Tylko że ja akurat od dwóch miesięcy byłem żonaty – mówi mi David „Bio” Baranek, który podczas kręcenia filmu był w Top Gun instruktorem, a dziś pisze książki o lotnictwie. Pokazuje mi obłożony w czerwoną winylową okładkę dziennik lotów – w 1985 roku, pilotując lekki, już wówczas leciwy myśliwiec F-5F na potrzeby filmu, udawał miga. – Filmowcy chcieli, byśmy latali ekstremalnie blisko drugiego samolotu, żeby mieściło się to w kadrze – wspomina.

Co ciekawe, choć jego samolot tak jak reszta „wrogów” miał wymalowaną wielką czerwoną gwiazdę, to w filmie ani razu nie padło, że jest radziecki. Pentagon upierał się, by pozostać przy określeniu „przeciwnik” i nie sugerować walki z ZSRR. W zamian wojskowi zapewnili pomoc instruktorów z Top Gun i pozwolili filmować loty treningowe. Filmowcy zapłacili marynarce tylko

1,8 miliona dolarów, zaledwie ułamek wartości paliwa, które spalono podczas zdjęć. We wspomnianej kwocie zawarty był też czek na 25 tys. dolarów, który reżyser Tony Scott wypisał za dodatkowy skręt lotniskowca USS Ranger, bo chciał mieć lepsze światło.

Ingerowanie w filmowy scenariusz przez dowództwo marynarki uczyniło film mniej sztampowym. Pamiętna scena: główna postać kobieca wkracza na plan, a idąca za nią kamera dłużej zatrzymuje się na ubranych w czarne pończochy nogach aktorki. To puszczenie oka do Christine Fox, pseudonim Legs (ang. nogi), 30-letniej analityczki, która była jedynym cywilnym pracownikiem Top Gun w tamtym czasie. Aktorka Kelly McGillis zaczęła chodzić za nią krok w krok. Zaś jej postać zamiast – jak planowano w Hollywood – w leginsach ćwiczyć skłony, została doktorem astrofizyki w eleganckiej spódnicy i okularach. W 2013 r. Barack Obama powierzył Christine Fox rolę zastępcy sekretarza obrony, czyli wiceministra. Nigdy kobieta nie zaszła tak wysoko w wojskowej hierarchii USA.

Czytaj też: Widziała, jak matka zabija ojca. Charlize Theron w dzieciństwie przeszła piekło

Walki psów

Top Gun, czyli Szkoła Walki Powietrznej Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, powstała w 1969 r. w wyniku tzw. raportu Aulta. Wynikało z niego, że amerykańskie lotnictwo, które jeszcze podczas wojny w Korei traciło jedną maszynę na pięć

wrogich, w pierwszej fazie wojny w Wietnamie (1965-1968) roztrwoniło dawną przewagę do dwóch strąconych przeciwników. Piloci stracili instynkt i stali się zbyt zależni od technologii: radaru i pocisków kierowanych. Ault rekomendował powołanie szkoły do trenowania bojowych manewrów lotniczych, które piloci nazywają dogfighting, czyli walkami psów. I właśnie owych walk zaczęła nauczać jednostka w Miramar w Kalifornii. – Migi były zwrotniejsze, mogły więc wejść nam na ogon i zestrzelić. Za to nasze phantomy [ówczesne myśliwce USA – red.] miały więcej mocy. Pierwszy manewr, który zaczęliśmy ćwiczyć, polegał na tym, by iść ostro w górę, przelecieć nad migiem, wejść mu na ogon i oddać strzał – opowiadał kapitan Dan Pedersen, pierwszy dowódca szkoły, w rozmowie z magazynem „Time”. Efekty przyszły szybko. Pod koniec walk w Wietnamie na jeden samolot utracony przez marynarkę wojenną lub korpus piechoty morskiej USA przypadało 12 wrogich maszyn. Piloci, którzy przeszli trening w Top Gun, stawali się instruktorami we własnych dywizjonach.

Kelly McGillis i Tom Cruise w legendarnym filmie „Top Gun”, 1986 r. Fot.: Everett Collection/East News / East News

Tyle że oprócz hermetycznego światka pilotów niewiele osób o Top Gun wiedziało. Aż do maja 1983 r., gdy manewry, w których piloci F-14 mimo przeciążeń dochodzących do 7G usiłowali dopaść wroga, nie żałując dopalaczy, a w razie potrzeby zmieniając geometrię skrzydeł, opisał „California Magazine”. A bogato ilustrowany artykuł przeczytało dwóch młodych producentów filmowych Don Simpson i Jerry Bruckheimer i postanowili wokół tej historii nakręcić film, podkręcając nieco wątki i dialogi.

– Pytasz, czy faktycznie ktoś z nas mówił: „Spieprz to tylko odrobinę, a będziesz pilotować transportowiec pełen gumowego psiego gówna gdzieś z Hongkongu”? No, nie bardzo. Tak samo jak nie przybijaliśmy sobie piątki, krzycząc: „Czuję potrzebę wielkiej prędkości” (ang. I feel the need, the need for speed) – opowiada „Bio” Baranek, nawiązując do zdania, które – jeśli wierzyć amerykańskiemu instytutowi filmowemu – jest jednym ze stu najpopularniejszych w całej kinematografii, zaraz obok „My name is Bond” i „Szczerze, to nie obchodzi mnie to” z „Przeminęło z wiatrem”. – Nikt z nas nie pędził też motocyklem bez kasku, wiwatując ręką w kierunku startujących myśliwców – zaznacza Baranek. Motocykl Kawasaki GPZ900 to kolejna wypromowana przez film ikona. Do dziś uchodzi za protoplastę „ścigaczy”, szybkich sportowych motocykli. Jego nowszy o trzy dekady następca zagra w nowym „Top Gun”.

Tylko dla orłów

„Jesteście topowym jednym procentem pilotów marynarki. Elitą” – słyszą uczestnicy kursu, a wraz z nimi filmowa publiczność. To właśnie nadanie przesadnie glamourowego sznytu ich pracy, kosztem profesjonalizmu, najbardziej przeszkadza wojskowym w filmie. – Jako instruktor Top Gun zaczynasz dzień około 4.30. Jakąś godzinę później masz odprawę dla zespołu i omówienie zadań z podopiecznymi. Kolejne 60 minut masz na ubranie się w kombinezon, hełm, sprawdzenie samolotu. Silniki odpalasz na jakieś 30 minut przed startem. W powietrzu będziesz około 8.00, ćwiczenia w locie trwają zazwyczaj 90 minut. Lądujesz, sprawdzasz samolot, zdejmujesz kombinezon. Robisz podsumowanie. Studenci latają raz dziennie. Instruktorzy po jakichś 45 minutach przerwy powtarzają całą procedurę. Do domu wracasz około 18-19. A i tak papierową robotę często nadrabiasz w weekendy – opisuje Snodgrass.

Mimo zakończenia zimnej wojny i coraz powszechniej wykorzystywanych bojowo dronów Top Gun co roku opuszcza 60-75 lotników, głównie młodych pilotów po pierwszej turze bojowej, czyli w wieku 22-25 lat. Instruktorzy najczęściej w stopniu odpowiadającym naszemu kapitanowi są niewiele starsi od kursantów (średnio mają po 26-30 lat). Oprócz nich są jeszcze dowódca szkoły i zazwyczaj jej były instruktor w okolicach czterdziestki oraz jego młodszy o pół dekady zastępca. – By utrzymać dyscyplinę, mamy swoje zwyczaje. Każdy, kto rzuci cytatem z filmu, natychmiast płaci 5 dolarów kary. Każda minuta spóźnienia to karny dolar – opowiada Snodgrass.

Top Gun przeniósł się z Kalifornii do bazy Fallon w Nevadzie. – W moich czasach kurs trwał 5 tygodni, uczestniczyło w nim 8 dwuosobowych załóg F-14 Tomcat – mówi Dave Baranek. Dziś jest inaczej. Zmieniły się samoloty – zdecydowana większość to jednomiejscowe F/A-18E Super Hornet, coraz częściej do szkoły przylatują też piloci nowych F-35. Zaawansowane maszyny, hełmy, które wyświetlają dane na szybie przed oczyma pilota, i bardziej złożone zadania sprawiły, że zmieniono program. Szkolenie trwa już 12 tygodni. A „walka psów” to zaledwie 30 proc. zajęć. Pozostałe to ataki z powietrza na cele naziemne oraz symulacje bitew powietrznych toczonych bez kontaktu wzrokowego, jedynie za pomocą przyrządów. – Chodzi o poradzenie sobie z sytuacją, w której pilot widzi 12 samolotów na radarze, z czego cztery to sojusznicy. Analizujemy, jak wtedy namierzać cel, kiedy odpalać pociski kierowane, jak kontrolować – mówi Guy Snodgrass. Dodaje, że instruktorzy kładą ogromny nacisk na chłodny profesjonalizm i precyzyjny język. – Każdy ma w głowie to, że samolot wart jest 78 milionów dolarów – mówi nam Snodgrass, który oprócz wspomnień z pracy dla sekretarza obrony napisał też książkę o przywództwie „Top Gun’s top 10. Lekcje z kokpitu o byciu liderem”. Stosując się do nich, można zostać lepszym dowódcą. Ale czy gwiazdą Hollywood?

„Top Gun: Maverick” ma wejść do kin w czerwcu.

Czytaj też: Upadek Johnny’ego Deppa. Jak aktor stracił kontrolę nad własnym życiem

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNowa odmiana koronawirusa. Co zrobi polski rząd?
Następny artykułOstatnia sesja sejmiku: budżet 2021 i strategia rozwoju województwa do 2030