– Od piątkowego poranka obserwuję absolutny rajd na trójmiejskich drogach. Jak tak dalej pójdzie, to prawdziwym zagrożeniem nie będzie koronawirus, tylko my sami za kierownicami naszych rozpędzonych do absurdalnych prędkości aut – apeluje nasza czytelniczka, pani Marta. Oto jej spostrzeżenia.
Już od czwartku dzieciaki nie chodzą do szkół z powodu zagrożenia koronawirusem. W pierwszy dzień wielkich zmian nie było, ale w piątek już było na drogach bardzo luźno. Jechałam z Rumi do Sopotu podczas porannego szczytu. Korków zero, płynnie przez każde światła.
Niestety, mimo że ruch jasno wskazywał, że każdy, kto wyjechał o zwykłej porze, dotrze do miejsca docelowego znacznie szybciej niż zazwyczaj, to nie brakowało tych, którym się bardzo spieszyło. Umówmy się: przekraczanie dozwolonej prędkości o ok. 20 km/h na trasie średnicowej Trójmiasta to praktycznie norma, ale to co się działo w piątek, przechodzi ludzkie pojęcie.
Policja pewnie zajęta koronawirusem, więc niektórzy kierowcy sobie ostro pofolgowali. Jeszcze bym na to machnęła ręką, gdyby sobie po prostu gnali, ale podczas dwóch piątkowych przejazdów miałam kilka naprawdę niebezpiecznych sytuacji. Dwa razy ktoś przejechał na czerwonym. Wciskają się z lewego z wielką prędkością na prawy i ostro hamują, bo zaraz skręcają w prawo. Migają światłami, bo 70 na ograniczeniu do 50 km/h to im w mieście za mało! Do tej pory takie akcje miałam najwyżej na obwodnicy, ale teraz przeniosły się do centrów miast.
Mam nadzieję, że się wszyscy opamiętamy, bo jak tak dalej pójdzie, to prawdziwym zagrożeniem nie będzie koronawirus, tylko my sami za kierownicami naszych rozpędzonych do absurdalnych prędkości aut! Pamiętajmy, że mniejszy ruch nie powoduje od razu, że można jechać “szybko i bezpiecznie”!
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS