A A+ A++

– Gdzie to jest panie Jurku? – pytam. – Bardzo blisko centrum Przemyśla, na Kruhelu Wielkim. Z ulicy Sanockiej w lewo. Łatwo trafić – dodaje Jerzy Krużel. Od trzydziestu lat zajmuje się hobbistycznie pszczołami. Swoje cztery pasieki nazwał „Pod gruszami”. Ustawił je w najpiękniejszych i najbardziej miodnych okolicach Przemyśla.

Do pasieki „Pod gruszami” na Kruhelu Wielkim nie było jednak łatwo trafić. Sporo błądzenia po krętych, wąskich drogach, prowadzących na Zniesienie – jedno z przemyskich wzgórz. Mija się modną dzielnicę, domy jednorodzinne otoczone soczystą w tym roku zielenią. Gdzie tutaj pasieka? Wreszcie przy drodze wypatruje pan Jerzy.

– To tutaj. Zapraszam – mówi. I nagle, przez drewnianą leciwą bramę, wchodzimy w magiczny świat. Stary ogród. Stare grusze, jabłonie. Trawa po pas kontrastuje z mijanymi przed chwilą przystrzyżonymi do milimetra trawnikami. Zapach od dzieciństwa niesmakowanych odmian papierówek zwala z nóg. –Jestem absolwentem mieleckiego liceum, magistrem inżynierem trzech specjalności z dyplomami kilku uczelni, ale ze względu na swoją pasję ukończyłem jedyne w Polsce Technikum Pszczelarskie w Pszczelej Woli koło Lublina. Z czego jestem nie mniej dumny niż z dyplomów – z uśmiechem rozpoczyna swoją opowieść pan Jerzy.

Ubiera się jednocześnie w strój pszczelarza. Bierze dymiarkę. Do pasieki, składającej się z dziesięciu uli, idziemy ścieżką wydeptaną w rosłej trawie. –  Nie koszę. Nie zbieram spadłych owoców, żeby pszczoły miały jak najwięcej pożytku. Trzeba trochę podymić. Pszczoła nabiera wtedy miodu i nie żądli. Hoduję bardzo przyjazną i miodną odmianę linii Buckfast. Wyhodował ją w ubiegłym wieku w Anglii mnich – brat Adam. Dostał za to od królowej brytyjskiej Elżbiety tytuł szlachecki – informuje pan Jerzy.    

Nie jestem zawodowcem

– Nie, nie jestem zawodowcem. Żyję z emerytury, a pszczelarstwo to dla mnie więcej niż hobby – kontynuuje pan Jerzy. Z transportówki – przenośnego pudełka z ramkami – wyjmuje jedną z nich. – To jest tak zwana ramka wielkopolska. Ma oczka o rozmiarze pięć i cztery dziesiąte milimetra, czyli typowy rozmiar komórki pszczelej dla magazynowania miodu.

Pan Jerzy zdejmuje górną część jednego z uli. Tłumaczy: w dolnej części znajduje się podstawa z kratką wlotową, czyli dennica oraz część gniazdowa, w której pszczoły się rozmnażają. Pośrodku mamy miodnię. Od góry – korpus powietrzny z dostępem do tak zwanych pajączków do zbierania propolisu i do karmienia.

Pan Jerzy otwiera jeden z uli. Odymia wlot do ula, potem – po zdjęciu górnej części – oczka pajączków. Odsłania gniazdo. Wokół ula coraz więcej zaniepokojonych pszczół. Charakterystyczne brzęczenie może odstraszyć osoby o słabych nerwach. Za pomocą dłuta pszczelarskiego pan Jerzy odkleja i wyjmuje poszczególne ramki.

– Może znajdziemy matkę – informuje. Brzęczenie narasta.  Wyjmuje pierwsza ramkę, drugą, trzecią. Wreszcie jest. Od razu rzuca się w oczy rozmiarem i czerwona plamką. – O jaka grubiutka. Jeszcze będzie czerwić, a ma w sobie około ośmiu milionów plemników. Pszczelarze po dwóch, trzech sezonach wymieniają matkę  – informuje pan Jerzy. Po prezentacji sprawnie chowa ramkę z matką. Zamyka ul.

W takim miejscu i na Podkarpaciu pszczelarze nie odczuwają zmian klimatycznych?

– Wręcz przeciwnie. W tym roku w naszym rejonie brakowało pożytku. Jak wspomniałem, wiosna była zimna. Pszczelarze zbierali wcześniej średnio około dziesięciu kilogramów miodu z ula, a tym roku ledwie trzy. Większość z nas musiała dokarmiać pszczoły. Od kilku lat my, pszczelarze, widzimy znaczny wpływ zmian temperatury na prawidłowe funkcjonowanie rodzin pszczelich. Szczególnie w okresie wiosennym, kiedy zimno jest do połowy maja. Pszczoły nie rozwijają się tak, jak powinny – odpowiada pan Jerzy. – Prawidłowo już w  marcu powinien nastąpić rozwój pszczoły, gdy kwitną derenie i leszczyny, które są pierwszym pożytkiem białkowym. A jeśli jest zimno i nie ma białka, to pszczoły się nie rozwijają. W tym roku pierwszy miód odwirowałem pod koniec maja, co się rzadko zdarza.

Czyli jednak zmiana klimatu?

– Tak – bez wahania odpowiada pan Jerzy. – Zmiany klimatu spowodowane są  przede wszystkim zanieczyszczeniem środowiska naturalnego, miedzy innymi  wzrostem ilości dwutlenku węgla. Niekorzystne zmiany dotykają nas bezpośrednio. Chmura z kwaśnym deszczem nie zna granic regionalnych. Tę znad Krakowa wiatr przynosi do nas. Kwaśne deszcze negatywnie wpływają na rośliny, na zapylacze, na pszczołę miodną szczególnie. W efekcie zawirowań temperatury następuje nałożenie się kwitnienia roślin, co ma fatalne skutki. Wyselekcjonowanie miodów, tak zwanych odmianowych, z określonych roślin staje się wtedy niemożliwe. Jeśli jednocześnie kwitnie akacja, rzepak i mniszek lekarski – to już mamy pomieszanie pożytków. Kiepski urodzaj w sadownictwie, rolnictwie, słabe pożytki, wysokie ceny na produkty rolne, owoce, warzywa – to kolejne skutki zawirowań klimatycznych.

Co należy i można zrobić dla klimatu i o co walczą pszczelarze?

– Są to bardzo trudne zadania, ale na pewno trzeba ograniczyć zanieczyszczenie środowiska, emisję dwutlenku węgla. Dwutlenek węgla sprawia, że niektóre rośliny kwitną nie w porę, a niektóre pozbawione są wartości odżywczych.
U nas rolnictwo nie jest tak rozwinięte jak na zachodzie Polski, gdzie nawozy sztuczne i środki ochrony roślin są używane częściej, a są one szczególnie groźne dla zapylaczy.  Co ciekawe – w Niemczech czy we Francji zabroniono używania w rolnictwie tak zwanych neonikotynidów, niezwykle inwazyjnych środków chemicznych, które co prawda chronią nasiona roślin, ale niszczą owady, w tym pszczoły. Środki  te sprawiają, że pszczoły giną. Pszczelarze w Polsce walczą o wprowadzenie zakazu stosowania neonikotynidów. Pochwalę się, że kilkuset pszczelarzy z naszych okolic podpisało petycję do prezydenta Przemyśla w sprawie planowanych oprysków zwalczających komary w mieście i wzdłuż Sanu. Opryski zakłóciłyby funkcjonowanie wszystkich pasiek
w okolicy. Na szczęście prezydent przychylił się do naszych sugestii – z zadowoleniem konstatuje pan Jerzy.

Jak może pomóc pszczołom i klimatowi każdy z nas?

Każdy z nas może pomóc pszczołom, czy zapylaczom– odpowiada pan Jerzy. – Zastanówmy się czasem, czy musimy nasze trawniki kosić do zera? Może warto pomyśleć o sianiu trawników kwietnych. Są dostępne gotowe mieszanki nasion. Będą cieszyć oko, a jednocześnie stanowić pożytek dla owadów zapylających. Może warto zasadzić stare, rodzime odmiany jabłoni, grusz, wiśni, czereśni, krzewów owocowych, zamiast obcych na naszym terenie cyprysów, które zawierają związki chemiczne niekoniecznie korzystne dla człowieka w jego otoczeniu. Może zamiast nich warto pomyśleć o kalinach, lipach, akacjach? Poza tym nie korzystajmy – zarówno w przydomowych obejściach, jak i na chodnikach i parkingach  marketów–  z środków chemicznych do usuwania chwastów czy trawy. One nie tylko niszczą roślinę do korzenia, wsiąkając w glebę, w wody opadowe, gruntowe, ale naniesione na powierzchnię parkingu czy gospodarskie obejście na butach dostają się do  naszych domów, mieszkań. A pamiętać trzeba, że najczęściej inwazyjne środki chemiczne do wypalania roślin są rakotwórcze – przestrzega pan Jerzy.

Czy wirtualna adopcja pszczół ma sens?

Pan Jerzy uśmiecha się. – Wszystko, co służy ratowaniu zapylaczy, służy ratowaniu planety. Tak, adopcja wirtualna ma sens, ale bez strategicznych, systemowych rozwiązań podejmowanych przez rządy państw sytuacji pszczoły miodnej i innych owadów zapylających w sposób zasadniczy nie poprawimy – mówi pan Jerzy.

Na gruszach umieszczone są w sadzie Pana Jerzego błyszczące w słońcu imitacje sów z dzwonkami. – Sowy wykonane są ze specjalnej folii odblaskowej po to, żeby dzięcioł zielony za bardzo nie zasmakował sobie w moich pszczołach. Czy są skuteczne? Trudno powiedzieć, ale na pewno z tymi sówkami jest weselej – śmieje się pan Jerzy. 

Na koniec rozmowy częstuje papierówkami i tegorocznym wielokwiatem. Smaku nawet nie próbujemy opisywać.

Dlaczego wymieranie zapylaczy jest zagrożeniem dla nas wszystkich?

Zapylanie roślin to jeden z najważniejszych mechanizmów pozwalających utrzymać życie na Ziemi. Praca pszczół, motyli, trzmieli i tysięcy gatunków innych zapylaczy pozwala rozmnażać się ogromnej liczbie roślin lądowych będących pożywieniem zwierząt i ludzi. Niestety, owady – konieczny warunek różnorodności biologicznej – są jednocześnie pierwszymi i największymi ofiarami trwającego kryzysu ekologicznego. Liczba wszystkich owadów na świecie drastycznie spada. Ubywa ich osiem razy szybciej, niż ma to miejsce w przypadku gadów, ptaków i ssaków. Jeśli spadkowy trend się nie zatrzyma, w ciągu najbliższych 20 – 30 lat może zniknąć aż 40 proc. gatunków owadów*.

* „Adoptuj pszczołę”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKinga Zbylut zakończyła karierę
Następny artykułДав задній хід: на Одещині правоохоронець за кермом вбив пенсіонерку