A A+ A++

8 czerwca 2010 minęło 40 lat od wizyty duszpasterskiej w Żninie Prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego. Mądrość życiowa księdza Prymasa i umiejętność jednoczenia ludzi wokół wspólnego dobra w PRL-u były dla społeczeństwa ostoją nadziei i wiary w wolną Polskę. Odwiedziny Jego Ekscelencji w Kościele św. Floriana spotkały się z represjami wobec przedstawicieli parafii, którzy witali dostojnego gościa, a także wobec księży.

Ksiądz Władysław Mielcarek zaprosił do Żnina Prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego, by podnieść na duchu społeczeństwo fot. Barbara Filipiak

   W 1970 roku proboszczem parafii św. Floriana w Żninie był ks. Władysław Mielcarek, obecnie rezydent w parafii Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Bydgoszczy. – Za PRL-u mówili, że nie ma w szkole religii, bo dziecko ma najpierw dorosnąć, a  potem niech sobie wybiera, czy będzie wierzącym, czy nie. I tak mnie jeden z propagandzistów przekonywał. Więc ja mu mówię: „Panie, to niech pan syna nie posyła do szkoły, jak będzie miał 18 lat, to niech pan mu powie, żeby szedł, albo na inżyniera, albo na lekarza. A jak on żadnej szkoły nie ma, jak on może wybierać, jak nic nie wie”. I tak samo jest w dziedzinie życia duchowego czy religii: najpierw niech pozna, a potem może odrzucić – powiedział ks. Mielcarek.
      – Na sztandarach tamtej epoki był wpisany element walki z Kościołem. Ten system odrzucał zasadnicze wartości: patriotyzm, bo to byłoby nie na rękę, bo to nie był w pełni wolny kraj, i po drugie – Kościół, bazę, na której się wzrastało w rodzinie – mówi o czasach PRL-u Józef Waźbiński.
      Stanisław Woźny i Józef Waźbiński wraz z nieżyjącym już Edwardem Gawrońskim 8 czerwca 1970 roku  witali Prymasa Polski Stefana Kardynała Wyszyńskiego w parafii św. Floriana w Żninie.

Przygotowania do wizyty Kardynała Wyszyńskiego

      Jak przypomina dziś ks. Władysław Mielcarek, w 1966 roku z okazji 1000-lecia Chrztu Polski żadna uroczystość z tej okazji się w Żninie nie odbywała, za to dwa lata później w całej Polsce hucznie obchodzono 50 rocznicę Rewolucji Październikowej.  – Pomyślałem więc: ludzie przygnieceni, ludzie rozbici, chcieliby się kiedyś spotkać i nikt ich lepiej nie zorganizuje i razem nie zespoli, jak osoba Prymasa Wyszyńskiego. I dlatego zwróciłem się do księdza Prymasa, czy by nie odwiedził Żnina, chodziło nie tylko o sam Żnin, ale  chodziło też o cały powiat. Byli zaproszeni proboszczowie z całego dekanatu, a ludzie z całego powiatu się stawili. I to był taki główny powód – żeby w ludziach odnowić to poczucie, że oni są jednak pewną siłą, żeby się razem zebrali, by wiedzieli, że mogą się jednak czegoś domagać dla siebie – mówi ks. Władysław Mielcarek.
      Proboszcz zaplanował, by podczas tej wyjątkowej wizyty Prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego witały delegacje dzieci, młodzieży, matek różańcowych i pod szyldem Głowy Rodzin Katolickich – przedstawiciele inteligencji żnińskiej. Mieli oni wręczyć Prymasowi obraz Matki Boskiej Żnińskiej namalowany przez Tadeusza Małachowskiego.
      Stanisława Woźnego, wówczas 31-latka, któregoś dnia po nabożeństwie majowym zagadnął  ksiądz Mielcarek i wyjawił swój zamiar. – Ja wiedziałem czym to pachnie, jakie będą konsekwencje, ale padł wybór, mówię: jestem powołany, nie lękam się. Pan Jezus powiedział: „Kto się zaprze mnie przed ludźmi, tego ja się zaprę przed Ojcem”. No i zgodziłem się. O tyle byłem jednak tchórzem, że powiedziałem, iż wolałbym nic nie mówić na powitanie.
     Józef Waźbiński miał 30 lat, gdy wikariusz parafii św. Floriana w Żninie, nieżyjący już ks. Józef Wronka, przybył do jego domu z propozycją reprezentowania części katolickiej społeczeństwa i wygłoszenia powitania Prymasa Polski. – W tamtych to latach, właściwie cały okres powojenny, cała moja młodość aż do wieku dorosłego była jakby związana, po części ukierunkowana, jeśli chodzi o Kościół, z Kardynałem Wyszyńskim. Był to na owe czasy niepodważalny autorytet – zaznaczył Józef Waźbiński.     

Wizyta Prymasa: 8 czerwca 1970

      O planowanej wizycie kardynała Stefana Wyszyńskiego w Żninie w Oktawę Bożego Ciała władze PZPR-u doskonale wiedziały, gdyż ksiądz Mielcarek na mszach świętych ogłaszał tę informację. Także w całym dekanacie księża informowali, że Prymas Polski przyjeżdża do Żnina. Jak stwierdził ks. Mielcarek: – Osobą prymasa się zawsze interesowali i mu towarzyszyli „specjalni ludzie”. Chodziło oczywiście o Służbę Bezpieczeństwa.
      Żnin zgotował Prymasowi wspaniałe powitanie. Były tłumy ludzi z całego powiatu żnińskiego. Ksiądz Józef Wronka na zewnątrz kościoła założył nagłośnienie, by wszyscy ludzie, którzy nie zmieścili się w kościele, mogli słyszeć słowa księdza prymasa.

wizyta k. Prymasa Wyszynskiego w Żninie w 1970 roku. Powitanie kardynała Stefana Wyszyńskiego na plebanii. Od lewej: ówczesny proboszcz parafii pw. św. Floriana w Żninie ks. Władysław Mielcarek, Prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński, ks. Franciszek Misiewicz - ówczesny proboszcz parafii pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Wenecji oraz ks. Wacław Kamiński - ówczesny proboszcz parafii pw. św. Mikołaja w Gąsawie. fot. archiwum Heleny Pawlak ze Żnina

Powitanie kardynała Stefana Wyszyńskiego na plebanii. Od lewej: ówczesny proboszcz parafii pw. św. Floriana w Żninie ks. Władysław Mielcarek, Prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński, ks. Franciszek Misiewicz – ówczesny proboszcz parafii pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Wenecji oraz ks. Wacław Kamiński – ówczesny proboszcz parafii pw. św. Mikołaja w Gąsawie. fot. archiwum Heleny Pawlak ze Żnina

      – Najpierw było powitanie, potem msza święta, w czasie mszy kazanie księdza prymasa, a po mszy była jakby taka akademia, poszczególne grupy podchodziły z kwiatami i życzeniami. Dzieci wystąpiły w najrozmaitszych strojach, pałuckich i takich polskich strojach. Bardzo prymasa ujęły za serce te dzieci tymi strojami, kwiatami i powitaniem – wspomina ks. Władysław Mielcarek.

Wizyta ks. Prymasa Wyszyńskiego w Żninie w roku 1970. W kościele podczas mszy świętej. Od prawej: ks. Józef Glemp (późniejszy Prymas Polski), ks. Stefan Smaruj - proboszcz parafii św. Marcina w Żninie, Prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński, ks. Władysław Mielcarek - proboszcz parafii św. Floriana w Żninie, franciszkanin ojciec Jakub z Pakości, ks. Szary. W górnym rzędzie ks. Franciszek Misiewicz - proboszcz parafii pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Wenecji. fot. archiwum ks. Franciszka Misiewicza

W kościele podczas mszy świętej. Od prawej: ks. Józef Glemp (późniejszy Prymas Polski), ks. Stefan Smaruj – proboszcz parafii św. Marcina w Żninie, Prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński, ks. Władysław Mielcarek – proboszcz parafii św. Floriana w Żninie, franciszkanin ojciec Jakub z Pakości, ks. Szary. W górnym rzędzie ks. Franciszek Misiewicz – proboszcz parafii pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Wenecji. fot. archiwum ks. Franciszka Misiewicza.

     Inteligencję żnińską pod szyldem Głowy Rodzin Katolickich na mszy wieczornej o 18:00 reprezentowali młodzi inżynierowie: Stanisław Woźny, Józef Waźbiński i Edward Gawroński. Powitanie wygłosił Józef Waźbiński, po czym prymasowi wręczony został obraz Matki Boskiej Żnińskiej. Prymasa witały także delegacje dzieci, młodzieży i matek.
      Po części oficjalnej kardynał wszedł na ambonę i skierował słowa podziękowania do każdej z delegacji. Jak zauważył Józef Waźbiński, proboszcz Mielcarek musiał wcześniej szepnąć Prymasowi, że młodzi inżynierowie są wśród delegacji witających, gdyż kardynał Wyszyński skierował do nich słowa szczególne: – I dziękuję wam, przedstawiciele inteligencji żnińskiej. Stanisław Woźny natomiast pamięta, że po wręczeniu obrazu kardynał powiedział: – Dziękuję wam młodzi inżynierowie za ten cenny dar.

 Chłopcy śpiewali dla Prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego, rok 1970, fot. z archiwum ks. Władysława Mielcarka

Chłopcy śpiewali dla Prymasa Polski fot. z archiwum ks. Władysława Mielcarka
     

Obaj panowie pamiętają, że kardynała bardzo pięknie powitał ksiądz proboszcz Mielcarek, który nawiązał między innymi do Jakuba ze Żnina, a także przytoczył historię Żnina, zaznaczając, że kiedyś była tu rezydencja arcybiskupów gnieźnieńskich.
      Spotkanie wiernych z Prymasem Polski trwało około trzech godzin. SB śledziło całą wizytę uczestnicząc we mszy. Interesowano się przede wszystkim tym, kim byli ci młodzi inżynierowie witający kardynała.

Scena polityczna Żnina w roku 1970

      Funkcję I sekretarza Komitetu Powiatowego PZPR pełnił wówczas Franciszek Musiał, zaś sekretarzem propagandy Komitetu Powiatowego PZPR był Bronisław Groszek. Funkcję sekretarza Komitetu Miejskiego PZPR pełnił E. Ślepecki,  przewodniczącym Prezydium Powiatowej Rady Narodowej był E. Lehmann.  Tadeusz Rządkowski był zastępcą przewodniczącego PPRN, a Rajmund Muszarski pełnił funkcję kierownika Wydziału Oświaty i Kultury.     

Partia wyciąga konsekwencje     

   Wobec młodych inżynierów partia wyciągnęła konsekwencje. W Spomaszu, gdzie Stanisław Woźny był głównym technologiem, odbyła się narada, na której wykrzyczano, że kierownicy biskupów witają. Stracił stanowisko pracy. Oprócz zmiany stanowiska pracy musiał także zrezygnować z członkostwa w Związku Młodzieży Socjalistycznej, a był wtedy wiceprzewodniczącym zarządu powiatowego ZMS. – Zostałem zastępcą głównego technologa do spraw nowych uruchomień. Gdy do władzy doszedł Gierek, Stanisław Woźny powrócił pod koniec 1970 roku na swoje poprzednie stanowisko głównego technologa.
      – Ale ja już zawsze wychodziłem w oczach partii, milicji jako klerykał. Miałem swoją kartotekę w milicji. Jako główny technolog musiałem mieć prawo wejścia do kancelarii tajnej, „Spomasz” produkował dla wojska różne sprzęty zbrojeniowe, kuchnie polowe itd. To żeby uzyskać utajnienie w ministerstwie, to musiała być opinia władzy, która ciągle odmowna była. W końcu, jak ciągle odmowa była, to ja nie mógłbym pełnić tej funkcji. No, ale w końcu Klimaszewski mówi: „No nie wygłupiajcie się, przecież chłopak w porządku jest”. I tak to się potem wszystko dobrze potoczyło, że od tego odeszli, ale pamiętam, że bardzo się czepiali. Czułem się takim naznaczonym, niczym trędowaty. Znajomi, którzy mieli korzenie milicyjne, odsunęli się ode mnie. Udawali, że mnie nie znają  – wspomina Stanisław Woźny.
      Następnego dnia po wizycie Prymasa Polski Józef Waźbiński załatwiał sprawy w cukrowni. Odwiedził zastępcę dyrektora do spraw surowcowych Jana Augustyniaka, który, gdy tylko go zobaczył, powiedział: – Panie Józefie, co wyście narobili? Wyście Prymasa witali! Wie pan co się dzieje. Tam w tym domku [w siedzibie PZPR – przyp. red.] aż się gotuje, aż podskakuje. Od Jana Augustyniaka Józef Waźbiński dowiedział się także, że sekretarz propagandy Bronisław Groszek pytał, kto Waźbińskiego upoważnił do reprezentowania inteligencji żnińskiej. Nie mógł ścierpieć tego, że to Prymas określił kto jest inteligencją żnińską, a nie partia. To było dla partii nie do przełknięcia.
      Władza była pamiętliwa i Józefa Waźbińskiego dobrze zapamiętała. – Ja również działałem w kółkach rolniczych. To było na fali, taka działalność gospodarczo-społeczna. I z tego tytułu różnego rodzaju zebrania i narady były. I któregoś roku, może to było w 1972 roku, właśnie z tego tytułu było zebranie w partii, w sali posiedzeń. I ja tam wchodzę i na korytarzu nadziałem się na Groszka. A on mówi: „Tu, tu chodźcie”. I tak spojrzał i zapytał: „A kto wy jesteście?”, „Jestem Waźbiński”, „A to ten, który prymasa witał”. W tej jego głowie tak się zakodowało, że to Waźbiński witał prymasa – śmieje się dziś pan Józef i dodaje: – Tamta władza miała monopol na wszystko, na wszelkie środki zaopatrzenia. Nie, że ci się należy, tylko za przyzwoleniem. No i sprawa przydziału ciągników, to potem dla mnie była na nie. Musiałem szukać innej drogi dostępu, nawet w innym województwie, by nabyć maszyny. Czujne oko partii uważnie dopilnowywało reglamentacji rozdziału maszyn. To były te konsekwencje.
      Władze wyciągnęły także konsekwencje wobec księży parafii św. Floriana. Wytyczono im kolegium. Księdzu Wronce za to, że bez pozwolenia nagłośnił plac, a proboszczowi Mielcarkowi za to, że wisiały flagi obcego państwa – watykańskie. – Jak się wybierałem na kolegium, to wziąłem ze sobą encyklopedię i pokazuję im, że flaga państwa watykańskiego jest biało-żółta i na tym jest papieski herb. A myśmy tylko powiesili flagi biało-żółte. Dekoracje biało-żółte. A prawo karne należy stosować ściśle. Po łacinie  jest taka zasada prawnicza, że to co jest przywilejem, to można troszeczkę poszerzyć. Ale to co jest karą, jakimś przestępstwem, to trzeba ściśle brać. Ponieważ tu nie było ani kolorów, ani nie było herbów, dlatego nie była to flaga obcego państwa. Powiedzieli więc: „No to przerywamy, będzie druga rozprawa”. Na drugą rozprawę przychodzę, a tam ci ludzie z powiatowej rady, wszyscy z parafii,  powiadają: „Ksiądz będzie ukarany”. Jakiś milicjant czyta jakąś tam ustawę, że nie wolno używać dekoracji biało-żółtych, że nie wolno używać sztandarów  KSM-u [Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży – przyp. red.]. Ja się pytam tego milicjanta, z którego roku jest ta ustawa. Odpowiada, że z 1925 roku, Mościcki czy rząd Polski wydał taką ustawę na temat obchodu tych uroczystości różnych i co wolno, a czego nie wolno. To ja mówię: „Dziękuję”. Ogłosili chyba 2,5 czy 3 tysiące kary – powiedział ks. Władysław Mielcarek.
      Ksiądz proboszcz odwołał się od decyzji kolegium do Wojewódzkiego Kolegium w Bydgoszczy. Tam karę podtrzymano. Po upadku rządu Gomułki i objęciu rządów przez Gierka, ksiądz Mielcarek złożył odwołanie od zasądzonej kary do ministerstwa, do Wydziału do spraw Wyznań w Warszawie.  – I po jakimś miesiącu wezwał mnie do siebie pan Lehmann, który był wówczas przewodniczącym Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Żninie  i powiedział: „Ksiądz będzie zwolniony z kary”. On prawdopodobnie dostał tę dyrektywę z Warszawy. Powiedział, że nie będę karany. To już było w połowie 1971 roku, w czerwcu. Ostatecznie nie zapłaciłem tej kary – powiedział ks. Władysław Mielcarek.
      Ksiądz Władysław Mielcarek mówi też: – Prymas promieniował pewną taką mocą, pewnością siebie, nie bał się ani więzienia, ani cierpienia, ani UB, wiedział, że to z Panem Bogiem nikt nie wygra – wspomina ks. Mielcarek. Uważa jednocześnie, że Pan Bóg tak na odpowiednie czasy daje odpowiedniego człowieka, jednak jak zauważa: – Prymas Wyszyński w każdych czasach byłby zawsze sobą. On zawsze mówił tak: „Bierzcie na siebie wszelkie szykany, albo kary, ludzi nie angażujcie. Ludzie mają rodziny, muszą je utrzymać, utrzymać pracę, nie narażajcie ludzi. Niech oni sobie żyją, wy bierzcie na siebie wszelkie odpowiedzialności, kary, chrońcie ludzi by mogli swoje obowiązki w domu wypełniać”.    

Wspomnienia po czterdziestu latach 

      Józef Waźbiński domyśla się, że został wybrany do reprezentowania inteligencji żnińskiej, gdyż po pierwsze był młodym inżynierem po studiach w Wyższej Szkole Rolniczej w Poznaniu, a po drugie chodziło o zniwelowanie ewentualnych konsekwencji. – Ja przypuszczam, rozumiejąc również intencje samego proboszcza, który dobrze wyczuwał, jakie to mogą być konsekwencje poważne, szczególnie dla tych co byli na posadach państwowych. Więc ci byli zagrożeni najbardziej. W moim przypadku była to w dużym stopniu niezależność, ponieważ była to inicjatywa prywatna i nie groziła mi utrata pracy. I chyba o to chodziło – by zniwelować możliwość konsekwencji, dlatego mnie obdarzono tą zaszczytną funkcją, również wygłoszenia powitania. Co się zresztą tak stało. Przeżyłem to z ogromnym stresem – i dodaje: – To był dar losu, że to mnie spotkało, że dane mi było to przeżyć. Witałem wielkiego człowieka, który był dla mnie autorytetem.

W góry Stanisław Woźny, u dołu – Józef Waźbiński. Fotografie z roku 1970 i 2010.

      Dla Stanisława Woźnego rok 1970 był szczególny, gdyż na Wielkanoc odbył się jego ślub, a niespełna 3 miesiące później witał w kościele Prymasa Polski. Wspomina go jako męża stanu. – Zawsze jak ktoś mówi „mąż stanu” to mnie się zawsze przypomina ten moment. Jak podchodził do ołtarza, miał taki wymowny ten gest, to mi się wydawało, że lecą we mnie strzały. Przeżywałem to bardzo. Ja byłem tak zbudowany tym, wstrząśnięty, bo to było takie wielkie przeżycie. I ta wizyta, i to jego Słowo Boże, ale to każdy przeżył kto tam był, bo to doniosła wizytacja była, i taki moment właśnie. To było dla każdego obecnego takie poruszenie.
      – Kiedyś na egzekutywie – mówi Stanisław Woźny – jeden z nieżyjących już towarzyszy pyta się: „A czy towarzysz chodzi do kościoła”? „Tak, chodzę”. A drugi towarzysz mówi: „Jak to. Inżynier wychowany w Polsce Ludowej w Boga wierzy?”. A potem taka pogłoska się rozeszła o mnie: „Co za butny facet, powiedział, że do kościoła chodzi, i będzie chodził”. W swoim życiu Stanisław Woźny kierował się wytycznymi Prymasa Wyszyńskiego, który młodym ludziom mówił: Starajcie się być dobrymi pracownikami, żeby im na was zależało, wtedy was nie ruszą, bo jesteście potrzebni. Stanisław Woźny był potrzebny.
      W klimacie autorytetu rodzica, nauczyciela i Kościoła wzrastał Józef  Waźbiński. – Ja tak byłem kształtowany, że  na każdym etapie życia zawsze szukałem sobie wzorców postępowania. Ja nigdy nie szedłem w życiu na skróty i nie zawsze to jest wygodne. I nie zawsze jest to pożyteczne dla danego człowieka, ponieważ  to rodzi konsekwencje. Ale to jest kwestia sumienia, czy ktoś chce przyzwoicie się czuć patrząc w lustro, czy nie. W tamtym okresie odwaga miała cenę, ja witałem prymasa, który był dla mnie autorytetem. A jeśli człowiek ociera się o tego rodzaju autorytety moralne, to siłą rzeczy go to wzmacnia.
      Bohaterowie tego wydarzenia zapytani, czy by witali Prymasa Wyszyńskiego, gdyby wiedzieli, jakie konsekwencje zostaną wobec nich wyciągnięcie, odpowiedzieli zgodnie, że tak. Józef Waźbiński zaś dodał: – Po tym  spotkaniu z prymasem pozostaje jakby kawałek historii. Gdziekolwiek człowiek był, chociażby w Bieszczadach, to z jakąś taką czułością się patrzyło na to miejsce jego zesłania. To chętnie się zaraz gruntownie przeczytało te „Zapiski więzienne”, zatrzymało się nad jego wspomnieniami z tego pobytu.
      – Tak, witałbym prymasa – przyznaje Stanisław Woźny – To było wyróżnienie i powołanie. Zostałem powołany, podjąłem to wyzwanie i bym chyba nie darował sobie tego, gdybym powiedział „nie”. To był rok 70, kardynał Wyszyński urodził się 3 sierpnia i mój syn też urodził się 3 sierpnia. 70 lat między nimi było różnicy. Syn się rodził w 1971, czyli kardynał miał wtedy 70 lat. I ten 70 rok i to wszystko to się tak złożyło. Ta siedemdziesiątka jest więc dla mnie szczególna.     

Prymas Wyszyński szanował społeczeństwo

      Ksiądz Franciszek Misiewicz uczestniczył w mszy świętej podczas wizyty Prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego w Żninie. Był wówczas proboszczem parafii pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Wenecji. Wcześniej, będąc w latach 1960-66 wikariuszem Parafii Archikatedralnej w Gnieźnie, często widywał księdza kardynała Wyszyńskiego. Każdego roku 2 lutego był wraz z proboszczem i innymi wikariuszami zapraszany na kolędę do Pałacu Prymasowskiego.

Ksiądz Franciszek Misiewicz uczestniczył w mszy świętej podczas wizyty Prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego w Żninie fot. Barbara Filipiak

      – To był człowiek, który szanował siebie i szanował społeczeństwo. Był zawsze z dystansem i odważny, odważny w wypowiedziach, nie szedł na uległość, zawsze co miał na sercu, to powiedział. Czasem nawet dosyć ostro. Kiedy zaczęto brać kleryków do wojska, to napisał protest do generała Spychalskiego i ten nie raczył mu odpowiedzieć. To na kazaniu Prymas powiedział: „Jak dziecko do mnie pisze list, to ja nawet dziecku odpowiadam na ten list, natomiast marszałek generał Spychalski na mój list nie raczył odpowiedzieć” – wspomina ksiądz Misiewicz.
      Ksiądz Franciszek Misiewicz pamięta, że na spotkanie z prymasem w Żninie przybyli ludzie ze wszystkich stron. – Przez swoje życie dał przykłady i dlatego ludzie się do niego garnęli. Prymasa szanowali – dodaje.
     Od wizyty w Żninie Prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego minęło 40 lat. Zmienił się ustrój, lecz czas nie zatarł wspomnień o wielkim człowieku, który ponad wszystko umiłował Kościół i Ojczyznę. Józef Waźbiński wspominając pobyt kardynała w Żninie 8 czerwca 1970 roku stwierdził: – Patrzę na to spotkanie przez  pryzmat tego, że ja uczestniczyłem w jakieś historii człowieka, który się zapisał w dziejach. Został Prymasem Tysiąclecia.

Barbara Filipiak
Pałuki nr 957 (25/2010)

Parafia Mariacka w Żninie ma 50 lat - poczet proboszczów
Parafia Mariacka w Żninie ma 50 lat – poczet proboszczów

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCzy Indie utworzą „nowy Hongkong” na Wielkim Nikobarze?
Następny artykułOczywista Nieoczywistość – Kamieniołom