A A+ A++

Zdziwi zapewne każdego enigmatyczny tytuł obecnego artykułu, a zwłaszcza młodych ludzi, nie znających dobrze historii tego ośrodka miejskiego. Bo gdzie szukać owego najważniejszego punktu, jak nie na rynku, tj. na placu wokół gruntownie odnowionego budynku Urzędu Miasta, czy też w gmachu Biłgorajskiego Centrum Kultury.  

Tymczasem w dwudziestoleciu międzywojennym, a następnie podczas ostatniej wojny światowej, tym centralnym punktem w Biłgoraju stała się, rzecz jasna przypadkowo, nasza elektrownia miejska. Właśnie dzięki niej miał on odtąd nie tylko wiele wspólnego z takimi znanymi miastami galicyjskimi, jak Buczacz, Bursztyn, Dobromil, Gródek Jagielloński, Horyniec, Horodenka, Kałusz, Rohatyń, Skole, Śniatyń, czy Trembowla, lecz także poprawiła się w nim zdecydowanie jakość życia ówczesnych mieszkańców.

Elektrownia biłgorajska w budowie 1930 r.

A stało się to wszystko za sprawą jednego, niezwykle zdolnego człowieka ze Lwowa, który z zamiłowania był zarówno doskonałym elektrotechnikiem, jak i lotnikiem oraz przewodnikiem turystycznym, a nawet… drugoplanowym aktorem wielu scen lwowskich. To on bowiem zaprojektował i przyczynił się do wybudowania w tych wszystkich wspomnianych miejscowościach elektrowni oraz sieci miejskich. Co ciekawe, wzniesienie naszego zakładu energetycznego planowano przeprowadzić już ok. 1928 roku, bo takie datowanie rozpoczęcia prac budowlanych jest podawane powszechnie w wielu publikacjach.

Jednak, zgodnie z zachowanymi dokumentami, Dyrekcja Robót Publicznych w Lublinie zatwierdziła ostatecznie plany jego budowy dopiero 5 listopada 1929 (uchwałą nr 368). Sporządził je bardzo znany wtedy inż. Stanisław Szafnicki, zdolny absolwent Wydziału Mechanicznego (Oddziału Elektro-technicznego) Politechniki Lwowskiej, tj. wcześniejszej Szkoły Politechnicznej, twórca wielu elektrowni miejskich w odrodzonej Polsce.  

Warto wspomnieć tu kilka słów o tym nieprzeciętnym człowieku. Urodził się w 1891 roku w Częstochowie. Zanim ukończył C. K. Szkołę Realną we Lwowie (w 1912), brał udział w strajku szkolnym 1905 w swym mieście, walcząc wraz z innymi uczestnikami o wprowadzenie języka polskiego, jako wykładowego, na terenie Królestwa Kongresowego. Za to został wydalony z gimnazjum. Ukończył je w Galicji, gdzie także rozpoczął studia wyższe.


Budowniczy elektrowni – inż. Stanisław Szafnicki tuż po II wojnie

Po zakończeniu pierwszej wojny światowej współpracował początkowo z wojskiem, budując na jego potrzeby zasieki elektryczne własnego systemu, użyte w wojnie z bolszewikami, by w 1925 roku założyć własne biuro budowy elektrowni. Specjalizował się zwłaszcza w elektryfikacji mniejszych miast galicyjskich, głównie zaś za pomocą urządzeń elektrycznych napędzanych silnikami Diesla, maszynami parowymi lub turbinami wodnymi.

Nota bene, pierwszy prąd popłynął w Biłgoraju właśnie dzięki tym ostatnim „cudom techniki”, ale nie była to bynajmniej zasługa inżyniera, tylko właściciela nieistniejącego już młyna wodnego w Rożnówce, włączonej dokładnie w 1919 roku w obszar tego miasta. Albowiem nowy nabywca owego zakładu młyńskiego, którym po Lejbie Wurmanie (posesorze wspomnianego obiektu przed I wojną światową), został miejscowy potentat zbożowy – Hersz (ewentualnie Herszko lub Herszele) Szajnwald, doprowadził ok. 1929 do unowocześnienia napędu oraz modernizacji wszelkich urządzeń w swoim młynie.

Dzięki zastosowaniu turbiny wodnej, a wraz z nią także dwóch prądnic, stał się zupełnie przypadkowo… pionierem w dostawie prądu elektrycznego do ośrodka nad Białą Ładą. (Zresztą nie tylko w tym przodował. Podobno jego młyn, o mocy przerobowej ponad 10 ton zboża na dobę, słynął potem również z mąki najlepszej jakości w całej okolicy). Stąd też już wówczas zbudowano skromną sieć dla pierwszych odbiorców wyprodukowanego w ten sposób prądu, która rozpoczęła swą pracę dokładnie 20 października 1929 roku. Po zbudowaniu elektrowni z prawdziwego zdarzenia służyła ona dalej, jako zastępcza, a korzystano z niej zwłaszcza podczas awarii nowo powstałego zakładu.

Elektrownię biłgorajską postawiono w pobliżu stacji kolejki wąskotorowej, na działce nr 159, pomiędzy szosą Tarnogrodzką, a końcowym fragmentem ulicy Kościuszki, zwanym obecnie ul. Kopernika. Wzniesiona w rekordowym tempie (do końca 1929, lecz bez otynkowania i zainstalowania urządzeń), być może pod kierunkiem naszego powiatowego inżyniera Włodzimierza Michalewskiego, stała się największą chlubą oraz ozdobą miasta.

Jej kierownikiem został technik mechanik Wacław Romanowicz, który zgodnie z zamierzeniem, zamieszkał w tym obiekcie. Początkowo zainstalowano w nim dwa silniki o mocy 120 oraz 50 kW, napędzane olejem, produkujące za pomocą prądnic odpowiednio 60 i 35 tys. kWh rocznie. Regularne dostawy prądu do odbiorców nastąpiły już z dniem 2 marca 1930 roku Siedem lat później wzbogacił się on o jeszcze jeden silnik, mogący wyprodukować dodatkowe 45, 5 tys. kWh.

Do pracowników tego przedsiębiorstwa, poza technikiem Romanowiczem należeli w różnych okresach czasu tacy znani mechanicy lub elektrycy biłgorajscy, jak: Jan Mazurek, Stanisław Parnicki, Edward Jednacz, Tadeusz Kosobudzki, Ryszard Głąb, Stanisław Mazur (od 1942), Jan Szubartowicz i Szczepan Grabowski.


Stanisław Mazur ps. Wrzos

W celu dostarczania energii elektrycznej do klientów wybudowano wówczas nową, dziewięciokilometrową sieć energetyczną, która niestety spłonęła już w 1939, wraz z innymi obiektami strategicznymi w mieście (m.in. z siecią telefoniczną, magazynami, warsztatami rzemieślniczymi i samym Magistratem), podczas celowego podpalenia Biłgoraja przez dywersantów niemieckich.

Jako ciekawostkę należałoby podać w tym miejscu, iż jeden z elementów trakcyjnych z tamtego okresu (tzn. metalowy słup), przetrwał szczęśliwie aż do czasów obecnych i ma teraz dokładnie… 91 lat.  Rzecz jasna dokonana wówczas elektryfikacja zmieniła na lepsze życie tutejszych mieszkańców. Z ich domów zniknęły bowiem kopcące lampy naftowe, a pojawiło się w nich światło elektryczne oraz inne urządzenia techniczne, napędzane prądem.

Podczas II wojny światowej miejscowa elektrownia stała się dla nas po raz kolejny powodem do wielkiej dumy. Albowiem zorganizowano w niej niezwykle prężną komórkę ruchu oporu. W jej skład wchodzili niemal wszyscy pracownicy, poza kierownikiem, świadomie niczego nie wiedzącym, będący zarazem zaprzysiężonymi żołnierzami AK, i to w takiej konspiracji, iż nawet między sobą o niczym w zasadzie nie wiedzieli.

Każdy z nich otrzymał zresztą własne zadania. Edward Jednacz ps. Tulipan (według niektórych Gryf), elektryk wprowadzony do podziemia zapewne w II połowie 1943 roku (miał wtedy tylko 19 lat), za pośrednictwem swego przyszłego teścia – st. sierż. Michała Wychodzkiego[1], którego odważną córkę Irenę Barbarę poślubił po wojnie, został łącznikiem i wywiadowcą oddziału partyzanckiego ppor. Józefa Steglińskiego ps. Cord.

To on, wraz z kolejnym elektrykiem – Janem Mazurkiem, czyli właśnie z kolegą „po fachu” miał w czerwcu 1944 roku prowadzić obserwację ruchu wojsk niemieckich tuż po akcji Sturmwind I, nadciągających pośpiesznie w rejon Biłgoraja i meldować o tym samemu Cordowi, poprzez kpr. Zygmunta Książka ps. Kniaź. Wypada tu wspomnieć, iż st. sierż. Michał Wychodzki należał do jednej z kilku pięcioosobowych sekcji szturmowych SZP i ZWZ w Biłgoraju już od 1939 roku.


Edward Jednacz ps. Tulipan

Akurat jego drużyna była pod dowództwem Aleksandra Szozdy ps. Wisiorek, spokrewnionego z wyżej wymienionym. Sam przyszły chorąży, a z zamiłowania malarz, po wcieleniu siłą (nie na ochotnika) we wrześniu 1944 do Ludowego Wojska Polskiego poległ już w marcu 1945 roku pod Gnieznem, niewykluczone, że po strzale w plecy przez jakiegoś oficera sowieckiego.   

Wspomniany wyżej Jan Mazurek był także wywiadowcą I Rejonu AK, podobnie jak Stanisław Parnicki ps. Amor. Nie znamy do końca funkcji pełnionych przez Ryszarda Głąba ps. Czarny, ale gdy chodzi o elektryka Stanisława Mazura ps. Wrzos, był on najpierw łącznikiem, a następnie również wywiadowcą Rejonu Biłgoraj.

Poza Ryszardem Głąbem, który pod koniec 1944 uciekł „Bezpiece”, pozostali pracownicy elektrowni zostali wtedy aresztowani przez miejscowe UB i znaleźli się w więzieniu, z którego wkrótce ich odbito, ale dopiero pod koniec 1945 roku uzyskali względny spokój, dzięki ujawnieniu się oraz złożeniu broni. Niestety Edward Jednacz tego wtedy nie uczynił, stąd był wielokrotnie więziony i represjonowany. 

Interesujący był zwłaszcza sposób działania w tym niebezpiecznym okresie miejskich elektryków, tj. Edwarda Jednacza, czy Stanisława Mazura, skierowanych przez szefa wywiadu biłgorajskiego AK – por. Edwarda Bieleckiego ps. Wyżeł, do zbierania wszelkich informacji. Albowiem wykorzystywali oni do tego… swoją faktyczną pracę zawodową. Dlatego w celu rozpracowywania podejrzanych ludzi lub zdobycia wiedzy posługiwali się sposobem „na awarię”, którą oczywiście sami preparowali, dokonując celowej przerwy w dostarczaniu energii elektrycznej do wybranych budynków.

Następnie udawali się do wytypowanych obiektów, szukając rzekomej usterki i wypytując się o jej przyczyny, obserwowali ukradkiem domowników, do których niekiedy powracali po ponownym włączeniu prądu. Właśnie w taki sposób zostały potwierdzone powiązania z Gestapo dwóch groźnych miejscowych konfidentów, (tzn. Michała Rapy i Artura Ostaszewskiego), którzy jako zdrajcy narodu polskiego zostali szybko „zlikwidowani”. Innym pomysłem tej konspiracyjnej inwigilacji, prowadzonej przez naszych elektryków, była również zmyślona wizyta z polecenia „rachuby Magistratu”, dla dokonania ponownego odczytu licznika.

Co istotne, dokładnie 21 lipca 1944 roku podczas pośpiesznej ewakuacji władz okupacyjnych, zaraz po podpaleniu lokalnej siedziby Gestapo Niemcy postanowili zniszczyć także biłgorajską elektrownię. W tym celu jeden z hitlerowców wrzucił do jej budynku granat bojowy. Pożar spowodowany jego wybuchem, ugasił już po ich odjeździe, sam kierownik tego obiektu, którym aż do 1948 roku był nadal Wacław Romanowicz.


Kennkarte st. sierż. Michała Wychodzkiego

Jak się okazało, skutki tego wybuchu nie były aż tak groźne, bowiem maszyny prądotwórcze nie zostały uszkodzone i mogły dalej pracować. Ocalały wówczas cudem także inne budynki, które w pośpiechu zaminowano, czyli gmach starosty (Kreishauptmanna) i Żandarmerii oraz siedziba kasyna oficerskiego, obecnie Muzeum Ziemi Biłgorajskiej.

Jednak ze względu na zbyt duże zapotrzebowanie prądu, znacznie przekraczające możliwości prądnic, już w drugiej połowie 1944 roku często musiano wyłączać światło w mieście, zwłaszcza w domach prywatnych. W tym czasie, aż do 1948 roku, kiedy to elektrownię przejął Skarb Państwa i przekazano ją Zjednoczeniu Energetycznemu Okręgu Lubelskiego w Lublinie, uwalniając władze Biłgoraja od obciążeń związanych z eksploatacją sfatygowanych i ciągle psujących się urządzeń, pracownikami tej placówki byli m.in. mechanicy Jan Szubartowicz, Szczepan Grabowski oraz elektryk Stanisław Mazur (z przerwami) i kierownik Wacław Romanowicz.

Po włączeniu miasta do ogólnokrajowej sieci energetycznej w maju 1949 roku zakończyła się wspaniała misja naszej elektrowni, ale nie jej budynku. Zaledwie kilka lat później przejęła go „Bitra”, czyli przedsiębiorstwo państwowe o nazwie Biłgorajskie Zakłady Przemysłu Terenowego.

Do tego czasu służył on m.in. za mieszkanie rodzinie… Stanisława Mazura, która wówczas liczyła cztery osoby. Po likwidacji tychże zakładów mieścił się w nim potem Wojewódzki Ośrodek Dokumentacji Geodezyjno-Kartograficznej, a następnie przejął go sam Urząd Miasta (w 1995 roku). Dziś mieści się w nim Centrum Informacji i Obsługi Biznesu Biłgorajskiej Agencji Rozwoju Regionalnego, chociaż jeszcze niedawno znajdowało się tu biuro Fundacji Fundusz Lokalny Ziemi Biłgorajskiej.

Dlatego nie wyobrażamy sobie już naszego ośrodka bez tego historycznego i jakże ważnego obiektu. W końcu to dzięki niemu mamy po raz kolejny wielki powód do dumy.

Piotr Flor
Prezes BTR

PS Autor dziękuje serdecznie Panu Ireneuszowi Jednaczowi za udostępnienie kilku fotografii rodzinnych i za udzielenie wywiadu na temat Edwarda Jednacza, jego drogiego ojca.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszego artykułu w jakiejkolwiek postaci, w tym również poprzez modyfikowanie jego treści, jest bez wiedzy i zgody autora zabronione.  

[1] Według relacji świadka, Ireneusza Jednacza, teść Edwarda Jednacza nazywał się Michał Wychocki.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTusk i Trzaskowski mieli „przypieczętować rozejm”. „Fakt”: Były premier korzystał z limuzyny marszałka
Następny artykułOgłoszono wysokość dofinansowań w programie “Teatr Polska”