A A+ A++

W świecie bijatyk istnieje wiele gier rozpoznawalnych dzięki barwnym postaciom, innowacyjnym rozwiązaniom technologicznym, szerokiej recepcji w kulturze czy po prostu dobrze zaprogramowanej zabawie zapamiętywanej na lata. Przykładem gry mogącej poszczycić się wszystkimi tymi przymiotami jest bez wątpienia Street Fighter II Capcomu, w którego rozszerzoną wersję Super Street Fighter II: The New Challengers (10 września będzie jej 30-lecie!) można zagrać w Arcade Classics Muzeum Filia w Stegnie. Dziś kilka słów o tej kultowej produkcji od ACME. Tradycyjnie zaprosimy też na konkurs.

Złożoność, dbałość o szczegóły, design postaci

Street Fighter jest najdłużej działającą serią bijatyk, a jej początek datujemy na 1987 r. Premiera pierwszej części przybliżyła nas do definicji nowego gatunku gier, ówcześnie dopiero raczkującego, a jej druga, kultowa część, odrodziła upadający wtedy przemysł arcade, doprowadzając do stworzenia takich wielkich marek jak Mortal Kombat, Virtua Fighter czy Tekken. Tytuł Capcomu silnie łączy się z branżą arcade, dość powiedzieć, że pierwszą grą z serii, która nie ukazała się na automacie (nie licząc remake’ów i podręcznych wersji) był Street Fighter V mający swą premierę 16 lutego 2016 r.

Twórcą oryginalnego Street Fightera był Takashi Nishiyama, fan sportów walki, zauważony przez Capcom za sprawą gry Spartan X stworzonej dla Irem (Kung-Fu Master poza Japonią), której udoskonaloną, nową odsłoną jest właśnie Street Fighter. Nazwa serii pochodzi od niezwykle brutalnego japońskiego filmu z 1974 r. Clash, Killer Fist! przemianowanego na The Street Fighter w Ameryce. Gra była odejściem od symulatorów wyścigowych czy galaktycznych strzelanek, tracących wtedy na popularności. Nie bez powodu popyt na nią znalazł się w erze końca boomu na Space Invaders. Na tle konkurencji poza świeżością rozgrywki tytuł wyróżniał się także swoją złożonością – dbałością o szczegóły oraz innowacyjnym podejściem do designu postaci. Ryu i Ken, główni bohaterowie, posiadali swoje historie, dzięki czemu wychodzili poza strefę zwykłych pięściarzy, a sama gra, chociaż nie zawierała elementów fabularnych w rozgrywce tylko poza nią, miała sprawiać wrażenie filmowej immersji. Ponadto już w 1987 roku gra korzystała z rewolucyjnego układu sześciu przycisków funkcyjnych – umożliwiających wybór mocy i źródła uderzeń, a także z ośmiokierunkowego joysticka, jednak niewiele osób wie, iż początkowy zamysł sterowania prezentował się zupełnie inaczej. Z początku Capcom był nieprzychylny pomysłowi aż sześciu przycisków, uważając, że sterowanie stanie się zbyt trudne dla gracza przyzwyczajonego do obecności dwóch. Opracowany później przy pomocy Atari system zakładał wykorzystanie czujnika siły nacisku gracza, gdzie siła jego ciosów odpowiadałaby mocy ciosów zadawanych w grze. W związku jednak z kosztami przekraczającymi możliwości Capcomu oraz ogólnie “wykańczającym” sposobem rozgrywki, z konceptu zrezygnowano na rzecz znanego obecnie. Niedługo potem los rozdzielił Takashi’ego Nishiyamę i Capcom, ponieważ ten rozpoczął pracę w SNK, a kuratelę nad omawianym tytułem przejął inny zespół – pod przewodnictwem Akiry Yasudy (znanego szerzej pod pseudonimem Akiman) oraz Akiry Nishitani’ego.

Hit w USA

Dalszy ciąg historii Street Fightera II bezpośrednio wiąże się z Final Fight, którego tytuł pierwotnie brzmiał Street Fighter ’89. Na początku nikt nie zakładał, że powstanie nowa marka. Rozpoczynając pracę nad nową grą przygotowano szkice i sprite’y postaci do Street Fightera ‘89, jednak przez ówczesne druzgocące braki w chipach pamięci półprzewodnikowej oraz mniejszą niż zakładano dostępność nośników ROM, Campcom zdecydował się zmienić plany, a do omawianej serii powrócił zaraz po premierze, z większą liczbą ROM–ów i funduszy – dzięki komercyjnemu sukcesowi Final Fight.

Ukończony w 1991 na maszyny arcade Street Fighter II powalał każdego, kto w niego zagrał, chociaż start w Japonii do pewnego momentu nie zapowiadał się kolorowo. Natomiast w USA gra z miejsca stała się hitem i zgodnie z danymi z magazynów automaty z bijatyką szybko stanęły w czołówce najlepiej zarabiających produkcji, a tytuł otrzymał też parę wyróżnień Gry Roku. Podobnie jak jego poprzednik wyróżniał się designem postaci, które wraz z rozgrywką i muzyką stanowiły fundament jego popularności. Proces tworzenia bohaterów do gry przebiegał w ciekawy sposób. Artyści otrzymali jedynie robocze nazwy postaci oraz ich ataków specjalnych, np. „bestia” czy „zapaśnik sumo” i z takimi etykietkami mieli puścić wodzę fantazji, by na koniec wspólnie wyłonić najlepsze koncepty. Ze względu na abstrakcyjny styl Street Fightera II często idee dostawały się do gry dzięki salwom śmiechu, a jeśli takich nie wywoływały, to patrzono na nie bardziej surowo. Mówiło się, że brak uśmiechu optymistycznego Nishitani’ego lub jego zbyt długie milczenie były czerwonym światłem dla pomysłu. Oczywiście nie można powiedzieć, że w firmie nie panował rygor, bo opowieści pracowników mówią o wielu nieprzespanych nocach spędzonych nad nieodpłatną pracą czy frustracją związaną z odrzucaniem ich pomysłów. Inny z wymienionych filarów długiej żywotności Street Fightera II to muzyka. Skomponowana przez znaną i szanowaną (chociaż w tamtym momencie u progu swojej kariery) Yoko Shimomurę, spełniła swoje zadanie i skupiała uwagę pośród wielu innych automatów, gdzie najbardziej wybrzmiewał popularny do dziś motyw Guile’a. Jak stwierdziła kompozytorka, muzyka miała oddawać ducha prezentowanych krajów i zdecydowano się postawić na humorystyczny wydźwięk. Shimomura odpowiadała także za wszystkie efekty dźwiękowe oraz nagrała głosy użyte później w grze. W wersji New Challengers dostępnej w muzeum w Stegnie, można posłuchać także trzech dodatkowych utworów skomponowanych przez Isao Abe (Sagat’s Theme, VS. screen i Here Comes a New Challenger). Każda postać może się też poszczycić własnym głosem i okrzykiem K.O.

Prekursor combo

Dość już o designie, przejdźmy teraz do rozgrywki. Opiera się ona o pojedynki w formule jeden na jednego, czasem przerywane etapem specjalnym (niszczenie samochodu, rozbijanie beczek i niszczenie ściany cegieł), za który gracz mógł otrzymać dodatkowe punkty. Po wybraniu jednej z ośmiorga dostępnych postaci (w wersji New Challengers jest ich już dwanaścioro) – każdej z własnym układem ruchów specjalnych i stylem walki, gracz rozpoczynał swoją podróż dookoła świata, w trakcie której mógł zmierzyć się z drugą osobą lub sztuczną inteligencją. Na jego drodze stało też czterech bossów. Co ciekawe, jak podaje księga rekordów Guinnessa, Street Fighter II był pierwszą bijatyką, w której zaprezentowano koncept combo. Niestety niejednokrotnie trzeba było żmudnie odkrywać je samodzielnie, a niektóre wersje gry ze względu na ograniczenia sprzętowe różniły się od kombinacji zapisanych w instrukcji. Jeden z takich ruchów odnaleziono po… 26 latach od premiery, co również potwierdza księga rekordów Guinnessa.

Obecnie seria Street Fighter posiada szeroką recepcję w kulturze i nadal prężnie się rozwija, choć obecnie jest już tylko cieniem swojej minionej popularności. To też dobry przykład tego, jak wieloletni rynkowi rywale potrafią się po zakończonych bataliach zjednoczyć – zjawisko obserwowane w branży gier dosyć często, chociażby poprzez Tekken x Street Fighter czy inne liczne wystąpienia gościnne postaci Capcomu w grach innych twórców. Ponadto niektórzy znani muzycy wykorzystywali soundtrack ze Street Fightera, co podkreśla nie tylko jego wysoką jakość szaty muzycznej, ale też jej ponadczasowość. Ewolucję przeszedł także esport – z kolejek pod maszynami arcade do dużych turniejów dzisiaj.

Spieszcie do Stegny, gdyż ekspozycja, na której zagracie także w Steet Fighter II: The New Challengers zamyka się już 27 sierpnia! Do zobaczenia!

Tutaj nasz kolejny konkurs z Arcade Classics Muzeum Elbląg.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułArek Kłusowski ma „Zaległości w miłości”. „Układanie sobie życia po rozstaniu to karkołomne zadanie”
Następny artykułLeclerc zaniepokojony 24 wyścigami