A A+ A++

Historia Anny Antonkiewicz, 49-letniej pielęgniarki pracującej w Świętokrzyskiej Izbie Pielęgniarek i Położnych w Kielcach, liczy jedenaście stron. Spisali ją jej syn Paweł oraz siostra Bernadetta.

Można tam przeczytać o pierwszych wizytach w szpitalu, płaczu i strachu, dziwnym telefonie nad ranem, walce o życie wbrew logice.

Paweł: – Dziadek mojego kolegi przeszedł przez to samo co mama. Jest w pełni sprawny, ale cofnął się umysłowo. Myśli, że nic się nie stało. Mama jest całkowicie sprawna intelektualnie, tylko została uwięziona w swoim ciele.

Nikt nie słuchał

Tamten czerwcowy poniedziałek dwa lata temu był wyjątkowo ciepły. – Zawieź mnie do szpitala – poprosiła syna. Paweł szybko zauważył, że z mamą jest kiepsko. Skarżyła się, że coś strzeliło jej w lewym uchu. Miała nudności i silne zawroty głowy.

Po piątej rano pojechali na oddział ratunkowy szpitala na Czarnowie. Lekarz uznał, że nie ma podstaw do hospitalizacji. Przepisał leki na poprawę krążenia.

W domu przeleżała cały dzień. Nad ranem we wtorek do łazienki dotarła na czworakach. Wezwali karetkę.

W szpitalu trafiła na oddział laryngologiczny. Diagnoza: problemy z błędnikiem. Późnym popołudniem siostra i nastoletnia córka odwiedziły ją w szpitalu.

Bernadetta: – Powtarzała, że oni jej nie pomogą, nie słuchają jej. Prosiła, żeby nikt z nas do niej nie dzwonił, bo nie ma siły rozmawiać. Była taka biedna, kiedy ją zobaczyłam.

Bliscy o Ani

Siostra: – Ania jest starsza ode mnie o 10 lat. To moja najlepsza przyjaciółka, drugiej takiej nie ma. Była przy mnie, kiedy zdawałam egzaminy, wybierałam suknię ślubną, rodziłam swoje dzieci.

Syn: – Mama jest głową naszej rodziny. Zawsze musiała coś robić, a to kładła panele, a to pracowała w ogródku. Kiedyś oplem corsą przewiozła przez całe miasto przęsła ogrodzeniowe. Jak? Po prostu zamocowała na dachu.

Siostra: – To ona zawsze wszystko ogarniała i radziła, co mamy robić.

Na tym łóżku ją zawiozę

W nocy z wtorku na środę na telefonie męża Ani wyświetlił się jej numer. Dzwoniła inna pacjentka ze szpitalnej sali. Powiedziała, że jest bardzo źle.

Mąż jest niepełnosprawny, zadzwonił po pomoc do szwagierki, żeby od razy pojechała do szpitala.

– Byłam tam koło godziny siódmej. Zobaczyłam siostrę wystraszoną, z rozbieganymi oczami. Nie ruszała już lewą ręką ani nogą. Była umordowana, chciała się napić. Pomogłam jej, ale się zachłysnęła – relacjonuje Bernadetta.

Anna Antonkiewicz Fot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta

Zaczęła krzyczeć. Widziała, że personel jest zdezorientowany i nie wie, co zrobić. Ktoś zdecydował, że Anię trzeba przewieźć na neurologię. Oddział mieści się w sąsiednim budynku, kilkaset metrów od laryngologii. Bernadetta usłyszała, że po Anię jedzie karetka z innej części miasta.

– Ja na tym łóżku ją zawiozę na neurologię! Liczy się każda chwila! – krzyczała Bernadetta.

Kazali im czekać na karetkę, która przyjechała o godzinie dziewiątej.

Nie dawali nadziei

Na neurologii lekarka od razu poinformowała, że w poniedziałek zaczął się udar móżdżku, który z czasem zmienił się w udar pnia mózgu.

Rodzinę uprzedzono, że jest bardzo źle. A Ania nie kwalifikuje się na trombektomię, czyli zabieg stosowany u pacjentów po udarze niedokrwiennym mózgu.

Ubłagali, żeby nie skazywano Ani na śmierć. Pod salą, w której wykonywano zabieg, czekała cała rodzina. Modlili się, czytali w internecie, czym różni się udar niedokrwienny od krwotocznego i jakie są rokowania.

Bernadetta: – Pielęgniarki między sobą się znają. Koleżanki z pracy Ani pytały te ze szpitala, jakie są rokowania. Nie dawali nam żadnych nadziei.

Co czwarta osoba umiera

W Polsce rocznie udar mózgu diagnozowany jest u 80-90 tysięcy osób. Co czwarta z nich umiera w ciągu roku od rozpoznania tej choroby.

Na 90 procent czynników ryzyka wpływ ma nasz styl życia. To m.in. niska aktywność fizyczna, nadciśnienie tętnicze, nadwaga, cukrzyca, palenie papierosów, nadużywanie alkoholu, antykoncepcja hormonalna u kobiet. Pozostałe czynniki są od nas niezależne, to m.in. wiek powyżej 65. roku życia. Na udar częściej zapadają mężczyźni.

Dla pacjenta łatwiej jest, kiedy objawy są typowe, jak niedowład lub porażenie jednej części ciała, zaburzenia mowy czy wzroku. Wtedy ma szansę na szybką pomoc. W całym kraju jest około dwustu ośrodków leczących udary.

Gorzej, kiedy są nietypowe, jak utrata przytomności czy przemijające ataki niedokrwienia, które stosunkowo szybko ustępują. – Osoby, które przez to przeszły, mówią później, że czuły się dziwnie i nieswojo. Mają też problem z wypowiedzeniem jakiegoś słowa. Po niedługim czasie wszystko wraca do normy, ale to sygnał, by zgłosić się do szpitala. Bo te objawy mogą powrócić i będą oznaczać udar mózgu – mówi dr Sebastian Szyper, fizjoterapeuta, prezes Stowarzyszenia „Udarowcy – liczy się wsparcie” z Bydgoszczy.

Udar wiąże się z dysfunkcją całej rodziny. – Depresja pojawia się nie tylko u osoby, która przeszła udar, ale również u opiekujących się nią bliskich – mówi Sebastian Szyper.

Zdarza się, że dorosłe dzieci muszą rezygnować z pracy, by opiekować się swoją matką albo ojcem po udarze.

Oczami składała wyrazy

– To urojenia – stwierdził ktoś z personelu, kiedy rodzina ucieszyła się, że Ania chce im coś przekazać. Kiedy leżała na OIOM-ie, zaczęła mrużyć oczami. Wpadli na pomysł, że do szpitala będą przynosić kartkę z alfabetem i cierpliwie pokazywać kolejne litery. I tak Ania zaczęła składać wyrazy.

Mogli przebywać z nią tylko godzinę. Mijała nie wiadomo kiedy, zwłaszcza że trzeba było Anię nakarmić, zadbać o higienę, poskładać z liter zdanie, które dyktowała. Opowiedzieć, co w domu.

Z OIOM-u trafiła na rehabilitację poudarową w Kielcach, na oddziale przebywała do końca listopada 2019 r. Potem rodzina dowiedziała się, że szansą jest wyjazd do Bydgoszczy. Trzeba było za niego zapłacić kilkanaście tysięcy złotych. Ale kiedy Ania wróciła do domu, poprawa była widoczna.

Anna Antonkiewicz z siostrą BernadettąAnna Antonkiewicz z siostrą Bernadettą Fot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta

A potem przyszła pandemia. I zburzyła wiele ich planów. Ania bała się wirusa, na bieżąco śledziła wszystkie komunikaty. Kiedy było więcej zakażeń, rezygnowała z rehabilitacji. Pojawiły się skurcze, płacz z bólu, bezsilności i depresji.

Ale i nadzieja, bo co rusz pojawiają się nowe pomysły, jak Ani pomóc. Dzięki temu skorzystała z akupunktury i obstrzykiwań botuliną.

Szpital: Dołożono staranności

Rodzina Ani o sprawie zawiadomiła Prokuraturę Okręgową w Kielcach.

Maciej Kabziński, pełnomocnik Anny:

Rodzina zarzuca odsyłanie pacjentki i nienależytą opiekę w początkowej fazie leczenia. Naszym zdaniem gdyby wdrożono odpowiednie leczenie, można byłoby uniknąć udaru i późniejszych fatalnych konsekwencji.

Anna Mazur-Kałuża, rzeczniczka Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach, wylicza, że diagnostyka Ani zaczęła się na neurologicznej izbie przyjęć. Kobieta spędziła tam kilka godzin. „Zgodnie ze zgłaszanymi przez Nią dolegliwościami, co zapisano w dokumentacji medycznej, wykonano u kobiety komplet badań: zarówno laboratoryjnych, jak i obrazowych. Konsultował ją neurolog oraz laryngolog. Po wykonaniu szczegółowej diagnostyki, lekarze uznali, że w tym momencie nie wymaga hospitalizacji. Jesteśmy przekonani, że dołożono wszelkiej staranności w trakcie udzielania jej pomocy i wykonywania diagnostyki w Izbie Przyjęć Neurologicznej” – pisze rzeczniczka.

Dodaje: „Szpital nie posiada wiedzy na temat ewentualnych prowadzonych postępowań w związku z powyższą sprawą. To, że sytuację bada prokuratura, nie jest w naszym odczuciu jednoznaczne z tym, że doszło do popełnienia błędu medycznego”.

To najpiękniejsze, że przeżyła

Dziś Ania porusza się na wózku inwalidzkim. Próbuje jeść i pić. Prawą ręką obsługuje komputer. – Ona mnie skrzyczy, pochwali, zwierzy mi się. Ania ma uszkodzone struny głosowe przez rurkę tracheostomijną. Nie wydaje dźwięków, ale rozumiem, co do mnie mówi. To najpiękniejsze, że przeżyła, choć jest mi niezmiernie przykro, że teraz jest w takim stanie – podkreśla jej siostra.

Bo z drugiej strony nie umyje sobie głowy, nie wytrze buzi, kiedy ubrudzi się serkiem. Nie chce się spotykać z nikim obcym. Jeszcze bardziej krępuje ją proszenie o pomoc czy ogłoszenia o zbiórkach pieniędzy na rehabilitację.

Paweł: – Wszystko się pozmieniało. Żeby się opiekować mamą, zrezygnowałem po części ze swojego życia. Teraz przynajmniej mamy wszystko pod kontrolą. Z OIOM-u wyszła z odleżynami czwartego stopnia.

Bernadetta: – Robimy wszystko, żeby czuła się jak najlepiej. Maluję jej włosy, paznokcie. Pamiętam, jak jeszcze niedawno prosiłam Boga, żeby Ania przeżyła. Teraz marzę, żeby przeszła kawałek o kuli. I wierzę, że się uda. Najwyżej sprzedamy wszystko. Byle tylko zdobyć dla niej pieniądze na rehabilitację.

Bliscy Anny prowadzą zbiórkę charytatywną dla niej. O tym, jak pomóc, można przeczytać TUTAJ.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułHercules na pływakach dla amerykańskich specjalsów
Następny artykułDzieci będą mogły sprzedać swoje zabawki, a mamy – posłuchać koncertu