A A+ A++

Barcelona, choć nadal z przetrąconym kręgosłupem finansowym, nie chce wyłączać się z walki o topowych zawodników na rynku. Może jest w tym nuta obłąkanego optymizmu. Może Joan Laporta i spółka zakładają różowe okulary za każdym razem, kiedy spotykają się na kawce z Javierem Tebasem, agentami pożądanych piłkarzy i prezesami innych klubów. Ale może też w tym szaleństwie jest metoda, skoro mimo ograniczonych środków raz na ileś przypadków udaje się zagrać sentymentem i dopiąć naprawdę mocny transfer.

Wielki transfer Barcelony

„Słuchaj, nie damy ci tyle, ile hojni Arabowie i bogacze w Premier League, ale wiemy, że zawsze chciałeś tutaj zagrać”, to hasło, które może i nie przekona wszystkich, a na pewno mniejszą liczbę klasowych piłkarzy niż choćby dekadę temu, ale jednego z najlepszych środkowych pomocników na świecie akurat skłoniło do przeprowadzki nad barcelońskie wybrzeże w tym momencie historii Barcelony.

Od razu zaznaczmy: przeprowadzki o tyle zaskakującej, że Gundogan miał wszystko, żeby dalej w komfortowych warunkach ogrzewać się w świetle sukcesu. Nieprzerwanie nosić opaskę kapitańską z niepodważalnym statusem w zespole, chodzić po ulicach miasta jako bohater ludu, a także przyjmować większe przelewy na konto. Słowem: mógł postawić na wygodę i zostać w Manchesterze City. Ale tego nie zrobił, co śmiało możemy uznać za majstersztyk FC Barcelony w konkursie na przeciąganie liny.

Xavi wykradł marzenie Pepa Guardioli

Ilkay Gundogan w FC Barcelonie? Jeszcze jakiś czas temu ta wizja nie miała prawa wyjść poza sferę nieuchwytnych marzeń. Owszem, w czerwcu tego roku Niemcowi kończył się kontrakt, ale Pep Guardiola ani myślał o rozstaniu z jednym ze swoich kluczowych piłkarzy. Pieniądze, efekt przyzwyczajenia i świeżo upieczony tryplet miały być gwarancją, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i pomocnik zostanie w Manchesterze. I pewnie by się udało, gdyby nie zaangażowanie Barcelony. Barcelony, czyli tego właśnie jednego konkretnego klubu.

Dla kogoś to może być żałosne, ktoś inny stwierdzi, że to w piłkarskim wydaniu romantyczne, a jeszcze inni osądzą, że to przecież bez znaczenia. Ale trudno oprzeć się wrażeniu, że gdyby kiedyś Gundogan nie zamarzył o grze w „Dumie Katalonii”, zakochując się w boiskowych wersjach Xaviego i Iniesty, do tego transferu po prostu by nie doszło. A skoro on już stał się faktem i mamy jedno z niewielu potwierdzeń w świecie futbolu, że istotne decyzje nie zawsze muszą być dyktowane horrendalnymi sumami dolarów, warto realnie ocenić, o jakiego fachowca postarał się mistrz Hiszpanii.

W barwach Manchesteru City – 304 rozegrane mecze, 60 zdobytych bramek i 40 zanotowanych asyst. 14 zdobytych trofeów, w tym pięć tytułów mistrzowskich i triumf w Lidze Mistrzów. Robi wrażenie, prawda? Chyba nie ma takiego kibica Barcelony, który narzekałby pod nosem, widząc oficjalną informację o przybyciu Gundogana.

To rzadka okazja rynkowa. Grzechem byłoby jej nie wykorzystać, nawet jeśli mowa o zawodniku „najedzonym” z najlepszymi latami kariery za sobą. Tak, niewielka jest bowiem szansa, że niemiecki pomocnik w wieku prawie 33 lat będzie stawał się coraz lepszy. Tak, to nie jest transfer perspektywiczny. Taki na pięć lat do przodu pokroju Jude’a Bellinghama w Realu Madryt, jednak tu i teraz broni się absolutnie pod każdym względem.

Doświadczenie, jakość, etyka pracy, mentalność, wszechstronność – to wszystko stoi u niego na bardzo wysokim poziomie bez wydania grosza na sumę odstępnego. I jeśli nie wydarzy się jakaś katastrofa, Barca będzie z tego czerpać przez co najmniej dwa lata, a zatem nasuwa się myśl, że to mocna kandydatura do tytułu jednego z najlepszych ruchów transferowych Barcelony ostatnich lat i najlepszego wśród darmowych.

FC Barcelona i jej darmowe transfery w ostatnich 10 latach (realizowane dopiero od dwóch sezonów):

Franck Kessie, Andreas Christensen, Hector Bellerin, Marcos Alonso, Memphis Depay, Eric Garcia, Sergio Aguero, Pierre-Emerick Aubameyang, Ilkay Gundogan

Tu nie wątpliwości. Dla Barcelony to wielkie wzmocnienie

– On jest tak mądry, tak dobrze rozumie grę, wie, co zrobić w każdej akcji i wie, co jest najlepsze dla drużyny… To najmniej samolubny piłkarz, z jakim miałem do czynienia. Z nim na murawie każdemu gra się lepiej – mówił Pep Guardiola o Gundoganie. I trudno się z tym nie zgodzić, patrząc na fakt, jak Niemiec ewoluował w Manchesterze City.

Z piłkarza zagubionego do pierwszoplanowej gwiazdy. Z wycofanego pomocnika do killera w polu karnym, który w trzech ostatnich sezonach strzelał dwucyfrową liczbę bramek. I wreszcie z nieoszlifowanego pracusia pod skrzydłami Jurgena Kloppa do pełnoprawnego produktu piłkarskiego po kursach u Guardioli. W tej historii, poza pierwszym nieszczęśliwym rokiem na Wyspach, zgadza się wszystko. Ciągły progres. Niewiele potknięć. I tylko, choć dla części być może „aż”, jedna poważna kontuzja w czasie angielskiej przygody –  zerwanie więzadła krzyżowego w 2016 roku.

A więc, Barcelona zwyczajnie przyszła na gotowe, ale zrobiła to w dobrym tego słowa znaczeniu. Zamówiła kozaka na już i to bez ciężkiej metki, jak choćby w przypadku Philippe Coutinho, którego Camp Nou po transferze z Liverpoolu zjadło mentalnie. Tutaj podobnie mizerny efekt raczej się nie zdarzy.

To przemyślany transfer spełniający kluczowe potrzeby Barcelony. Nie jakieś tam widzimisię prezesa. Kto oglądał mecze ekipy Roberta Lewandowskiego w poprzednim sezonie, na pewno zauważył, że zespół Xaviego często cierpiał na niedobór kreatywności w linii pomocy. Że brakowało prostopadłych podań od pomocników, a wykonawców zastępczych próżno było szukać na ławce, kiedy Pedri czy Frenkie de Jong leczyli urazy. Gundogan ma być odpowiedzią na te problemy. Swego rodzaju zabezpieczeniem z najwyższej półki – półki Ligi Mistrzów. Biorąc takiego piłkarza, Barca wie, że obsadza kilka pozycji gwiazdą, nie solidną zapchajdziurą. Tym samym naturalnie rosną możliwości taktyczne i jakościowe. Tu nie ma wad. To czysty strzał w dziesiątkę.

Jest jedno „ale”, choć Ilkay Gundogan mógłby się na nie obrazić…

Tak naprawdę jedyną obawą, jaką może budzić transfer Ilkaya Gundogana do Barcelony, jest fala wznosząca, na której znajdował się od kilku lat. Nie musimy być maklerami giełdowymi, żeby wiedzieć, że po hossie prędzej czy później nadchodzi bessa. A że mowa o 32-letnim pomocniku, pracującym na boisku na bardzo dużej intensywności od kilkunastu lat, który dwa tygodnie temu „przeszedł grę” i w dodatku rozstaje się z najlepszym trenerem na świecie, przechodząc do słabszego klubu, łatwo połączyć kropki i spodziewać się logicznego spadku, nawet minimalnego. Czy to w kwestii motywacji, czy dokręcania śruby – czegokolwiek, co mogłoby oznaczać powolne schodzenie z największej sceny, jaką jest bój o trofea w topowych ligach.

Ale to już temat pod dyskusję dla zagorzałych sceptyków. Wystarczy spojrzeć na reakcje fanów Premier League, żeby zrozumieć, ile Ilkay Gundogan znaczył dla całej ligi angielskiej i jaką markę wyrobił sobie w trudnych realiach. Płaczu może nie ma, ale wielu już dopada tęsknota. A skoro u jednych ta emocja wyraża silną więź i podziw do piłkarza, u drugich, czyli w tym przypadku kibiców Barcelony, inną emocją powinna być ekscytacja. Barca mocno weszła w letnie okienko. Wysłała ważny sygnał do różnych środowisk, nie tylko kibicowskich, lecz także sportowych i biznesowych, że potrafi się wzmacniać bez wydawania stu milionów na jednego zawodnika. To na swój sposób pokaz siły. Oryginalny, lepiony cienką gliną, ale u progu do nowego sezonu najwyraźniej skuteczny.

WIĘCEJ O BARCELONIE:

Fot. Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułObsługa prawna firm – rozwiązanie dla odpowiedzialnego przedsiębiorcy! Dowiedz się więcej
Następny artykułRemont ul. Asnyka w Ciechanowie na finiszu. Wykonawca zapłaci za opóźnienie