A A+ A++

Wielu doskonale zna jego muzykę, łącznie z najsłynniejszymi ścieżkami dźwiękowymi do takich filmów jak „Rydwany ognia” (1981), „Łowca androidów” (1982), „Antarktyka (1983)”, „1492: Wyprawa do raju” (1992), „Gorzkie gody (1992)”, „Aleksander” (2004) czy „El Greco” (2007). Być może nie każdy wie, jak wyglądał, bo rzadko pokazywał się w mediach. Jeszcze większą tajemnicą owiane jest to, kto w gruncie rzeczy krył się pod pseudonimem Vangelis. Był postacią, nawet w nieprzewidywalnym świecie artystów, dość osobliwą. Odludek stroniący od rozgłosu i sławy. Nigdy nie odcinał kuponów od niegdysiejszych sukcesów, bo uważał, że artysta musi iść naprzód – nie oglądać się za siebie, nie powtarzać ogranych pomysłów. Muzyka jest tu i teraz. A twórca stanowi jedynie medium, które pozwala zaistnieć nieznanym wcześniej kombinacjom dźwięków.

Muzyka jest najsilniejszym dostarczycielem tlenu. Przemawia wprost do twojej duszy” – mówił w jedynym filmie dokumentalnym o sobie i ze swoim udziałem. Uznawał muzykę za najpierwotniejszy z języków, jakim się posługujemy, znamy go od dziecka instynktownie. Nie musimy się kształcić, żeby bezbłędnie go rozumieć.

Początek na fortepianie

Autor muzyki elektronicznej i filmowej, który urodził się jako Evángelos Odysséas Papathanassíou 29 marca 1943 r. w niewielkiej miejscowości w pobliżu greckiego miasta Wolos, sam nigdy nie odebrał żadnej formalnej edukacji muzycznej. W jego rodzinnym domu stał jednak fortepian. „To był mój pierwszy przyjaciel. Musiałem zacząć na nim grać bardzo wcześnie. Nie pamiętam tego, ale pamiętam siebie siedzącego przy instrumencie” – wspominał po latach muzyk. Już jako czterolatek miał komponować pierwsze utwory. Dwa lata później odbył się jego pierwszy recital przed aż trzytysięczną publicznością. Vangelis okazał się jednym z tych wunderkindów, którzy energię artystyczną zachowali na całe życie.

Nigdy nie nauczył się czytać ani zapisywać nut. Jego proces działania opierał się przede wszystkim na improwizacji. Zasiadał w swoim studiu, przypominającym laboratorium alchemika, w otoczeniu syntezatorów skonstruowanych w tak unikalny sposób, że tylko on potrafił się nimi posługiwać. Zaczynał grać spontanicznie. Zazwyczaj po godzinie, dwóch miał już gotowe zręby albumu (jeśli utwory miały być następnie rozpisane na chór, solistów, instrumentalistów czy orkiestrę) lub całość. Korekt i zmian dokonywał rzadko. W ten sposób napisał ogrom materiału, z którego większość wciąż pozostaje w jego archiwach. Podobno skomponował tak wiele płyt, że większość z nich prawdopodobnie nigdy nie ujrzy światła dziennego. „Tworzę każdego dnia, ponieważ w taki sposób funkcjonuję. Gdybym przestał grać i komponować, nigdy więcej nie dotknął keyboardu, i tak miałbym ze sto płyt do wydania” – powiedział w 1992 r. Większość jego muzyki filmowej, teatralnej i baletowej także nigdy nie została wydana w formie płytowej.

czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCiało kobiety znalezione przy drodze. Trwa ustalanie przyczyn zgonu kobiety
Następny artykułWarsztat samochodowy Vuelta Cars