A A+ A++

Studenci mówili o niej Niepoprawna RBG (Notorious RBG), prasa podchwyciła przezwisko, bo świetnie pasowało do rezolutnej, asertywnej prawniczki, która wyrosła na giganta jurysprudencji. Podobnie jak Notorious B.I.G. na legendę muzyki. Tyle że w przeciwieństwie do ogromnego rapera Ginsburg miała 1,55 m i ważyła cztery razy mniej. Zmarła po trwającej dwie dekady batalii z rakiem. Rozpoznany w roku 1999 nowotwór jelita grubego pokonała chemioterapią i radiacją, nie opuszczając nawet dnia pracy. 10 lat później lekarze zdiagnozowali raka trzustki, zdawało się, że znów wygra, ale nastąpiły przerzuty i doszły inne problemy. Po złamaniu żeber usunięto sędzi płuco, wcześniej przeszła angioplastykę.

Amerykanie pilnie śledzili owe zmagania nie tylko dlatego, że cieszyła się powszechną sympatią. Na włosku wisiała przyszłość Sądu Najwyższego – organu, który kształtuje prawa i obowiązki obywateli w większym stopniu niż gdziekolwiek indziej. Gdyby Ginsburg zrezygnowała za rządów Baracka Obamy, kiedy demokraci kontrolowali Senat, skład SN wyglądałby dziś zupełnie inaczej. Donald Trump nie spełnił jej przedśmiertnego życzenia, by uzupełnianie wakatu rozpocząć po wyborach. Chce przepchnąć swoją kandydatkę, nim głos zabierze elektorat, który w dużej mierze będzie się kierował właśnie kwestią wymiany sędziów, nie tylko na samej górze.

Czytaj też: Joe Biden ma wygraną w kieszeni? Nie tak szybko

Dwie roszady i pat

Konstytucja daje mu prawo obsadzania stanowisk w dowolnym terminie – podkreśla mecenas Lejb Fogelman, starszy partner kancelarii Greenberg Traurig. – Podobnie jak Senatowi przywilej zatwierdzania nominacji. Prezydent może wszcząć wojnę choćby 20 stycznia, w przeddzień złożenia funkcji, jeśli wymaga tego bezpieczeństwo kraju. Uważam, że pięć minut przed wyborami ani Trump, ani Obama nie powinni mianować nowego członka Sądu Najwyższego, ale obaj mieli prawo.

Po śmierci Antonina Scalii 13 lutego 2016 roku republikanie odmówili rozpatrywania kandydatury zgłoszonej przez Baracka Obamę. Prezydent nominował Merricka Garlanda, orzekającego w sądzie apelacyjnym dystryktu stołecznego, czyli drugim co do prestiżu organie jurydycznym kraju. Republikańska większość w Senacie nie chciała jednak wyznaczyć przesłuchań, sprawdzić przygotowania kandydata ani przeprowadzić głosowania.

Teoretycznie prawica ustanowiła regułę proceduralną, w praktyce ograniczyła prerogatywy prezydenta. Zdecydowała, że może powoływać sędziów tylko przez trzy czwarte kadencji, a jeśli zrobi to później, nominacje będą czekać na rozpatrzenie do wyborów. Przez rok najwyższa instancja sądowa Ameryki działała w składzie ośmiu zamiast dziewięciu członków, aż wygrał Trump i mianował zgodnego z życzeniem partii Neila Gorsucha.

Roszada nie zmieniła układu sił, konserwatysta zastąpił konserwatystę. Ale wkrótce pod naciskiem Białego Domu na emeryturę odszedł Anthony Kennedy, zawdzięczający wprawdzie fotel Reaganowi, lecz na tle dzisiejszej prawicy bardzo umiarkowany. Prezydent oddał stanowisko Brettowi Kavanaughowi, który onegdaj sporządził impeachmentowy raport o pożyciu Billa Clintona z Monicą Lewinsky, tak drobiazgowy, że niesmaczny, zawierający dokładne opisy seksualnych pozycji tudzież zabawek w rodzaju osławionego cygara. Co ciekawe, sam był podejrzany o molestowanie, lecz z braku dowodów sprawa rozeszła się po kościach.

Każdy werdykt amerykańskiego Sądu Najwyższego wieńczy konkretne powództwo i ma moc wiążącą we wszystkich podobnych. Sędziowie rozbijali gigantyczne monopole, znieśli segregację rasową, zalegalizowali aborcję i śluby gejowskie, uniemożliwili cenzurowanie mediów czy administracyjne ingerowanie w życie płciowe obywateli. Ze względu na wagę orzeczeń cieszą się statusem celebrytów, wrastają w polityczny krajobraz na dłużej niż prezydenci i większość senatorów. Stają się bohaterami plotek, książek, filmów. A Ginsburg była pierwszą wśród równych.

Jej poglądy zdeterminowała płeć, znaczy stosunek „silnej” do „słabej”. Jako dziewczynka przestrzegała reguł ortodoksyjnego judaizmu, studiowała Torę. Po śmierci matki nie została dopuszczona do modlitwy żałobnej odmawianej przez samych mężczyzn. Zamiast pogodzić się z wymogami religii, 17-latka ją odrzuciła, choć podtrzymywała żydowskie tradycje. W 1956 roku dostała się na wydział prawa Harvardu jako jedna z 9 pań wśród ponad 500 panów. Następnego dnia dziekan zaprosił je wszystkie do domu i spytał, czy to dobry pomysł odbierać miejsca kandydatom w spodniach, którzy mieliby szanse zawodowo spożytkować wiedzę.

Głowa na karku, serce gorące

Podobne pytanie zadał Ruth skądinąd superliberalny eksdoradca Roosevelta, współzałożyciel Amerykańskiej Unii Swobód Cywilnych (ACLU) i członek SN Felix Frankfurter, gdy starała się o aplikację w jego kancelarii. Konieczna była interwencja czołowych profesorów Harvardu, by dostała posadę u nowojorskiego sędziego federalnego Edmunda Palmieriego. Te doświadczenia utwierdzały Ginsburg w przekonaniu, że prawo nie gwarantuje realnej równości płci, a fachowość, inteligencja, praca po nocach przestawały się liczyć, gdy rywalizowała z głupszym, ale facetem. Zjawiskowa uroda jednocześnie pomagała i przeszkadzała w karierze – jedni nie traktowali Ruth poważnie, inni oferowali wsparcie, by zaciągnąć ją do łóżka.

W 1972 r. została pierwszą etatową profesorką Columbii, Fogelman robił tam doktorat. – Trzy czy cztery razy jedliśmy wszyscy razem obiad w studenckiej stołówce, chociaż Ginsburg nie stroniła od życiowych uciech. Ale to była taka lepsza stołówka – wspomina prawnik. – Bardzo skromna, a zarazem niezwykle ciekawa, wielka erudytka. Przy tych paru okazjach dyskutowaliśmy, różniliśmy się poglądami, ostro broniła swoich, jednak umiała rozmawiać. Nie na zasadzie: ty jesteś głupek, ja wiem lepiej. Była zwykłym profesorem, jakkolwiek wybitnym. Nikt jeszcze nie padał na kolana przed jej majestatem.

Wraz z mężem Martinem wygrała przełomowy proces Charles E. Moritz kontra fiskus. Powód odpisał od podatków 600 dolarów zapłaconych pielęgniarce chorej matki. Przepisy pozwalały stosować ulgę wyłącznie kobietom, wdowcom lub małżonkom niepełnosprawnych. Moritz był kawalerem, urzędnicy żądali zwrotu pieniędzy, sąd poparł nakaz, Ginsburgowie wykazali, że przepis i orzeczenie stoją w sprzeczności z konstytucją. Na argument, że ustawa zasadnicza nie zawiera słowa „kobieta”, Ruth odparła: „Nie zawiera też słowa ‘wolność’”.

– Ich związek to żywa metafora równości płci – mówi „Newsweekowi” Mimi Leder, reżyserka filmu o sędzi „On the Basis of Sex”. – Zapytałam: skąd wiedziałaś, że jest mężczyzną, któremu chcesz ślubować miłość, wierność i uczciwość małżeńską? Opowiedziała o wcześniejszym chłopaku, który „okazał się idiotą, nie potrafił nawet rozwiązać rebusa”. Martin imponował jej inteligencją, poczuciem humoru. Spędzili 54 lata razem, pracując, prowadząc dom, wychowując dzieci.

Ginsburg pomogła utworzyć wydział praw kobiet ACLU i reprezentując tę organizację bądź klientów indywidualnych, opiniowała, wspierała, prowadziła ok. 300 postępowań z zakresu praw cywilnych. Nierzadko chodziło o sekowanych panów, np. wdowców nieotrzymujących w przeciwieństwie do wdów zasiłków wychowawczych. Paniom odebrała opcję niezasiadania w ławach przysięgłych i umożliwiła picie wódki po osiągnięciu tego samego wieku, który pozwalał upijać się panom. Czemu? Uważała, że sądom łatwiej przychodzi znoszenie nierówności, gdy wykaże, że krzywdzą obie płcie.

Jako mianowana przez Jimmy’ego Cartera sędzia federalna zdobyła reputację centrystki. Nie tylko przyjaźniła się z uosabiającymi jurydyczny konserwatyzm Scalią i Robertem Borkiem (chłopcem na posyłki Nixona w Departamencie Sprawiedliwości podczas afery Watergate), ale też podobnie interpretowała przepisy. Bill Clinton twierdzi, że dlatego wprowadził Ginsburg do Sądu Najwyższego. „Miała niesamowitą głowę na karku, ale w piersi gorące serce – powiedział ABC. – Uważałem, że potrafi znajdować złoty środek, mimo narastającej polaryzacji kraju”. Można mu wierzyć, bo sam zawierał z prawicą kompromisy, które budziły wstręt stuprocentowych liberałów, m.in. w sprawie cięć opieki społecznej czy dość obłudnej zasady „nie pytaj nie mów”, determinującej status żołnierzy gejów.

Niedefiniowalna charyzma

Zwyczaj określania osób publicznych przy użyciu inicjałów powstał, gdy władzę objął posiadacz za długiego na rozmiary nagłówków nazwiska Franklin Delano Roosevelt (FDR). W Białym Domu mieszkali również JFK i LBJ. MLK walczył o zniesienie segregacji rasowej. Trump wygrał z HRC, teraz straszy klasę średnią „radykalną lewaczką AOC”, mimo że skrótowce wyrażają sympatię oraz szacunek. Ginsburg stała się RBG dopiero po ostatnich wyborach. Obie strony ideologicznego sporu pogrzebały resztki kultury politycznej, wykopały topór wojenny czy raczej chwyciły za kastety i pałki. Wobec dyszących żądzą mordu zwaśnionych hord sędzia robiła wrażenie ostoi rozsądku, umiarkowania, troski o demokrację.

Trochę zabawne, że na piedestał wynieśli ją liberałowie i feministki najnowszej fali. Nie paliła wszak staników przed gmachami użyteczności publicznej, nie cierpiała w kazamatach miejskich komend niczym Jane Fonda. Nie wznosiła słusznych haseł. Przeciwnie: krytykowała nawet święte dla lewicy rozstrzygnięcie kazusu Roe kontra Wade, legalizujące aborcję. Nie meritum, lecz wykładnię. Sąd uznał, że państwu nie wolno ingerować w prywatność kobiety i obwarował werdykt licznymi restrykcjami. Zdaniem RBG decyzję należało podeprzeć zasadą niedyskryminacji, a przede wszystkim ustawowo (nie precedensowo) zatwierdzić prawo pań do decydowania o macierzyństwie – tak jak prawo Afroamerykanów do ożenku z białymi czy mieszkania, gdzie zechcą.

Feministki zaszokowała również, uznając, że nie ma sensu wstecznie przedłużać terminu ratyfikowania przez stany 27. konstytucyjnej poprawki dotyczącej równouprawnienia płci, bo Wirginia nagle się obudziła, gdy dawno minął. Wprawdzie marzyła o wprowadzeniu zapisu na stałe, lecz nie lubiła prawnych wygibasów, trzymała się zasad.

– Wyróżniały ją pewne cechy, które trudno precyzyjnie nazwać: niedefiniowalna charyzma. I nieprzewidywalność. Nie pozwoliła się wtłoczyć w schemat – tłumaczy Lejb Fogelman.

Cała Ameryka wiedziała, że dwa razy w tygodniu chodzi na siłownię i półtorej godziny ćwiczy jak zawodowy sportowiec, kolekcjonuje antyczne żaboty, kocha operę. Inicjały RGB tatuowały sobie protestujące w Sądzie Najwyższym po nominacji Kavanaugha młode dziewczyny, które o luminarkach akademickiego feminizmu pewnie nie słyszały. Czy zrobiła im niedźwiedzią przysługę, pozostając w SN do śmierci? – Myślę, że nikt nie ma moralnego prawa oceniać takich decyzji – mówi mecenas Fogelman.

Czytaj też: Nadchodzą trudne czasy dla amerykańskiej demokracji. A niewykluczone, że kryzys konstytucyjny

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWiceminister obrony zakażony koronawirusem
Następny artykułSzpital w Puławach i Dom Pomocy Społecznej w Krzesimowie. Są dwa nowe ogniska epidemiczne