A A+ A++

Doliczony czas gry przy tym upale był w rękach sędziego niczym narzędzie tortur. Piłkarze Rakowa Częstochowa, który zaczęli mecz z Arsiem Limassol, słaniali się już wtedy na nogach. Ale do wywalczenia awansu bardziej niż nogi, potrzebne były serca i płuca z choćby resztkami tlenu. Przetrwali. A gdy już wybrzmiał ostatni gwizdek, większość zawodników padła na murawę. Na wielką radość nie mieli energii. Za boczną linią wyściskali się trenerzy i rezerwowi. Na boisku ten, kto zaoszczędził więcej sił, podnosił tego, który nie miał ich wcale. Później razem, spacerowym, mozolnym tempem, podeszli pod trybunę, na której czekali rozebrani do pasa kibice. Były podziękowania i wzajemne oklaski, ale na bardziej huczne świętowanie przyjdzie czas w klimatyzowanym pomieszczeniu.

Zobacz wideo
“FIFA” odchodzi do przeszłości. Powstało “EA Sports FC 24”

Jest co świętować, bo Raków awansował już do Ligi Europy, a wciąż może pójść krok dalej i wejść do Ligi Mistrzów. Mistrzem Polski jest już od kilku od maja, ale nieustanie od kilku lat pracuje na miano mistrza w przerastaniu oczekiwań. Robił to triumfując w Pucharze Polski i spokojnie utrzymując się zaraz po awansie do ekstraklasy, a później wdzierając się do ligowej czołówki i wreszcie – wywalczając mistrzostwo. Teraz – po dwóch nieudanych próbach wejścia do europejskich pucharów – mówiło się, że już Liga Konferencji będzie pewnym sukcesem. Przejście Karabachu miało być już sukcesem bezsprzecznym, ale Raków znów poszedł jeszcze krok dalej i wciąż nie powiedział “pas”. Za dwa tygodnie, już na stadionie w Sosnowcu, dostrojonym przez UEFA jak na święto w Lidze Mistrzów przystało, powalczy o więcej: o kolejne takie wieczory z rzadko słyszanym w Polsce hymnem i pieniądze rzędu 15,64 mln euro.

Aris Limassol - Raków Częstochowa

Cypryjski upał wymęczył już w pierwszej połowie. Raków przetrwał, a później wybił Aris z uderzenia

Radość jest uzasadniona. Ale można było zwątpić, że Raków przetrwa na Cyprze i awansuje do baraży Ligi Mistrzów, gdy widziało się, z jakim trudem Fabian Piasecki bierze w przerwie meczu wdech, by w ogóle móc odpowiedzieć na pytanie reportera TVP Sport. Dopiero po chwili szczerze przyznał, że robi mu się ciemno przed oczami. – Jest fatalnie – rzucił krótko, jakby nie chciał zmarnować resztek sił zanim wyjdzie na drugą połowę.   

Z nieba nie spadła nawet kropla deszczu, a koszulki piłkarzy i tak były nie mniej mokre niż przed tygodniem podczas ulewy w Częstochowie. Cypryjski upał – powyżej 30 st. C i z wilgotnością sięgającą 74 proc. – wymęczył zawodników Rakowa już w pierwszej połowie. Nie byli tak agresywni, jak zazwyczaj. Biegali mniej, nie tak szybko. Wahadłowi – Jean Carlos i Fran Tudor – zwykle wykorzystujący każdą okazję, by ruszyć na połowę rywali, tym razem podłączali się niechętnie. Ale energooszczędny tryb był niezbędny. Nawet miejscowi kibice oglądali ten mecz z wachlarzami w dłoniach. Piłkarzom Rakowa jeszcze trudniej było znaleźć chwilę wytchnienia, bo rywale spychali ich w pole karne, dopadali już do rozgrywających piłkę obrońców i dominowali absolutnie. Mieli jednak pecha, bo Mihlali Mayambela, który tak świetnie uderzył w końcówce pierwszego meczu i dodał swojemu zespołowi nadziei przed rewanżem, tym razem pomylił się o kilka centymetrów, a pod koniec pierwszej połowy jeszcze bliżej był Mariusz Stępiński, który huknął tak mocno, że mało nie połamał słupka.

I gdy wydawało się, że z każdą kolejną minutą w tym piekle, będzie piłkarzom Rakowa trudniej, Fran Tudor wszystko ułatwił. Uderzył z rzutu wolnego tak dobrze, że bramkarz Arisu nawet nie rzucił się za lecącą tuż przy słupku piłką. Faulowany był właśnie Piasecki, który wyszedł na drugą połowę, jakby miał wyczerpać resztki energii, a następnie zostać zmieniony przez Łukasza Zwolińskiego. I wywiązał się z tego zadania bardzo dobrze: ruszał do każdej piłki, wywierał presję na obrońcach Arisu. Zanim gola strzelił Tudor, on sam mógł to zrobić, ale zabrakło mu sił i lepszego pomysłu na zakończenie akcji. Dzieło zwieńczył więc Chorwat – bodaj najważniejszy piłkarz Rakowa tych eliminacji, strzelec gola w Baku i autor asysty w pierwszym meczu z Arisem. Jego trafienie dało Rakowowi margines błędu, pozwoliło bronić dwubramkowej przewagi, ale jeszcze ważniejsze było to, jak wybiło z uderzenia gospodarzy i jak podkopało ich wiarę w zwycięstwo. A po kilkunastu minutach, gdy już się otrząsnęli, Vladan Kovacević kilkoma znakomitymi obronami nie pozwolił im tej wiary odzyskać. Wreszcie oni też stracili siły i utrzymanie prowadzenia w meczu toczonym w zwolnionym tempie stało się nieco łatwiejsze.

Raków gol

Dawid Szwarga: “Bierzemy każdego”

To sukces wybitnie zespołowy: pewnego w obronie Zorana Arsenicia, słaniającego się na nogach, ale wciąż utrzymującego piłkę, Jeana Carlosa, rzucającego się rywalom pod nogi Gustava Berggrena, przepychającego się z obrońcami Łukasza Zwolińskiego, a także sztabu trenerów na czele z Dawidem Szwargą, który w przerwie meczu znów sprawił, że jego zespół grał lepiej – już nie tylko desperacko bronił i wierzył w szczęście, ale wreszcie odpoczywał nieco dłużej posiadając piłkę i nie pozwalał Arisowi pójść na całość, strasząc go co jakiś czas kontratakami. Nie było w tym meczu wielkiej finezji, bo i nie pozwalały na to warunki. – Cierpieliśmy – przyznał po meczu Szwarga, a na koniec pewnym siebie tonem dodał, że nie ma preferencji co do następnego rywala. Gdy udzielał wywiadu, w spotkaniu Sparty Praga z FC Kopenhagą trwała dogrywka. – Bierzemy każdego – stwierdził. W karnych wygrali Duńczycy.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPromenada nad Sanem: Spotkanie stowarzyszenia MOST z przemyślanami
Następny artykułКонцерт Imagine Dragons. Музыканты пригласили на сцену Сашу из Новогригоровки – видео