A A+ A++

Z okazji stulecia Hufca Ziemi Tyskiej ZHP rozmawiamy z druhem Kazimierzem Pucem. Urodził się w 1933 r, zaś do harcerstwa wstąpił w 1945 r, mając 12 lat. Harcerzem jest już zatem 78 lat. Rozmawiamy z druhem o jego doświadczeniach oraz harcerstwie w ogóle.

tychy.pl: Jak pan trafił do harcerstwa?

Dh Kazimierz Puc: – Podczas okupacji nie mieliśmy żadnych praw. Natomiast widzieliśmy, jak Hitlerjugend maszerują pięknie umundurowani i butnie śpiewają. Po zakończeniu wojny w 1945 r., gdy tylko ponownie utworzono organizację harcerską, poszedłem na swoją pierwsza zbiórkę. Wówczas trafiłem do tak zwanej drużyny próbnej. Było to w Chrzanowie, w którym mieszkałem do 1962 roku. Tam właśnie zaczęła się cała moja historia związana z harcerstwem. Po pierwszych kilku miesiącach, gdy już nas przetestowano z punktualności i sumienności, zostało nas czterech z bodajże czterdziestu, którzy zostali dopuszczeni do przyrzeczenia. Słowa pamiętam do dziś: „Mam szczerą wolę całym życiem pełnić służbę Bogu i Polsce, nieść chętną pomoc bliźnim i być posłusznym Prawu Harcerskiemu”. Warto wytłumaczyć, że „całym życiem” znaczy tyle co „z całych sił”. Harcerzem się jest tak długo, jak długo ma się szczerą wolę. Ale żeby uznać samego siebie za harcerza trzeba służyć.

Skoro nie na całe życie, to na jak długo zostaje się harcerzem?

– To właśnie służba jest istotą harcerstwa. Dopóki ona trwa, jest się harcerzem. Bogu służy się w ten sposób, że jest się porządnym człowiekiem i w zasadzie nie ma tutaj co się rozdrabniać, bo wystarczy tylko zaznaczyć, że według wiary każdy z nas zostanie ze swoich czynów rozliczony. Każdy harcerz również jest rozliczany ze swojej służby Polsce i bliźnim. Ale przede wszystkim harcerz musi służyć sobie, to znaczy dbać o swoją kondycję i sprawność fizyczną, o swój rozwój i opanowanie. Instruktor Zdzisław Krawczyński, który odbierał ode mnie przyrzeczenie, napisał przepiękne memento harcerskie „Nie po tom przypiął harcerski krzyż, by błyszczał mi na piersi, lecz bym pamiętał, że w drodze wzwyż, harcerze idą pierwsi”. W tym całym działaniu uczono nas, że jesteśmy ważni, bo musimy służyć innym, a na tej drodze będziemy wystawiani na próby, które zdamy, pokonując własne słabości. I tak przez całe życie musimy panować nad swoim umysłem i ciałem. Mając 90 lat codziennie przechodzę 4 km. Wiem, że jak przestanę się ruszać, to będę stary dziad, a teraz jestem… tylko stary. Dopiero co wróciłem z ogólnopolskiego złazu we Fromborku, gdzie wielu młodych nie podjęło się wejścia na wieżę liczącą 236 schodów. Pochwalę się, że ja na nią wyszedłem. Takiego podejścia nauczyło mnie harcerstwo.

Uważa się pan za osobę wierzącą i za polskiego patriotę. Te wartości wyniósł pan z harcerstwa?

– W harcerstwie duch patriotyczny był bardzo silny i bardzo szczery. Partia w 1945 r. jeszcze nie zdążyła nas kontrolować ale już zaczęła się do tego zabierać. Warto przypomnieć, że w 1949 r. na 10 lat rozwiązano harcerstwo. Do tego czasu śpiewaliśmy piękne piosenki patriotyczne. Naszym drużynowym był członek Szarych Szeregów, a przeważnie instruktorzy wywodzili się z konspiracji. Co warto podkreślić, według statutu harcerstwo jest apolityczne. Osobiście nigdy nie należałem do żadnej partii, ale trzeba uczciwie uznać, że to Piłsudski przygotował harcerzy do wojny. To on wyszkolił drużyny odpowiedzialne za łączność, artylerię czy zastępy sanitariuszek. W harcerstwie powinna być demokracja. Jeżeli, dajmy na to, dowódca najmniejszej komórki harcerskiej, jaką jest zastęp, źle spełnia zadanie, to zastęp wybiera takiego, który spełni je dobrze. To właśnie podstawą oceny harcerza jest prawo harcerskie. Na przykład 10 punkt prawa harcerskiego mówi, że harcerz nie pije, nie pali i nie korzysta z innych używek. Nie mówiło jednak nic o handlu papierosami, więc nasz cały zastęp… handlował papierosami. Chodziliśmy do hurtownika i każdy z torbą biegał i sprzedawał. Zysk oddawaliśmy rodzicom i żaden z nas nie palił. Gdy panowała bieda tak zarabialiśmy, pomagając naszym rodzicom. W taki właśnie sposób harcerstwo i prawo harcerskie organizowało nam życie.

Co pan robił przez czas nieobecności ZHP?

– W okresie między 1949 a 1959 r. cała moja drużyna wpisała się do Ligi Morskiej, bo od początku byliśmy związani z żeglarstwem. W 1953 r. powstała znowu Ligia Przyjaciół Żołnierzy i automatycznie przeszliśmy do niej. W tym mniej więcej okresie w Jastarni zrobiłem kurs sternika morskiego, przepłynąwszy 500 mil morskich. Mimo że harcerstwo oficjalnie nie istniało, to, jak widać, działaliśmy i rozwijaliśmy się zgodnie z przyrzeczenia. Przypomnę, że w 1958 r. zorganizowaliśmy obóz, na którym odwiedził nas ks. Józef Tischner. Gdy w 1959 r. znów reaktywowano harcerstwo, władza próbowała nas kontrolować, ale nigdy jej się nie udało odwieść nas od przedwojennych wartości. Jak pan wspomniał, harcerstwo to głównie służba. Pan służył młodzieży…

– Tak. Jeszcze w Chrzanowie założyłem drużynę harcerską składającą się z samych „chacharów”. Były to dzieci alkoholików, mające problemy z nauką a czasami i z prawem. Na pierwszą zbiórkę przyszło ich czterech. Zabrałem ich na wycieczkę, pochodziliśmy po lesie, poopowiadałem trochę o harcerstwie i w moment zebrało się kolejnych 60 dzieciaków. To była bardzo pracowita drużyna, wystarczyło jedynie tym dzieciakom dać uwagę i impuls do działania. Wielu z nich udało się pokończyć szkoły, a nawet pójść na studia. Pięć lat temu, na pogrzebie mojej żony, podszedł do mnie dorosły człowiek i przedstawił się jako chłopak z tamtej drużyny. To był jeden z tych chacharów, aktualnie doktor habilitowany. To właśnie pokazuję prawdziwą moc harcerstwa, jego sens i misję. Tak jak wspomniałem na początku – pomagamy sobie, pomagając innym. To jest powód do satysfakcji z życia.

W Tychach również prowadził pan przez wiele lat drużynę. Jakie wspomina pan sukcesy?

– Do Tychów trafiłem w 1972 r. i wówczas pełniłem jeszcze funkcje w Hufcu Trzebinia. Pierwszą moją tyską drużyną była 10. drużyna starszoharcerska, założona pod koniec lat 80. Była to młodzież ze Szkoły Przysposobienia Zawodowego. Działaliśmy razem przez 15 lat, biorąc udział w licznych konkursach drużynowych. Bardzo często zajmowaliśmy drugie miejsca zaraz za drużynami akademickimi, co trzeba uznać za sukces. Wspólnie założyliśmy też Harcerski Klub Kartingowy i również ścigaliśmy się z całą Polską. Głównym członem tego klubu byli uczniowie ZDZ. W 1988 r. wzięliśmy udział w Zlocie Grunwaldzkim, a tam niełatwo było się dostać. O randze wydarzenia niech świadczy fakt, że nominacje otrzymywało się na Wielkiej Sali w Sukiennicach w Krakowie. Drużyna ta, jako jedna z 30 w historii, otrzymała tytuł Drużyny Grunwaldzkiej, a każdy harcerz z naszego obozu otrzymał Znak Zawiszy. Nasz Harcerski Klub Kartingowy w zawodach był drugim klubem, po Częstochowie. Częstochowa jest kolebką polskiego kartingu. Mieli nad nami znaczną przewagę pod względem doświadczenia i lepszych mechaników (jeden nawet był doktorem mechaniki). Bez względu na to nasi uczniowie wielokrotnie zdobywali wicemistrzostwo Polski. Harcerstwo miało ogromny wpływ na moje życie i dalej ma.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułВ Крыму поразили радиолокационные станции – соцсети
Następny artykułCieszyńskie: Pięciu poszukiwanych zatrzymanych przez policję. To efekt pracy dzielnicowych