A A+ A++

Jeszcze dwa tygodnie – wzdycha Izabela, dyrektorka w zagranicznym wydawnictwie, gdy słyszy pytanie o plany na zimowe ferie. W tym roku ku jej rozpaczy ferii nie będzie, bo i mąż, i dzieci tłumaczą, że skoro wprowadzono ograniczenia, to pewnie dlatego, żebyśmy się wszyscy nie pozarażali.

Mąż nie chce zachorować, marzy o szybkim zaszczepieniu, żeby ich życie jak najszybciej wróciło do normy. Chciałby wreszcie odwiedzać swoją mamę, która jest po siedemdziesiątce, więc w grupie ryzyka. – Na co dzień stara się żyć zgodnie z prawem, więc także rządowego zakazu przemieszczania się w czasie ferii łamać nie zamierza. Nie wolno, to nie wolno – tłumaczy Izabela.

Po wielu dyskusjach doszli do kompromisu: mąż zapytał znajomego, który ma dom w lesie nad jeziorem, czy go wynajmie. Wybraliby się chociaż na weekend, żeby cała rodzina była zadowolona. – Niestety, znajomy się waha. Powiedział, że w czasie pierwszego lockdownu pojechał do tego domku ze swoją rodziną i miejscowi na niego donieśli. Policja przychodziła, wypytywała, z kim tam jest i co robi. Więc teraz nie chce mieć problemów. No i nie wiem, jak będzie – mówi.

Czytaj też: W czasie pandemii Polacy znów pokochali dres. I on już z nami zostanie

Zima działa na nią depresyjnie, więc zawsze gdzieś wyjeżdżali. Chociaż na tydzień, żeby podładować baterie. – Nigdy nie było tak, że dzieci siedziały w domu. A teraz siedzą od marca, jedynie z przerwą na wakacje i wrzesień, kiedy jeszcze chodziły do szkoły. I zapadają się w sobie, najchętniej w ogóle nie wychodziłyby z łóżka.

Na Podhalu, w Beskidach, wszędzie

Joanna, architektka z Warszawy, też uważa, że jej 11-letnia córka przez pandemię zapada się w sobie, marnieje. Jest w szóstej klasie, od października ma lekcje zdalne i bardzo brakuje jej spotkań z kolegami. W czasie ferii też będzie tylko z mamą, pojadą w góry.

– Jak się okazało, że nie będą działały hotele ani pensjonaty, to pomyślałam: „Halo, przecież jesteśmy w Polsce”. Upewniły mnie w tym zamieszczane na Facebooku zdjęcia znajomych, którzy są w górach, a wiem, że nie mają tam domów. Czyli nawet w czasie narodowej kwarantanny da się znaleźć jakiś nocleg – opowiada Joanna.

Weszła na portal nocowanie.pl i wpisała: Kościelisko. – Wysyłasz pytanie do właścicieli konkretnej kwatery, zaznaczając, kiedy chcesz ją wynająć. Napisałam do prawie dwudziestu miejsc i ze wszystkich dostałam odpowiedź, że serdecznie zapraszają, ale po 17 stycznia, kiedy kończy się kwarantanna. Pomyślałam, że to było jednak z mojej strony trochę głupie, bo przecież nie mogą mi na oficjalnej platformie odpisać, że mnie przyjmą, na pewno jest monitorowana. Postanowiłam zadzwonić, nikt nie będzie przecież nagrywał. No i się okazało, że właściciele są bardzo mili, ale jednak mi nie wynajmą kwatery. Bo po prostu nie mogą. No, chyba że jestem policjantką, lekarką albo jeszcze jakimś innym przedstawicielem uprzywilejowanej grupy. Nie chciałam oszukiwać, więc przyznałam, że nie – śmieje się Joanna.

Zamiast się poddać, zaczęła rozpytywać wśród znajomych, czy mogą jej polecić jakieś sprawdzone kwatery. Kombinowała tak: ludzie latami jeżdżą w te same miejsca, mają zaprzyjaźnionych właścicieli, mogą ich wprost zapytać. – A jak dzwoni obca osoba, to może być podpucha, na przykład urzędnik skarbówki lub sanepidu. I natychmiast znalezienie kwatery okazało się dosyć łatwe. Dostawałam numery do kolejnych miejsc, które przyjmują gości. Na Podhalu, w Beskidach, wszędzie. Ostatecznie wynajęłam domek w Karkonoszach, drogi, ale bardzo fajny, w pięknym miejscu. I kiedy już wszystko załatwiłam, odezwał się do mnie jeden z właścicieli z portalu nocowanie.pl, że chętnie mi jednak wynajmie. Podziękowałam mu grzecznie – opowiada.

Takich historii Joanna słyszała więcej. Koleżanka miała od dawna zarezerwowane miejsce w Kazimierzu przez portal booking.com, ale skasowała je, kiedy wprowadzono zakaz działania hoteli i pensjonatów. Właściciel sam do niej zadzwonił. Inna znajoma spędza właśnie ferie w zamienionej na pensjonat stodole i wszystko działa jak zwykle. – I tylko jedna koleżanka opowiadała, że znajomi gospodarze nie chcieli jej wynająć pokoju. Bo inspektorzy liczą samochody na podjazdach, sprawdzają rejestracje, więc nie chcą kłopotów – mówi.

Kwatery idą po cichu jak woda

Iwona, urzędniczka: – Mamy zaprzyjaźniony pensjonat w okolicach Stronia Śląskiego, do którego jeździmy z dzieciakami od lat. Kilkanaście kilometrów do dużego ośrodka, stoki w zasięgu spaceru. Już w zeszłym roku zarezerwowaliśmy tam tydzień w czasie ferii dla Mazowsza, które miały być w drugiej połowie stycznia. No i klops, bo nagle rząd ogłasza, że dla wszystkich będzie jedna zimowa przerwa w szkole. Trudno to nawet nazwać wypoczynkiem, bo jest sugestia, żeby nie opuszczać domu. Sugestia, czyli jednak nie zakaz wyjazdu. A my już naprawdę chcemy dzieci przewietrzyć, odkleić od komputerów. Zadzwoniliśmy do gospodarzy, co oni na to i czy w ogóle będą przyjmować gości. A oni na to, że oczywiście – zapraszają gorąco, w końcu bywamy u nich regularnie, „prawie jak rodzina”.

Michał, informatyk: – Siedzimy nad morzem, w małej miejscowości pod Dębkami. Dzień po tym, jak ogłoszono zamknięcie wszystkiego, zacząłem się rozglądać w internecie, szukając całego domu. Znalazłem ofertę, którą można było anulować nawet dzień przed przyjazdem, więc zarezerwowałem, ściągnęło mi z karty kasę. Potem się zastanawiałem, czy to dojdzie do skutku, bo podobno wielu właścicieli takich domów odwoływało rezerwacje z obawy przed karami. Dopytywałem mojego właściciela, ale napisał, że rezerwacja jest pewna. W sumie nie wiem, czy te rządowe zakazy dotyczą takiego prywatnego wynajmu. Do Dębek jeździmy do sklepu. Działa tylko jeden. Obok niego jest knajpa. Niby na wynos serwują, ale jak byliśmy zamówić, to dwie rodziny jadły przy stolikach. Pytamy, czy można tak. Można. Wzięliśmy jednak do domu.

Czytaj też: Po koronawirusie gospodarka się odrodzi. Ale biurowce mogą runąć na zawsze

Ewelina, instruktorka narciarska: – W Szczyrku jest pełno ludzi. Stoki zamknięte, ale wyciągi działają. Oficjalnie tylko do transportu turystycznego, nie można wjechać z nartami czy snowboardem. Widziałam narciarzy i snowboardzistów, którzy sami wnosili swój sprzęt na górę, tam go zakładali i zjeżdżali. Podobno na niektórych stokach właściciele wyciągów oferują ciekawą usługę: oni wywożą na górę sprzęt, narciarze jadą wyciągiem jak zwykli turyści i odbierają go na górze. Ja przyjechałam z dziećmi na ferie, mieszkam u swojej rodziny, bo stąd pochodzę, ale z wynajmem nie ma żadnego problemu. Właściciele pensjonatów nie chcą, bo na wiosnę dostali pomoc z rządowej tarczy, więc boją się teraz kontroli. Za to kwatery prywatne idą po cichu jak woda. Jest jeszcze inna metoda: wynajmujesz parking, a nocleg jest w cenie. Znajomy podpisywał też umowę bezterminową na wynajem pomieszczeń i rozwiązywał ją, gdy wyjeżdżał.

Kwestia kasy

– Wiem, że robię coś, czego robić nie wolno, ale wydaje mi się, że nie przyczyniam się do zwiększenia zagrożenia. W tym wynajętym domku mieszkam tylko ja i moja córka. Jaka to różnica, czy tam, czy w moim domu w Warszawie? Nie rozsiewam wirusa po kraju. To jest głupie, co teraz powiem, bo prawa są ustanawiane po to, by ich przestrzegać. Ale ja nie wierzę w ich sensowność. Przecież były ustalone precyzyjne zasady, przy jakim poziomie zakażeń koronawirusem ma być lockdown, prawda? Teraz statystyki są znacznie niższe, a mimo to lockdown jest. Bo władzy tak akurat pasuje. No i jest jeszcze kwestia kasy – jak ktoś ją ma, to może lecieć, gdzie tylko chce. Na Kanary, na Zanzibar nawet bez testu, na narty do Szwajcarii. Albo ma własny dom w jakimś kurorcie. A jak nie ma pieniędzy, to kibel, nawet w polskie góry nie wolno. To jest najbardziej frustrujące. Te rządowe „zasady” tylko pogłębiają i tak już potężne rozwarstwienie społeczno-ekonomiczne – ubolewa Joanna.

Siedzi w domu od tylu miesięcy, że chce się w końcu ruszyć, pojechać w jakieś nowe miejsce, zobaczyć zimę. – Będziemy jeździć z córką na sankach, na nartach biegowych, bo w pobliżu naszego domku jest wiele tras. Może gdzieś pójdziemy? Może kogoś poznamy? – mówi architektka.

Młodszy syn Izabeli zapytał ostatnio: mamo, czy po feriach wrócę do szkoły? – Obaj synowie utknęli w domu. Teraz jest szczególnie ciężko, bo lekcje zdalne skończyły się tydzień przed Bożym Narodzeniem, więc nie mają kompletnie nic do roboty. 14-letni syn śpi do południa, a potem snuje się w nocy po domu, nie może zasnąć. W dzień razem ze starszym o rok bratem oglądają seriale, jakieś filmy na YouTube, czasami grają na komputerze. Te gry to dla nich właściwie jedyny kontakt z kolegami, przeżywają razem przygody bohaterów, opowiadają sobie historie – opowiada.

Któregoś dnia młodszy syn wyruszył jak zwykle na deskę, ale skatepark był zamknięty. – Więc wsiadł w autobus i wrócił do domu, koniec nadziei na spotkanie z kolegami. Moi synowie są po prostu bardzo samotni.

To nie są ostatnie ferie

– Nie chcieliśmy łamać zakazów, nawet nam to nie przyszło do głowy – tłumaczy Agnieszka Kmiecik, właścicielka firmy zajmującej się produkcją i sprzedażą farb dla modelarzy. – Było dla nas jasne, że to nie jest czas na kombinowanie, że powinna przeważyć odpowiedzialność za siebie, bliskich, ale również ludzi wokół nas. Bo naprawdę chcemy jak najszybciej wrócić do normalności. I ta myśl była w nas silniejsza niż potrzeba wyjazdu. Poza tym jaki jest sens wyjechać i dać się zamknąć w czterech ścianach, tylko w innym miejscu? Bać się, że ktoś na nas doniesie? Że przyjedzie policja albo jakaś inna służba i zacznie nas sprawdzać?

Ma synów w wieku 4 i 9 lat, od dawna dopytywali, kiedy pojadą na snowboard. Do tej pory każde ferie spędzali w górach, w tym roku planowali nawet dwa wyjazdy. – O tym, że powinniśmy z nich zrezygnować, zaczęliśmy rozmawiać, jeszcze zanim wprowadzono obostrzenia. Chodziło nam przede wszystkim o bezpieczeństwo, bo mieliśmy poczucie, że statystyki podawane przez rząd są nie do końca wiarygodne, skoro na świecie skala zachorowań jest znacznie większa – tłumaczy.

Zwołali więc z mężem rodzinną naradę, wytłumaczyli synom, że ferie to ryzyko, którego w tym roku nie warto podejmować. – Wszyscy mamy świadomość, że to nie są ani pierwsze, ani ostatnie nasze ferie, po prostu tym razem przezimujemy w domu. Odbijemy to sobie, mam nadzieję, w przyszłym roku – mówi Agnieszka Kmiecik.

Młodszy syn na szczęście właśnie wrócił po przerwie świątecznej do przedszkola, a ze starszym starają się codziennie coś robić, tak żeby wyszedł z domu. – Odskocznią w lockdownie są wyjazdy do okolicznych lasów, bo można zdjąć maseczki, pobyć trochę na powietrzu, bez ludzi wokół. To jest nasz sposób na przetrwanie tego trudnego czasu – opowiada.

Śledzi Instagram i codziennie widzi tam zdjęcia z różnych kurortów. – Tancerka Izabela Janachowska pojechała z mężem i dzieckiem w Tatry, były piłkarz Jarosław Bieniuk jest z dziećmi w Szwajcarii, aktorka Katarzyna Zielińska z synem w Dubaju, a Barbara Kurdej-Szatan z reklamy Play pojechała z rodziną na Zanzibar – wylicza. Komentarze pod wpisami celebrytów są różne: większość internautów zachwyca się pięknymi widokami, pozdrawia ulubione gwiazdy, ale inni ostro je krytykują. Bo nie potrafią siedzieć na tyłku, bawią się, gdy rodacy karnie przestrzegają kwarantanny. Piszą, że „strasznie to słabe” i że „są równi i równiejsi”.

Agnieszka Kmiecik też ma mieszane uczucia. – Z jednej strony jest we mnie odrobina zazdrości, bo przecież też bym chciała jeździć na tym śniegu albo siedzieć na białym piasku na plaży, ale z drugiej strony wiem, że to nie jest czas na takie rozrywki. No i myślę, że gdybyśmy wszyscy mieli więcej odpowiedzialności za to, co się wokół nas dzieje, to może sytuacja pandemiczna w Polsce nie byłaby tak tragiczna, jak jest. To nie jest czas, by pokazywać, że jesteśmy sprytniejsi od innych i możemy wyjechać mimo zakazów. To nie dotyczy tylko celebrytów, bo zwykli ludzie też wyjeżdżają. A nasz rząd pozwala na to, zostawiając luki w przepisach – mówi Kmiecik.

Naprawdę bardzo się stara zachowywać tak, jak należy. I nie chciałaby się na końcu poczuć jak frajerka.

Współpraca Szymon Falaciński

Zobacz też: Czego nauczyliśmy się w czasie zdalnego nauczania? Oto najważniejsza lekcja

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułOłowiane żołnierzyki
Następny artykułHitler zakładnikiem IBM