Melanie Rio, mieszkanka Waszyngtonu, postanowiła wynająć mieszkanie za pośrednictwem platformy Airbnb. Miesięczny pobyt w lokalu kosztował ją 2,5 tys. dolarów, czyli w przeliczeniu blisko 10 tys. zł. Niestety okazało się, że pomimo wysokiej opłaty, warunki na miejscu pozostawiały wiele do życzenia.
Airbnb z piekła rodem
kiedy przedstawiciele Airbnb odmówili zwrotu pieniędzy, Melanie postanowiła nagłośnić sprawę na platformie X. Wyjaśniła, że wspomniane mieszkanie było już zajęte przez innych “lokatorów”. Na miejscu znalazła bowiem rozstawione trutki na gryzonie, mysie odchody między lodówką a szafkami oraz biegające po ścianach karaluchy.
Kiedy zameldowałam się w mieszkaniu, znalazłam w kuchni małego karalucha. Zabiłam go, co oczywiście było moim błędem, bo Airbnb chciało dowodu. Od tego czasu zabiłam jeszcze dwa, a jeden uciekł, ale oto twój dowód
– napisała, dzieląc się nagraniem.
To jednak nie wszystko. W mieszkaniu nie było ciepłej wody, sufit przeciekał, ogrzewanie nie działało poprawnie, w kuchni cuchnęło gazem, a meble różniły się od tych przedstawionych na zdjęciach. Dodatkowo, mimo zamknięcia lokalu, po powrocie zastawała otwarte drzwi, ponieważ zamek wręcz się rozpadał.
Nie wytrzymała w mieszkaniu za 10 tys. zł
Sytuacja stawała się nie do zniesienia, dlatego też po 18 godzinach od zakwaterowania Melanie postanowiła spakować walizki i opuścić mieszkanie. Warto wspomnieć, że na bieżąco informowała o wszystkim Airbnb, jednak przedstawiciele firmy odmawiali jej zwrotu pieniędzy ze względu na początkowy brak dowodów. Ostatecznie, po nagłośnieniu sprawy, platforma przystała na jej prośbę.
“Przykro nam słyszeć o doświadczeniach naszego gościa. Nasz zespół zwrócił jej pieniądze i zaoferował dalsze wsparcie w ramach naszej ochrony AirCover” – poinformował przedstawiciel Airbnb w oświadczeniu dla “Daily Mail”. Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS