A A+ A++

Do piątkowego meczu w Łodzi oba zespoły mogły podchodzić w naprawdę dobrych nastrojach. Widzew ledwo co ograł w derbach ŁKS, a także rzutem na taśmę uratował cenny remis w Zabrzu, z kolei Śląsk był podbudowany pierwszym zwycięstwem w tym sezonie. I to nie byle jakim zwycięstwem, bo przed tygodniem drużyna Jacka Magiery ponownie znalazła patent na Lecha Poznań. 

Zobacz wideo
Polska ma kolejny imponujący stadion! Sportowa perełka

Magiera ujarzmił Niedźwiedzia. Koncert Śląska, Widzew bezradny na własnym stadionie

Mimo wszystko wydawało się, że to Widzew ma większe szanse w bezpośrednim spotkaniu, tym bardziej że ponownie mógł liczyć na doping 17 tysięcy kibiców, którzy raz jeszcze szczelnie wypełnili trybuny na obiekcie przy Piłsudskiego. Ale ten, kto tak myślał, szybko został wyprowadzony z błędu. 

To Śląsk Magiery od pierwszej minuty był zespołem lepiej zorganizowanym i bardziej zdecydowanym w swojej grze. Mówiąc w skrócie – zespołem lepszym. Nie było w tym krzty przypadku, że wrocławianie byli bezbłędni w defensywie, a praktycznie każda ich kontra śmierdziała golem. Tym bardziej że z przodu był znakomity w ostatnich dniach Erik Exposito, który w zeszłej kolejce zdemolował Lecha, a teraz był absolutnie nie do zatrzymania dla biernych obrońców Widzewa, którzy gdy już podchodzili do Hiszpana (a wcale nie było to regułą), to odbijali się od niego jak od ściany. 

Ale paradoksalnie to nie Exposito zadecydował o wyniku spotkania, bo w 12. minucie będący objawieniem początku sezonu w zespole z Wrocławia stoper Aleks Petkow zagrał znakomite prostopadłe podanie do wchodzącego z drugiej linii rozpędzonego Matiasa Nahuela Leivy, a ten skorzystał z błędu w ustawieniu Patryka Stępińskiego, uciekł Serafinowi Szocie i bezwzględnie wykorzystał sytuację sam na sam z Henrichem Ravasem. 

Po Argentyńczyku, który grał m.in. w Villarreal, we Wrocławiu spodziewano się bardzo wiele, ale w poprzednim sezonie strzelił on tylko trzy gole i zaliczył dwie asysty w 29 meczach, a teraz dodał pierwszą “liczbę” w nowych rozgrywkach. Ale kto wie, może pod nieobecność sprzedanego do Rakowa Częstochowa Johna Yeboaha to właśnie Leiva okaże się głównym wsparciem Erika Exposito w ofensywie wrocławian. Szczególnie, że to nie był koniec popisów zawodnika z Rosario w tym meczu.

Tak jak wspomnieliśmy, Hiszpan, choć skończył bez gola i asysty, a jedynie z żółtą kartką, grał koncert. W jednej z pierwszych akcji meczu wyłożył piłkę Petrowi Schwarzowi, ale ten przy próbie uderzenia z 16 metrów skiksował. Później, już po goli, Exposito, korzystając z niezdecydowania rywali, sam uderzył bardzo groźnie z dystansu, jednak Ravas tym razem popisał się świetną interwencją. To właśnie Słowak utrzymywał bezbarwny Widzew przy życiu w pierwszej połowie, wygrywając także pojedynek z Mateuszem Żukowskim w sytuacji sam na sam. 

Widzew do przerwy zupełnie nie umiał sforsować bardzo dobrze dysponowanej defensywy Śląska i przegrywał 0:1. Ze swojej perspektywy – tylko 0:1. A do tego miał sporo szczęścia, że mógł dalej grać w komplecie, bo Luis Silva w końcówce pierwszej części gry igrał mocno z ogniem, mając żółtą kartkę i ściągając na ziemię, a jakże, nieuchwytnego Exposito. 

W drugiej połowie gospodarze starali się bardziej, grali intensywniej i częściej przebywali na połowie rywala z piłką. Ale wciąż, jak było groźnie, to pod bramką Widzewa. Szczególnie, za sprawą, któremu mimo wielu prób jednak nie było dane trafić w piątkowy wieczór do siatki. Nawet gdy w końcówce z rzutu wolnego uderzył obok Ravasa, to nagle na linii bramkowej znalazł się rezerwowy Ernest Terpiłowski i zatrzymał piłkę.

Śląsk w końcówce przypieczętował wygraną, gdy w 80. minucie Leiva dołożył do gola asystę, centrując z rzutu wolnego na głowę Aleksandra Paluszka, a rezerwowy Śląska strzałem pod poprzeczkę ustalił wynik spotkania. 

A Widzew? Dopiero przy 0:2 pod bramką Rafała Leszczyńskiego zaczęło być groźniej. Głową obok bramki uderzył Jordi Sanchez, Fabio Nunes z kilku metrów trafił w słupek, a uderzenie z dystansu Serafina Szoty minęło wrocławską bramkę. Kibice gospodarzy mieli jednak pełne prawo zaśpiewać w doliczonym czasie gry: “RTS, co wy robicie?”, bo o ile porażka ze Śląskiem jest niespodzianką, tak łatwość, z jaką goście ograli Widzew, śmiało można uznać za sensację. 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNowoczesny styl łazienki z subtelnymi detalami
Następny artykułNieprzyjemny długi powrót z Gdańska. Podbeskidzie zdeklasowane przez Lechię