Pediatra, o której wspomniałam na początku, kalendarz miała wypełniony po brzegi; podczas badania ciągle dzwonił jej telefon. W poczekalni kaszlące, osowiałe, rozpalone na policzkach dzieci. – Sytuacja jest fatalna – tłumaczyła, wypisując mojemu synowi receptę na antybiotyk. – Dawniej kierowałam dziecko do szpitala w ostateczności. Teraz nie ma tygodnia, żebym nie musiała tego zrobić, bo albo są wysokie gorączki nie do zbicia w warunkach domowych, albo wysypki niewiadomego pochodzenia.
Oryginalne źródło: ZOBACZ
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS