A A+ A++

Lichtman w rozmowie z “Super Expressem” relacjonuje, że cudownym zbiegiem okoliczności udało mu się uniknąć śmierci.

– Moja żona Bożena poleciała do Danii, gdzie mieszkają nasze dzieci i wnuki. Zostałem sam w domu. Kilka dni później poczułem, że słabnę i zasnąłem. Okazało się, że spałem tak mocno, że przez kilkanaście godzin nie odbierałem telefonów od Bożeny, a w komórce wyczerpała mi się bateria. Ona tak się tym zaniepokoiła, że zadzwoniła do mojego kolegi z zespołu, Jacka Malanowskiego i poprosiła go, aby dosłownie walił do drzwi i dzwonił dzwonkiem – opowiada artysta.

– Niestety, nadal spałem, a przed dom podjechała już straż pożarna z drabiną, którą wezwała moja żona. Strażacy już mieli wspinać się na czwarte piętro, kiedy dotarło do mnie to, co się dzieje, ale nie do końca. Nadal byłem tak słaby, że od razu trafiłem do szpitala, a tam okazało się, że mam koronawirusa! – dodaje muzyk.

Marian Lichtman trzy tygodnie spędził na oddziale covidowym. Dziś zwraca uwagę na duże znaczenie szczepionki. – Mimo to zaryzykuję i się zaszczepię. Miałem więcej szczęścia niż Machalica – podkreśla.

Czytaj także:
Nowa mutacja koronawirusa. WHO wzywa do zaostrzenia kontroli
Czytaj także:
Nieoficjalnie: Rząd rozważa zakaz lotów z Wielkiej Brytanii

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKard. Dziwisz: „Przebaczam mojej ojczyźnie”
Następny artykułEwa Farna coraz chudsza. Pokazała się w obcisłej bluzce