Pani Jolanta wjechała na jedną z ulic w pobliżu Rynku w Rzeszowie i zaparkowała tam, łamiąc zakaz wjazdu. Po powrocie do auta zastała wetkniętą za wycieraczkę kartkę z wezwaniem do straży miejskiej. Był weekend, wróciła więc do domu, 200 km od Rzeszowa. Gdy następnego dnia zadzwoniła do SM, żeby wyjaśnić sprawę, dowiedziała się, że może to zrobić tylko osobiście.
– Byłam w Rzeszowie 3 lutego 2024. Nocowałam w Hotelu Ambasadorskim na samym Rynku. Zostawiłam samochód nieopodal. Wjeżdżając na parking, nie zauważyłam znaku zakazującego wjazdu. No cóż! – relacjonuje pani Jolanta. Ponieważ nie zauważyła znaku, to karteczka od straży miejskiej, którą znalazła później za wycieraczką, była dla niej dużym zaskoczeniem.
Kobieta wyjechała z Rzeszowa, ale już w poniedziałek zadzwoniła do komendy Straży Miejskiej w Rzeszowie, żeby wyjaśnić sprawę. Usłyszała, że nie załatwi tego przez telefon. Dowiedziała się, że musi przyjechać osobiście, nie pomogło tłumaczenie, że pracuje, a do Rzeszowa ma kawał drogi, bo mieszka w Myślenicach. – Pan strażnik zaproponował sobotę. Pojechałam – około 200 km. Zostałam przyjęta w ciemnym korytarzu, dostałam 100 złotych mandatu i 8 punktów karnych. Te punkty zauważyłam dopiero w domu – opisuje pani Jolanta.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS