W Mińsku zmarł Włodzimierz Pac, wieloletni korespondent Polskiego Radia na Białorusi i w Rosji. Miał 54 lata.
Reporter przez wiele lat pracował na Białorusi, a swoją reporterską działalność w tym kraju rozpoczął jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku. Był jednym z najlepszych znawców tematyki białoruskiej wśród polskich dziennikarzy i ekspertów.
W latach 2007-2010 Pac pracował jako korespondent Polskiego Radia w Moskwie. Potem wrócił na Białoruś. Włodzimierz Pac pozostawił żonę i dwójkę dzieci.
Włodzmierza Paca wspominają też dziennikarze Biełsatu:
– Przez całe lata byliśmy z Włodkiem Pacem niemal nierozłączną parą polskich korespondentów pracujących w Mińsku – mówi Cezary Goliński, który w latach 90. pracował w Mińsku jako korespondent Gazety Wyborczej. – Białoruscy koledzy nazywali nas „Bolkiem i Lolkiem” i „dwoma polskimi szpionami”. Włodek, a jak sam o sobie mówił – Wałodzia – uwielbiał pracować z ludźmi i być z ludźmi. Sam też był szalenie lubiany – nie tylko za nieodłączny uśmiech i bezpretensjonalną jowialność. Ale i za to, że był tam w pewien sposób „swój”: zawsze z dumą mówił o sobie, że jest podlaskim Białorusinem ze wsi „spad Sakołki” i gdyby nie „gruby ołówek Stalina”, to pewnie zostałby nie polskim dziennikarzem, a traktorzystą w kołchozie.
A tej białoruskości od korespondenta Polskiego Radia mogło się uczyć wielu białoruskich dziennikarzy. I nie tylko dziennikarzy. Bo u Wałodzi była ona absolutnie autentyczna – po białorusku mówił zawsze i wszędzie, i ze wszystkimi, bo rosyjskiego początkowo prawie nie znał (a i potem posługiwał się nim niechętnie i tylko w ostateczności), a polskiego – jak żartobliwie przyznawał, nauczył się dopiero w szkole. Dlatego budził sensację kiedy w centrum Mińska odbierał (rzadko wtedy jeszcze spotykaną) komórkę i drobiazgowo wypytywał brata w Polsce, czy na „budowu cymant prywieźli” lub czy kupować od sąsiada ćwierć „parszuka” (prosiaka – Belsat.eu) czy połowę. Drąc się oczywiście na całą ulicę z powodu słabego połączenia. O tym, na ile palców grube powinno być porządne „sało”, potrafił ze znawstwem perorować godzinami.
Budził też popłoch wśród wywodzących się z komunistycznej nomenklatury urzędników państwowych i polityków, kiedy również ich atakował swoją charakterystyczną białoruszczyzną „spad Sakołki”.
– Czy u was w Polsce wszystkich dziennikarzy uczą białoruskiego? – pytał nieco zdenerwowany, ale i rozbawiony ówczesny premier Wiaczasłau Kiebicz.
Na jednej z konferencji prasowych jedyne dwa pytania w białoruskim ojczystym języku zadali bowiem … dwaj obecni na niej polscy korespondenci.
– Z Wałodzią straciliśmy całą warstwę naszego życia – napisał mi dziś nasz wspólny kolega z Grodna, który w latach 90. tworzył niezależną prasę na Grodzieńszczyźnie.
Rzeczywiście – komu jeszcze zdarza się zostać autentycznym świadkiem całej epoki, przyjeżdżając „na placówkę” i zostając na niej na dobre i na złe praktycznie przez ćwierć wieku i do końca życia. Zbyt krótkiego życia… – dodaje Goliński.
Ze zmarłym znał się i współpracował Piotr Pogorzelski, dziennikarz Biełsatu, wcześniej pracujący w Polskim Radiu:
– Włodzimierz Pac był świetnym dziennikarzem, który Białoruś znał, jak mało kto. I chodzi tu nie tylko o politykę, ale wszelkie smaczki i niuanse życia w tym kraju. Mińsk bez niego nie będzie już Mińskiem. Był zawsze życzliwy i jeśli do kogoś pasuje określenie „serce na dłoni”, to właśnie do niego. Był uśmiechnięty i pełen życia, trudno uwierzyć, że odszedł – wspomina.
Przyczyną śmierci korespondenta Polskiego Radia w Mińsku, był ostry zawał serca – poinformowali PAP bliscy dziennikarza. Wykazała ją sekcja zwłok. Dziennikarz został w piątek znaleziony w mieszkaniu, w którym mieszkał w stolicy Białorusi. Na miejscu przeprowadzono czynności śledcze w obecności polskiego konsula.
jb/ belsat.eu wg PAP, inf. własna
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS