Dawne Ponidzie Tomasz Jaklewicza
W porównaniu do istniejącego po II wojnie stanu rzeczy, okres przedwojenny – tak naprawdę dla Pińczowa i powiatu, czas biednej wegetacji – mógł jawić się jako czas doskonałej prosperity. Zważywszy, że Polska ówczesna zmagała się z wielowiekową spuścizną zaborów i wojny, osiągnięcia społeczności pińczowskiej w międzywojniu budzą podziw.
W pierwszym rzędzie należy podkreślić wielki patriotyzm ówczesnych mieszkańców. Na przykład podczas zbiórki sprzętu wojskowego dla nowo tworzącej się armii polskiej,
w powiecie pińczowskim ofiarowano: 80 sztuk karabinów, 417 bagnetów, 4339 zamków karabinowych, 26 szabel, 5 pistoletów i inny sprzęt, jak: manierki, kociołki, łopatki, kilofy, maski gazowe, plecki, nawet kuchnię i kuźnie polowe. Na wsparcie finansowe zebrano: -szlachetne kruszce i kosztowności Do walki z armią bolszewicką, według sprawozdania Pińczowskiego Komitetu Obrony Państwa z zaciągu ochotniczego wcielono do armii ok. 300 ochotników, głównie rekrutujących się z pracowników umysłowych, inteligencji i młodzieży szkolnej. Mieszkańcy Pińczowa na rzecz armii złożyli ofiarę w wysokości 66 560 marek, gdy na przykład mieszkańcy Działoszyc ok. 13 000 marek,
a pozostałe gminy zaledwie po kilka tysięcy marek.
W Pińczowie, w domu Wincentego Pachelskiego przy ul. 3 Maja, pani Chorowiczowa uruchomiła szwalnię, w której przygotowywano dary dla żołnierzy w postaci bielizny, ręczników itd. Zbierano również produkty żywnościowe dla żołnierzy. Produkty te wysyłano na front. Tylko jedna taka przesyłka zawierała: 110 kompletów bielizny, 300 par onuc, 100 funtów mydła, 300 funtów pierników, 240 funtów sucharów, 10 tysięcy sztuk papierosów, zapałki, bibułki tytoniowe, woreczki z tytoniem itd. Wielką ofiarnością wykazywało się ziemiaństwo, jak i chłopi, ofiarujący bezpłatnie produkty rolne na rzecz wojska. Dzięki temu np. w Hajdaszku uruchomiono tanią gospodę na stacji kolejki, gdzie zatrzymywały się transporty wojskowe.
Nie można zapomnieć, że w tym bardzo trudnym czasie Sejmik Pińczowski na rzecz III Powstania Śląskiego przekazał 400 000 marek, co w porównaniu do kwot ofiarowanych przez inne sejmiki było znaczącą kwotą.
Straszliwą plagą w tym czasie była epidemia grypy-hiszpanki- która zabrała około dwustu tysięcy Polaków. Bardzo dawała się we znaki epidemia czerwonki.
Całe gminy leżą w ogromnej gorączce, wielu chorym bucha krew z ust i nosa. Kto się zaziębi, ten idzie na tamten świat – pisała prasa. Przebieg choroby bywał bardzo gwałtowny: ?Bywało, że ludzie budzili się rześcy, wyspani, a wieczorem kolejnego dnia już nie żyli.
Ówczesny starosta pińczowski Stanisław Nowak raportował: Zdrowotność w powiecie jest zatrważająca. Tyfus nie wygasa. Są wsie [?] , w których nie spotka się zagrody wolnej od epidemii. Sposób zwalczania chorób jest dotąd niedostateczny. W całym powiecie znajduje się jedynie jeden szpital, który jest za szczupły, by mógł wszystkich chorych pomieścić.
Sytuację pogarszała zła sytuacja aprowizacyjna. Brakowało zboża, dlatego też generalnie w połowie 1921 roku ceny na wszystkie produkty spożywcze w powiecie pińczowskim skoczyły do góry. Dotyczyło to zwłaszcza – chleba oraz mięsa.
Do wojewody pisano z powiatu pińczowskiego: W 1920 roku z chorób zakaźnych panował tyfus plamisty, pod jesień pojawiła się ospa [?]. Ludność powiatu wykonuje wydane zarządzenia, ale raczej niechętnie jako nieprzyzwyczajona do nowszych zarządzeń mających na celu dobro zdrowotne ludności.
Mój ojciec przywoływał do późnej starości nieco przerobiony cytat z Warszawianki używany przez mojego dziadka, w tym okresie, którym z wisielczym humorem, dodawał sobie otuchy w tych ciężkich czasach: Kto przeżyje wolnym będzie, a kto umarł wolnym już. Ojciec również w późniejszych latach życia, często pocieszał się tym samym cytatem, co prawda w nieco bardziej humorystycznych kontekstach.
W ramach profilaktyki, wytworne pińczowianki zaczęły nosić na twarzach maseczki chirurgiczne tak jak czyniły to panie z wielkiego świata, oglądane w ilustracjach gazetowych. Ograniczano także wylewne powitania do uściśnięcia ręki, bez dawnego obcałowywania się.
Warto pamiętać, doceniając wysiłek społeczeństwa, że w tym czasie, jak w każdym wojennym i powojennym okresie, na Ponidziu panowała szalona wręcz nędza. Jeszcze niedawno przed ustąpieniem z Pińczowa, austriacka komendantura oplakatowała całe miasteczko obwieszczeniami zabraniającymi pod surowymi rygorami rozkopywania grobów żołnierskich, celem obdzierania zwłok z butów i odzienia.
Austriacy jednakże sami rabowali co tylko mogli. Już pod koniec wojny chcieli zrabować na cele wojenne, nawet rynny z klasztoru pińczowskiego. Po wizycie komisji wojskowej, która dokonała oględzin, natychmiast dekarze z miasta pracując dzień i całą noc, rynny pozdejmowali i ukryli. Saperzy austriaccy, którzy następnego dnia z niezbędnym sprzętem stawili się na dziedzińcu klasztornym stwierdzili, że na budynku nie ma żadnych rynien. Zaalarmowani członkowie komisji, która poprzedniego dnia wizytowała klasztor, przecierali oczy i kręcili głowami ze zdziwienia, zachodząc w głowę czy nie ulegli jakimś omamom. Nikt nie poniósł żadnych konsekwencji. A po wyjściu Austriaków z Pińczowa, rynny natychmiast zostały ponownie zamontowane.
Po Wielkiej Wojnie przystąpiono do odbudowy kraju. W mieście, w tym czasie żyło 7740 osób, aż 4324 mieszkańców było Żydami. Na starych zdjęciach, których sporo się zachowało widać ogrom zniszczeń w mieście, niewiele ustępujących zniszczeniom drugiej wojny.
W Pińczowie, w grudniu 1919 roku otwarto filię Państwowego Biura Odbudowy Ziemi Kieleckiej. Zadaniem placówki była pomoc w uzyskiwaniu kredytów na odbudowę, zaopatrzenie w materiały budowlane, sporządzanie projektów odbudowy. Sytuacja w Pińczowie była tragiczna, ostrzał z austriackich dział zniszczył sporo budynków w mieście, a na ich odbudowę nie było pieniędzy.
Głos Pińczowski podawał: Miasto Pińczów leżące nad Nidą było przez pół roku miejscem pozycyji wojsk rosyjskich. Wskutek działań wojennych wielka ilość budynków została zniszczona a wiele uszkodzonych tak że do dziś dnia świecą pustkami bowiem właściciele nie mają za co przeprowadzić remontów.
W 1919 roku jednym z najpilniejszych problemów była odbudowa infrastruktury drogowej i szlaków komunikacyjnych. Starosta pińczowski Stanisław Nowak wyjaśniał: Pod tym względem nie ma gorszych powiatów w Polsce. Mamy jedynie 27 kilometrów dróg bitych, reszta to drogi ziemne, które z nastaniem niesprzyjających warunków atmosferycznych są nie do przebycia. Powiat jest wtedy zalany błotem i odcięty od reszty świata. Nic dziwnego, że powiat, który ze względu na urodzajną glebę powinien być jednym z bogatszych, jest bardzo upośledzony.
W sprawie zaniedbań w odbudowie powiatu pińczowskiego interweniowała grupka posłów. Niewiele to pomogło, w roku 1922, w mieście wciąż nie odbudowano 73 budynków. Dopiero po 1924 roku, sytuacja zaczęła zmieniać się na lepsze.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS