A A+ A++

Zgodnie z zachowanymi dokumentami NKWD podczas czterech wielkich akcji deportacyjnych z lat 1940-1941 Sowieci wywieźli na Syberię około 325 000 obywateli przedwojennej Polski. Ponadto do łagrów trafiło od 80 000 do nawet 100 000 mieszkańców II RP aresztowanych przez stalinowską tajną policję.

Oswajanie ze śmiercią

Już sama droga do miejsc zesłania była prawdziwym koszmarem, który pociągnął za sobą tysiące ofiar. Jak podkreśla Wojciech Lada w książce “Mali tułacze”, nieszczęśnicy transportowani przez wiele tygodni w bydlęcych wagonach umierali “w zimie z powodu głodu i mrozu, latem – głodu i zaduchu”.

Powszechną praktyką stosowaną przez strażników było “wyrzucanie zwłok, ot tak, z wagonu prosto w śnieg lub na ziemię, (…) niezależnie od pory roku”. Dla wielu więźniów widok stawał się ponurą codziennością, oswajając ich ze śmiercią.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Czytaj także: Koszmar wywózki na Sybir. Tragiczne doświadczenia Polki deportowanej w 1940 roku

“Co mamy robić z trupami?”

Zdarzały się jednak sytuacje, które do końca życia prześladowały deportowanych. Świadkiem jednej z nich był – wówczas 13-letni – Edward Kurkowski. Cytowany przez Wojciecha Ladę, tak po latach opisywał rzecz, której świadkiem został pewnego mroźnego dnia:

“Wchodząca do szopy podobnej do ubikacji kobieta wyskoczyła stamtąd z przeraźliwym piskiem. Głos przerażenia wydobywał się z jej gardła, choć zatykała dłonią usta. Radziecki żołnierz zbeształ ją za to, że bez zezwolenia oddala się. ‘Przecież tam stoją ludzie zamarznięci na śmierć’ – wykrztusiła. W ubraniach, czapkach, nawet w kapeluszach, a zamarznięci!”.

Rzecz jasna pozostali deportowani natychmiast zaczęli dopytywać o szczegóły makabrycznego odkrycia. Próbowali również osobiście sprawdzić, co tak przestraszyło kobietę. Ale zaalarmowani krzykiem strażnicy nie wpuścili ich do szopy. Za to jeden z oficerów z brutalną szczerością powiedział:

“Spokojnie, towarzysze Polacy. Ludzie wszędzie umierają, w transportach też. Wyciągamy martwych z wagonów, nie mogą przecież jechać z żywymi, to chyba zrozumiałe, a transporty z Polakami przejeżdżają tędy codziennie. Nie ja je wysyłam. Ludzie umierają wszędzie .Polak nie Polak. Co mamy robić z trupami? Przechowujemy je w budce ubikacyjnej, innej nie mamy. A na wiosnę, jak śnieg stopnieje i ziemia roztaje, to pochowamy jak obywateli”.

“A dlaczego na leżąco?”

Gdy deportowani dopytywali dlaczego w takim razie zmarli przechowywani są ubikacji, enkawudzista odparł, że:

– Nie mamy innej szopy. Zresztą ta ubikacja jest już nieczynna.

– Dlaczego na stojąco? – zapytała przerażona wciąż kobieta.

– A dlaczego na leżąco? – odpowiedział pytaniem lejtnant i odszedł.

Na to jeden z towarzyszy niedoli Kurkowskiego rzucił: “obliczyli, że na stojąco więcej się zmieści”.

Tablica poświęcona Zesłańcom Sybiru we wrocławskiej bazylice św. Elżbiety (Poznaniak1975/CC BY 3.0).

Wojciech Lada w książce “Mali tułacze” podkreśla, że “nie wiadomo, gdzie cała ta sytuacja się zdarzyła, ale z pewnością gdzieś, gdzie był posterunek, a więc pewnie i peron, i jakieś ludzkie osiedle”. Im dalej na wschód, tym takich miejsc było mniej.

W efekcie zwykle to sami deportowani musieli zająć się pochówkiem zmarłych. Grzebano ich w zaspach lub płytkich zbiorowych mogiłach tuż obok torów, podczas krótkich postojów pośrodku niczego.

Bibliografia:

  • Wojciech Lada, Mali tułacze, Prószyński i S-ka 2022.
  • Okupowana Polska w liczbach, Bellona 2022.

Czytaj także: Polkę zesłano na Syberię. Potem zrobiono z niej największą bohaterkę Związku Sowieckiego

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrzed nami świdnickie święto koszykówki ulicznej
Następny artykułMoc słów na kartkach ślubnych