A A+ A++

Ciemności im niegroźne, bo świecą jak prawdziwe gwiazdy. Zresztą dla wielu nimi są. Dwanaście zabrzanek, w większości nauczycielek od dziesięciu lat czuje radość ze śpiewania. I właśnie tak, w tłumaczeniu na łacinę postanowiły nazwać swój chór – Laetitia Cantus. Od niedawna do dwóch słów dopisane jest imię i nazwisko Małgorzaty Mandat – Kłos. To hołd dla zmarłej w lipcu 2018 r. dyrygentki.

– Byłyśmy w Koszęcinie, goszcząc u Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk. Piotr Hankus, jego dawny śpiewak, a teraz konferansjer zapytał, dlaczego siedzimy w ciemnym pomieszczeniu. Odpowiedziałam, że nie potrzebujemy światła, bo świecimy własnym. Jak gwiazdy – mówi Maria Klich. I Piotr Hankus przyjął to wyjaśnienie. – Kiedy nas zapowiadał, deklarował, że gdyby nas nie było, to kazałby nas urodzić. Dla wielu jesteśmy fenomenem. Samoukami, bez przygotowania muzycznego, które od śpiewania przy gitarze doszły do poziomu, zdobywającego uznanie profesjonalistów – dodaje Agata Kik.

Dwanaście zabrzanek trzy dni z tegorocznego, gorącego, przedświątecznego czasu nie spędziło nad garnkami i ze ścierką w ręku, bo po raz kolejny kształciło się w Koszęcinie, z obecności na scenie. Nauczycielki i jedna studentka medycyny pojechały tam na specjalne zaproszenie Śląska. Poza konkursem, bo są pozakonkurencyjne. – Powiedziano nam, że nasz udział w rywalizacji nie ma sensu.  Od kilku lat stale wygrywamy. Więc teraz, ile się da, korzystamy z wiedzy i umiejętności fachowców, bo tylko tacy są w zespole im. Stanisława Hadyny. Uczyłyśmy się już tańca, ruchu scenicznego, sztuki wizażu i makijażu – mówi Grażyna Bagińska, dzięki której chór powstał. To ona, w październiku 2009 r., w oczekiwaniu na świętowanie Dnia Edukacji Narodowej, w Szkole Podstawowej nr 14 zaczęła grać na gitarze. Wtedy okazało się, że jeszcze kilka koleżanek lubi i umie śpiewać. To był początek. – Przez dwa lata próby zaczynałyśmy od przytupywania, by rozpocząć wykonanie utworu. Nikt nami nie kierował. Mimo, że nie miałyśmy pojęcia o profesjonalnym przygotowaniu – emisji głosu, dykcji, udało nam się zająć II miejsce na festiwalu pieśni sakralnej w Będzinie Wojkowicach – opowiada Grażyna Bagińska.

Chór wprowadziła na wyższy poziom dyrygentka, Małgorzata Mandat – Kłos zawodowo, co oczywiste w nauczycielskim zespole – nauczyciel muzyki. Dołączyła do niego w październiku 2012 r. – Wreszcie zyskałyśmy kogoś, kto profesjonalnie podpowiadał, jak śpiewać. Nastąpił przełom, także w nas. Wcześniej wielu spraw byłyśmy nieświadome i dlatego łatwiej było nam stanąć przed publicznością. Brałyśmy udział w konkursach, w których, gdybyśmy posiadały obecną wiedzę, nie rywalizowałyśmy – mówi Joanna Adamska.

Małgorzata Mandat – Kłos skończyła studia przygotowujące do dyrygentury. I choć dwanaście nauczycielek odkryło pod jej batutą nową jakość śpiewania, chwile zwątpienia ich nie ominęły. Znów za sprawą Śląska. – Pojechałyśmy do Koszęcina na warsztaty. Prowadziła je dr Karolina Banach, osoba o absolutnym słuchu, prowadząca młodzieżowy zespół, działający przy Śląsku. Po przeprowadzonych przez nią indywidulanych przesłuchaniach, dopadł nas kryzys. Okazało się, że większość z nas operuje nie tym głosem, którym powinna. Roszady były ogromne. Od tej chwili wiemy jednak, że jesteśmy w elitarnym gronie kameralnych chórów, śpiewających na cztery głosy – wspomina Agnieszka Duraj.

Z podróżami do Koszęcina łączy się wiele wspomnień. Jedno jest zabawne i szczególnie cenne, bo dotyczy pierwszej dyrygentki. – Jechałyśmy autem. Prowadziła Małgosia. Na drodze stanął nam patrol policji. Powodem było przekroczenie prędkości. Gosia zaczęła tłumaczyć, że jedziemy do zespołu Śląsk; prosiła, by nie dawać jej mandatu, bo ma go już w nazwisku. Policjanci zgodzili się, pod warunkiem, że zaśpiewamy. No to śpiewałyśmy – wspomina Anna Janik.

Małgorzata Mandat – Kłos zmarła 6 lipca 2018 r. Miesiąc przed śmiercią wysłała do koleżanek z chóru dramatycznego smsa. Pisała, że po operacji nie ma już dla niej ratunku, że rak ją wkrótce pokona. Czy da się przygotować na odejście bliskiej osoby? – Nie. Mimo, że lekarze nie dawali nadziei, my miałyśmy ją do końca. Niestety, cud się nie zdarzył. Chór dawał jej jednak siłę i motywację. W czerwcu 2018 r. brałyśmy udział w IX Krakowskim Międzynarodowym Festiwalu Chóralnym Cracovia Cantans. Gosi z nami nie było, ale rywalizowałyśmy dla niej. Świadoma, że umiera, zapytała znajomego ojca kamilianina o. Wojciecha Mojeckiego, czy po śmierci będzie nas widziała. Powiedział, że tak. My też czujemy jej obecność – opowiada Agata Kik.

Laetitia Cantus nie zaśpiewał na pogrzebie swojej dyrygentki. – Jedna z nas zapytała, czy wystąpimy. W odpowiedzi padło pytanie: „ A dasz radę?”. Wszystkie nie byłyśmy w stanie rozsupłać gardeł, ściśniętych bólem. Nawet dziś dedykacja dla Gosi, przed występem, powoduje problemy z emisją głosu. Kryzys po warsztatach z dr Karoliną Banach był niczym w porównaniu z tym, co przeżyłyśmy po odejściu Gosi. Teraz wychodzimy z żałoby. Naszym sposobem jest rozmowa – dodaje Agata Kik.

Batutę po Małgorzacie Mandat – Kłos przejęła Jolanta Jońca, nauczyciel w zabrzańskiej szkole muzycznej, a teraz także w Podstawowej nr 14. – Jola debiutowała z nami w Krakowie, w 2018 r. podczas wspomnianego już, czerwcowego festiwalu. Wahałyśmy się, czy tam jechać ze względu na Gosię, ale włożyłyśmy wiele przygotowań, by wziąć udział w tej prestiżowej rywalizacji. Poza tym Gosia chciała, żebyśmy wystąpiły w jednym szeregu z międzynarodowymi konkurentami. Jasne jednak było, że musimy mieć dyrygenta. Jola została nam polecona – mówi Anna Janik.

W repertuarze Laetitia Cantus są tradycyjne pieśni śląskie, sakralne, kolędy, a także utwory związane z Powstaniami Śląskimi. – Z tymi ostatnimi wystąpiłyśmy w sali Sejmu Śląskiego. Od komplementów, lepsze i wymowniejsze były łzy wzruszenia słuchaczy. Jesteśmy małych chórem, więc trudniej nam pokazać potęgę głosów. A i tak się udaje. Kiedyś próbowałyśmy w kościele. Gdy wyszłyśmy inni chórzyści, którzy nas słuchali, skomentowali: „to was jest tylko tyle…” – opowiada Grażyna Bagińska.

Chórzystki – nauczycielki lubią śpiewać i lubią siebie nawzajem. Gospodarza towarzyskich spotkań wyznacza pluszowa świnka, dziś w rękach Małgorzaty Fussek. – Naszym patronem jest Związek Nauczycielstwa Polskiego, a maskotka to nawiązanie do strajku środowiska. Ponieważ świnki dostały dopłaty, a my podwyżek nie, na pamiątek tych wydarzeń mamy pluszaka – opowiada Agata Kik.

Spotkania towarzyskie Laetitia Cantus nie są typowe, bo czy do takich można zakwalifikować plenerowe i letnie zakończenie sezonu, połączone ze śpiewaniem kolęd? – Musiałyśmy ćwiczyć, bo  czekało nas nagrywanie świątecznej płyty, nagroda w jednym z konkursów – mówią.

Zresztą kolędy często towarzyszą chórowi. – Ostatnio miałyśmy próbować pieśni powstańcze, ale okiełznać nauczycielki nie jest łatwo. Gadają bez przerwy, więc zaczęłam grać „Lulajże Jezuniu…”, na przeczekanie rozmów i uspokojenie towarzystwa – opowiada obecna dyrygenta, Jolanta Jońca, która marzy o udziale swojego zespołu w zagranicznych konkursach. – Wyjazdy są kosztowne. Niestety, nie mamy na to pieniędzy. Czekamy na sponsora. Bez niego trudno będzie pokazać za granicą, jak wiele umiemy wyśpiewać – dodaje Maria Klich.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDariusz Brągiel w Wiśle Puławy
Następny artykułWypadek samochodu ciężarowego w Śmiłowie