A A+ A++


Zobacz wideo

Sytuacja 10-latki pozostawionej przez ojca na szlaku w Bieszczadach poruszyła Polskę. Gdyby nie pomoc przewodnika grupy turystycznej, kto wie, jaki byłby koniec tej historii. Dziewczynkę przewieziono do Wetliny, ściągnięto jej ojca, poinformowano matkę. Sprawę zgłoszono na policję.

Mężczyzna zamiast się cieszyć, że jego córka jest bezpieczna, miał pretensje, że przewodnik zawiadomił służby. – Tłumaczył, że córka jest bardzo samodzielna. W Warszawie, gdzie mieszkają, wraca ze szkoły sama – mówiła “Gazecie Wyborczej” Katarzyna Fechner, oficer prasowy komendanta powiatowego policji w Lesku. Mama też miała używać podobnych argumentów. Teraz nieodpowiedzialnym zachowaniem rodzica zajmie się sąd rodzinny.

– Samego dziecka nigdzie samego nie możemy zostawić. Wszystko jedno, czy to jest ulica czy szlak w górach. 10-letnie dziecko wymaga ciągłej opieki i uwagi. Tutaj dyskusji nie ma – komentował w rozmowie z tokfm.pl Jan Gąsienica Roj, ratownik TOPR i przewodnik wysokogórski.

Polskie góry przeżywają prawdziwe oblężenie. W ubiegłym roku w Tatry weszło aż 4,7 mln turystów. Wśród nich sporą grupę stanowią dzieci. Jedni rodzice chcą zarazić swoją pociechy własną pasją, inni kierują się chęcią wykonania zadania i odhaczenia na swojej liście celów – zdobytego szczytu, kolejni nieświadomi, zapewne też nieodpowiedzialni, chcą pokazać dziecku góry – bo inni tak robią, a potem pochwalić się wspólnym zdjęciem z malcem w mediach społecznościowych.

Powodów, dlaczego zabieramy najmłodszych w góry znajdziemy bez liku, nie wszystkie są godne pochwały. Trudno też zachować spokój, gdy mija się na szlaku rozhisteryzowane dziecko, które odmawia dalszej wędrówki i rodzica, który niczym dyktator nie przyjmuje do wiadomości, że jego pociecha nie ma sił, żeby iść dalej.

Wyrwał się z korporacji w piątek wieczorem, więc na zdobycie szczytu ma tylko sobotę

Wielu, komentując incydent w Bieszczadach, zwraca uwagę, że w górach pojawił się nowy trend. Turyści wyjście w góry traktują ambicjonalnie, zdobycie kolejnego szczytu stawiają ponad wszystko. Często kosztem własnych dzieci. Czy właśnie do takich osób należał ojciec dziewczynki? Bartłomiej Kuraś, autor książki “Niech to szlak! Kronika śmierci w górach” mówił w rozmowie z Podróże Gazeta.pl, że “w Tatrach pojawiło się tzw. myślenie korporacyjne”. Autor książki przywołuje sformułowanie Adama Maraska, byłego wicenaczelnika TOPR-u, który dzisiaj jest już na emeryturze. “Przyjeżdża ktoś ze świetnym sprzętem, dobrze przygotowany, ale ma bardzo mało czasu. Wyrwał się z korporacji w piątek wieczorem, w niedzielę musi wracać, więc na zdobycie szczytu ma tylko sobotę. I idzie, nie patrząc na pogodę, warunki, nie myśląc, że cały poprzedni dzień spędził za biurkiem, a potem w samochodzie. Ludzie często nie zdają sobie też sprawy, jak wielką różnicę potrafi zrobić zmieniające się ciśnienie. I takie osoby, dobrze wyekwipowane, sprawne fizycznie, też giną” – mówił Bartłomiej Kuraś.

– Też obserwuję podobne zachowania. I to jest rzeczywiście niepokojące i niebezpieczne, gdy zakładamy, że jednego dnia zdobywamy Rysy, następnego Krywań, a kolejnego Gerlach, bez względu na warunki pogodowe, bo realizacja planu jest najważniejsza. Góry weryfikują wszystkie plany. Musimy być elastyczni i zawsze mieć plan B – podkreśla Jan Gąsienica Roj. – W górach trzeba mieć pokorę i oczywiście czytać wszelkie dostępne komunikaty o panujących warunkach pogodowych, bo one potrafią się zmienić w przeciągu godziny – dodaje. 

Wycieczkę trzeba dopasować do najmłodszych

Ratownik TOPR podkreśla, że w górach konieczna jest elastyczność. A gdy wędruje się z małymi dziećmi, to wycieczkę należy dopasowywać właśnie do nich. – Nie możemy dążyć do tego, żeby zrealizować swój plan, a dziecko musi się do tego dopasować. To nie będzie dla niego, ani przyjemne, ani miłe. Należy zorganizować wycieczkę tak, żeby nasza pociecha wyszła na nią uśmiechnięta i wróciła z niej uśmiechnięta. A nie patrzeć na to, że ktoś z naszych znajomych zdobył z dzieckiem np. Orlą Perć więc my też musimy to zrobić. Nic nie musimy – mówi zdecydowanie Gąsienica Roj.

Planując górską wycieczkę, należy wziąć pod uwagę stopień trudności oraz długość trasy. Najpierw powinniśmy zacząć od krótkich, łatwych wycieczek i stopniowo je wydłużać. – Małe dziecko – małe góry. Większe dziecko – wyższe góry – radzi ratownik. – Naszym absolutnym priorytetem powinno być szczęście i komfort najmłodszego członka wycieczki. Widzimy, że coś nie sprawia mu przyjemności, to odpuśćmy. Nie można dziecka do niczego zmuszać. Tym bardziej, jeśli chodzi o zdobywanie szczytów. My będziemy się cieszyć, a dziecko już nigdy w góry nie pójdzie. To nie jest najważniejsze – zauważa mój rozmówca.

Jeden dzień w górach, drugi na basenie

Na płaczące dzieci na szlakach i opiekunów, którzy tracą cierpliwość wobec swoich pociech, zwróciła uwagę w jednej z grup tatrzańskich internautka. – Drodzy rodzice przemyślcie szlaki i cele, które chcecie zdobywać ze swoimi małymi dziećmi idącymi na nóżkach. Widziałam trzylatka, który z rodziną szedł zdobywać Kasprowy Wierch. Płaczu, buntu, było co niemiara. Po co zrażać dzieci do górskich wędrówek, czasami lepiej zdobyć mały szczyt może i najmniejszy a dziecko też będzie miało radochę. Zakopane to nie tylko Morskie Oko, Kasprowy czy Giewont, na który musimy wejść, bo inaczej się nie liczy. Mierzmy siły na zamiary, ale naszych dzieci – zaapelowała pani Magda.

Pani Sylwia od kiedy tylko pamięta chodzi w góry. Tę pasję – jeszcze w dzieciństwie – zaszczepił w niej jej tato. Gdy zmarł, kiedy ona miała 16 lat, chodziła w góry nadal. Teraz na szlak zabiera męża i synka, który, jak mówi, “maszerował z nią w brzuchu”. Jaką strategię ma kobieta na wspólne wędrowanie z dzieckiem? – Najpierw zabierałam go w nosidełku, potem w chuście. Gdy skończył dwa latka, już szedł na własnych nóżkach. Dwa lata później chodziliśmy po Beskidach, Karkonoszach, Stredohorí. Gdy miał pięć lat zdobyliśmy Kopę Kondracką – opowiada pani Sylwia, która mieszka w czeskiej Pradze. Co weekend jest w górach.

Jak zachęcić swoją pociechę do tego, by podzielało pasję rodzica? – Każdy ma lepszy i gorszy dzień. Zawsze sprawdzamy pogodę. Staramy się znaleźć miejsca, gdzie jest schronisko, aby dziecko mogło poczuć też ten klimat i dodatkowo zbierać pieczątki i odznaki. Częste przystanki to trochę udręka, ale i czas na obserwację przyrody – opowiada kobieta.

Pani Sylwia przed wyjściem na szlak ma przygotowaną alternatywną trasę i nie ukrywa, że czasem jej sześciolatek marudzi, “że mu się nie chce, że jest zmęczony, ale jak już widzi cel, (umie czytać z mapy), to nie ma na niego mocnych”. W takich chwilach pozwala mu odpocząć i mówi, co go czeka.

Moja rozmówczyni dodaje, że nigdy wcześniej nie korzystała z kolejek linowych i krzesełkowych, a teraz z chęcią się tą opcją wspomaga. – Celem nie zawsze jest szczyt, ale po prostu radość bycia w górach. Wybieramy też częściej szlaki, gdzie są źródła wodne. Tam dzieci najlepiej odpoczywają – dodaje i podkreśla, że na drugi dzień dla równowagi wybierają się wspólnie na basen, plac zabaw czy do centrum interaktywnego.

– Każde dziecko jest inne, ale warto je zachęcać i znaleźć coś co lubią. Mój synek lubi potoczki i wodospady, staram się więc tak planować trasy naszych wycieczek. Poza tym opowiadam o górach i wycieczkach, bywamy w nich też latem i zimą, żeby je urozmaicać. Złoty środek nie istnieje, ale warto go szukać. Myślę, że dzieci naśladują rodziców, więc tylko trzeba im to pokazać – zauważa aktywna mama.

Zabierają niemowlęta w nosidełkach

Wielu turystów oburza się na widok w wysokich górach rodzica z niemowlakiem w nosidełku. Czy to jest dobry pomysł, żeby wspinać się tak wysoko? O wypadek przecież nie trudno. – Nie przypominam sobie interwencji TOPR w sytuacji, gdy ktoś z nosidełkiem upadł i zrobił krzywdę sobie i dziecku. Idąc tym tokiem myślenia, to do samochodu też dziecka nie zabierajmy, bo wypadki na drodze się też zdarzają. To jest droga donikąd – komentuje Gąsienica Roj.

Ratownik tłumaczy, że wszystko zależy od naszej sprawności, samopoczucia i celu, który chcemy osiągnąć. – Czy dźwiganie kilkukilogramowego ciężaru na plecach na wysokość 2 tys. m n.p.m. jest przyjemne? Raczej nie. Ale z drugiej strony, jeśli trasa jest dość łatwa, prognozy są dobre, a my czujemy się na tyle sprawni, żeby to bezpiecznie zrobić, to czemu nie. Nie można generalizować – zauważa.

– To wszystko jest bardzo subiektywne, bo jeden człowiek jest bardzo sprawny i dla niego Orla Perć czy większość szlaków będzie łatwa. A dla drugiego taka trasa będzie już nie do przejścia. Nie możemy szufladkować ludzi i mówić, że na ten szlak mogą wejść osoby do 35. roku życia, a na inny od 35. do 45. Tak się nie da – przyznaje ratownik.

Dziewczynka wpadła w hipotermię

Jednak do wypadków z udziałem dzieci dochodzi dość często. W lipcu 2021 roku trzyletnia dziewczynka została ranna w Dolinie Kościeliskiej w Tatrach Polskich. Do wypadku doszło w okolicach schroniska PTTK na Hali Ornak. Kilkulatka rozbiła sobie głowę, gdy skakała po kamieniach. Rodzice byli tuż obok.

W maju 2022 roku lawina pod Baranimi Rogami w słowackich Tatrach Wysokich porwała 10-letniego chłopca i jego ojca. Spadli kilkaset metrów w dół. Przeżyli, ale ojciec doznał wielu złamań i nie mógł iść. Chłopiec ściągnął pomoc.

W lipcu 2022 roku 42-letni turysta z Polski razem z dwójką dzieci (12 i 9 lat) wędrował po słowackiej stronie Tatr. Był tak wyczerpany i odwodniony, że nie był w stanie kontynuować wycieczki. Z pomocą pospieszyli słowaccy ratownicy. Mężczyznę ewakuowano ze szczytu śmigłowcem. Dzieci sprowadzili w dół ratownicy górscy.

We wrześniu 2022 roku grupa turystów z Łotwy wzywa pomoc. Są na Czerwonych Wierchach w Tatrach. Wśród nich dwuletni chłopiec i trzymiesięczna dziewczynka. Złapała ich nagła burza, są przemoczeni, niemowlę wpada w hipotermię. Na miejsce leci śmigłowiec. Zabiera dziewczynkę do szpitala.

W kwietniu tego roku ojciec razem z dwiema córkami (w wieku 7 i 9 lat) wybrał się na Szpiglasową Przełęcz. Wezwał pomoc, kiedy utknął pod przełęczą w głębokim śniegu. Akcja ratunkowa była bardzo trudna. Dwunastu TOPR-owców działało we mgle i padającym śniegu ograniczającym widoczność do kilku metrów. Poza tym ogłoszono drugi stopień zagrożenia lawinowego. – Wypadki były, są i będą. Zdarzają się nie tylko dzieciom. Odkąd istnieje TOPR, schematy wypadków są powtarzalne. Nikt przecież nie chce być ratowany, ani też nikt nie wzywa pomocy bez powodu. Sięgam po telefon wtedy, kiedy sam sobie nie mogę poradzić – stwierdza Gąsienica Roj.

Ratownik zwraca uwagę, że “ruch w Tatrach jest tak gigantyczny, że wypadki muszą się zdarzać”. – To wynika ze statystyk. W każdym zakątku naszego kraju, jeśli byłoby takie nagromadzenie ludzi w jednym miejscu, nawet na równinie dochodziłoby do podobnych zdarzeń – wyjaśnia. – Zastanówmy się, co robimy. Dobrze planujmy, pomyślmy, czy nasze ambicje nie są zbyt wygórowane. Góry są dla ludzi, cieszmy się tym, ale róbmy to bezpiecznie – podkreśla.

Przewodnik wysokogórski przypomina, że ważne jest odpowiednie przygotowanie. Odpowiedni strój i obuwie. Zanim wyjdziemy na szlak, trzeba sprawdzić komunikaty pogodowe. Dobrze przygotować też inną trasę, gdyby warunki atmosferyczne się zmieniły lub pogorszyłoby się nasze samopoczucie lub naszych towarzyszy. – Zawsze też można zawrócić, gdy uznamy, że nie jesteśmy odpowiednio przygotowani lub opadliśmy z sił – dodaje.

Kto teraz chodzi po górach?

Rodzinny wyjazd w Tatry może być początkiem życiowej pasji a może przywoływać wspomnienia rodem z koszmarów. – Dlatego trzeba to robić z głową. Myślę, że u większości ludzi, którzy chodzą teraz po górach, tę pasję zaszczepili w nich rodzice. Postarajmy się, żeby wspólna wędrówka była przyjemna, żeby dziecko chciało chodzić w góry, miało tylko dobre wspomnienia i żeby chciało w nie w przyszłości wracać – radzi ratownik.

Bo czasem trzeba mocno zweryfikować swoje plany, jak np. pani Edyta, która w Tatry wybrała się na początku lipca z siedmioletnia wnuczką. Okazało się, że dziewczynka nie jest zainteresowana taką formą aktywności. – Moja wnusia jeszcze nie jest gotowa na takie wędrówki. Choć z częstymi przerwami pokonała drogę na Morskie Oko i Polanę Rusinową, to bardziej cieszyły ją takie atrakcje jak dino park, mini zoo czy innego rodzaju place zabaw. Myślę, że każde dziecko jest inne. Zmuszanie na siłę i wywoływanie traumy nie jest najlepszym pomysłem – zauważa w rozmowie z tokfm.pl mądra babcia.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPiknik Rodzinny pn. Drewno – surowiec wszech czasów
Następny artykułEYOF: Polacy zagrają o piąte miejsce