Kenneth Rapoza z amerykańskiego Forbesa zauważa, że zachodnie sankcje nie są w stanie odciąć Rosji od rynków wschodzących, głównie Chin, Afryki i Bliskiego Wschodu. Nawet wielkie demokracje, jak Indie i Brazylia są w istocie potężnym wsparciem kremlowskiego reżimu. Sankcje miały zdusić wojenną gospodarkę, ale wydają się przede wszystkim mobilizować Putina do szukania każdej możliwej drogi, aby je obejść.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy podaje, że rosyjskie PKB może odnotować wzrost na poziomie 1,5 proc. w 2023 r. i 1,3 proc. w roku kolejnym. To nowość. Kiedy wybuchła wojna, Kreml walczył z recesją na poziomie 2,1 proc. Pytanie, czy optymistyczne prognozy MFW będą przystawać do przykrych realiów, z jakimi muszą się mierzyć Rosjanie. W drugim tygodniu sierpnia za jednego amerykańskiego dolara kantory płaciły niemal 110 rubli, osiągając drugi najgorszy wynik od rozpoczęcia inwazji w lutym 2022 r. Przed bankami ustawiają się gigantyczne kolejki chętnych, aby wypłacić oszczędności życia, zanim będzie za późno, a na Taganrog czy Rostów od czasu do czasu spadają zbłąkane ukraińskie rakiety, przypominając, że wojna wciąż trwa.
Proces nakładania sankcji. Nie wszystko jest jasne.
Tylko że rosyjska ludność cywilna nie jest zmartwieniem dla Kremla. Jest nim głównie kwestia dostaw broni dla ukraińskiej armii. Jednocześnie, presja zachodniego społeczeństwa jest coraz mniejsza. W tym samym czasie, gdy Biały Dom prosił kongresmenów o przegłosowanie kolejnych 24 mld dol. na rzecz Kijowa, prawie 55 proc. Amerykanów pytanych przez reporterów CNN o opinię na temat kolejnych pakietów pomocowych dla Ukrainy powiedziało „dość”.
Aby móc polegać nie tylko na broni, ale i na sankcjach przeciw Rosji oraz wyeliminować ewentualne luki, Uk … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS