A A+ A++

Równo dwa tygodnie temu reprezentacja Polski dała popis siatkówki w finale mistrzostw Europy. Nasz zespół bezdyskusyjnie pokonał Włochów w Rzymie 3:0. Złoty medal ekipa prowadzona przez Nikolę Grbicia zdobyła absolutnie zasłużenie. To było dla niej drugie z rzędu złoto – po lipcowym w Lidze Narodów. Jak więc wytłumaczyć ten okropny mecz Polaków z Belgami w Xi’an?

Zobacz wideo

W bardzo prosty sposób. Belgia, Bułgaria, Kanada, Meksyk, Argentyna, Holandia i Chiny – to są nasi rywale w chińskich kwalifikacjach. Awans wywalczą dwie najlepsze drużyny, a w tym gronie nie ma ani jednego zespołu, który byłby w stanie pokonać Polskę. Ale pod jednym warunkiem. Podstawowym. Oczywiście takim, że Polska będzie grała na swoim poziomie.

W sobotę do tego poziomu nasza superdrużyna nawet się nie zbliżyła. Zamiast pokazu siatkówki, dała nam pokaz nieudolności, ospałości, indolencji. Belgowie zagrali świetny mecz – dopiero 14. drużyna niedawnych ME spróbowała wykorzystać szansę, którą superfaworyci im po prostu stworzyli.

Przy wyniku 13:14 w tie-breaku broniliśmy piłki meczowej dla rywala i obroniliśmy się cudem. Belgowie zatrzymali blokiem atak Łukasza Kaczmarka i gdy piłka wracała na naszą stronę siatki, tylko bezradnie patrzyliśmy, gdzie spadnie. Centymetra, może dwóch zabrakło Belgom do szczęścia. Ten aut nas uratował. I Kaczmarek, oczywiście.

Skończył aż 24 z 37 ataków, miał świetną, 65-procentową skuteczność. A że poza Jakubem Kochanowskim na środku tylko on trzymał poziom, to maksymalnie uprościliśmy swoją grę i rozgrywający Marcin Janusz na skrzydłach szukał pewnego rozwiązania z Kaczmarkiem tak, jak wiele razy nasza piłkarska kadra liczy, że wszystko załatwi sam Robert Lewandowski.

Mnóstwo razy boleśnie przekonywaliśmy się, że “laga na Robercika” nie działa. Na szczęście jednowymiarowe granie z Kaczmarkiem koniec końców dało nam szczęśliwe zwycięstwo nad Belgami. Ale oby ten mecz dał więcej niż dwa punkty (jeden straciliśmy). To musi być pobudka.

Wszyscy mistrzowie w biało-czerwonych koszulkach muszą naprawdę zdać sobie sprawę z tego, że tych kwalifikacji nie da się rozegrać na niskim biegu, z myślą “I z kim my tu mamy przegrać”.

W 2018 roku operator kamery Polsatu Robert Szegda tym hasłem żartobliwie i celnie spuentował wspaniałą formę naszej drużyny podczas MŚ. Po wygranym przez Polskę mundialu “I z kim my tu mamy przegrać” trafiło na koszulki, które do dziś noszą kibice. Te słowa są też przywoływane przy okazji każdego turnieju, w którym Polacy są faworytami, a zwłaszcza gdy się rozpędzają i dominują. Przed chwilą taki turniej zobaczyliśmy i naturalne jest, że po wygraniu finału mistrzostw Europy nasza kadra może mieć pewne problemy ze skoncentrowaniem się na słabszych rywali i na granie w zupełnie innej otoczce (pusta hala w Chinach po finale ME w Palazzo dello Sport aż kipiącym włoskimi kibicami).

Ale nie ma, że boli. Kalendarz siatkarskich imprez jest fatalny, bohaterowie na pewno są zmęczeni, ale to nie może być wymówka. Panowie siatkarze, pobudka! Musicie wytrzymać jeszcze trochę (właściwie “trochę”, bo dawka siedmiu meczów w dziewięć dni jest szalona). Musicie jeszcze raz zrobić swoje. Nie na darmo jesteście mistrzami.

Kolejny mecz Polaków już w niedzielę. O godzinie 10 czasu polskiego zmierzymy się z Bułgarami.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrudnicki dworzec nagrodzony
Następny artykułŚwiecko i Rybocice będą miały kanalizację. Inwestycję wspomogą środki z programu Polski Ład