A A+ A++

Węgierki to najniżej sklasyfikowana w rankingu FIVB drużyna “polskiej” grupy mistrzostw Europy – od siódmych Polek dzieli je aż 31 pozycji. Teoretycznie miały być ich najsłabszym rywalem, więc trudno było oczekiwać po niedzielnym meczu czegoś innego niż wygranej bez straty seta. Polki miały pokazać moc i, jak mówiła nam środkowa kadry, Kamila Witkowska, stracić jak najmniej sił.

Zobacz wideo
Sławomir Peszko ma z nim konflikt! Sensacyjna walka. “Musimy to wyjaśnić”

Bolesny przegrany set Polek. Straciły kontrolę

Przez jakiś czas wydawało się, że to zadanie wykonają. Choć w pierwszej partii gra była, jak w piątkowym otwarciu ze Słowenkami: zbyt spokojna i niemrawa, a set wygrany nisko, to potem się rozkręciły i nawet pomimo zmian w składzie wprowadzanych przez Stefano Lavariniego, wszystko zmierzało do spokojnego zwycięstwa Polek. Włoch chyba za bardzo skupił się jednak na oszczędzaniu swoich najlepszych zawodniczek, bo rezerwowe bez rytmu meczowego nie radziły sobie z łapiącymi energię i rytm Węgierkami. Drużyna na chwilę straciła kontrolę nad meczem i nie pomógł nawet powrót podstawowych siatkarek na boisko – rywalki niespodziewanie wygrały seta.

Na szczęście w kolejnej partii udało się zamknąć to spotkanie i wygrać 3:1, ale rezultat nie jest takim, z którego Polki mogą być w pełni dumne. Powrót do dobrej gry po słabszym momencie jest cenny, ale przegrany set z o wiele słabszym rywalem bolesny. W walce o jak najwyższą pozycję w grupie może się liczyć każda partia i lepiej unikać takich wpadek. Idealnie byłoby zagrać w nieco lepszym stylu i wygrać bez straty seta, ale trzeba zaakceptować, że na tych mistrzostwach pewnie wiele razy jeszcze idealnie nie będzie. Oby nie kosztowało ich to zbyt wiele – zwłaszcza przy tym, jak turniej ułoży się przy awansie do fazy play-off.

Liga Narodów siatkarek, reprezentacja Polski, siatkówka

Znów niemrawy początek. DJ naprawił błąd przy polskim hymnie

Przed rozpoczęciem spotkania organizatorzy poprawili wpadkę sprzed meczu Polek ze Słowenkami. Wtedy DJ w hali w Gandawie puścił skróconą wersję polskiego hymnu, z tylko jedną zwrotką i refrenem. Tym razem z głośników było słychać już właściwe odegranie “Mazurka Dąbrowskiego” z dwoma zwrotkami. Jeden z kibiców chyba pamiętał to, co działo się w piątek, bo po pierwszym refrenie na krótko usłyszeliśmy bardzo głośną trąbkę. Po oficjalnym otwarciu spotkania na boisku znalazł się ten sam skład Polek, który w piątek pokonał Słowenki – Magdalena Stysiak, Joanna Wołosz, Magdalena Jurczyk, Agnieszka Kąkolewska, Martyna Łukasik, Olivia Różański i Maria Stenzel.

W pierwszym spotkaniu mistrzostw Europy Polki aż do końcówki seta otwierającego mecz grały na równi z rywalkami. Musiały “wejść w mecz” i cały turniej, przyzwyczaić się do nowej hali i okoliczności – gry o stawkę po ponad miesięcznej przerwie. Pojawił się chaos, czy nerwowość, które w meczu z Węgierkami były obecne o wiele krócej. Przeciwniczki naciskały dobrą, mocną zagrywką i wymuszały błędy po stronie rywalek mniej więcej do stanu 8:6 dla Polek. Potem straciły z nimi bezpośredni kontakt.

Zawodniczki Stefano Lavariniego doszły nawet do siedmiopunktowej przewagi (14:7). Następnie zwolniły jednak nieco tempo i różnica zmalała do dwóch punktów (18:16). I choć po jednej z niepodbitych przez piłek Lavarini rozkładał ręce i był wyraźnie niezadowolony, to Polki nadal nie pozwalały w pełni dogonić się Węgierkom. Wcześniej Włoch dokonał podwójnej zmiany i duet Joanny Wołosz z Magdaleną Stysiak zmienił na Monikę Gałkowską z Katarzyną Wenerską, ale szybko musiał wrócić do tego z wyjściowego składu. Jego siatkarki, choć wywalczyły cztery piłki setowe, to wykorzystały dopiero trzecią z nich, a w międzyczasie trener poprosił jeszcze o przerwę, gdy Węgierki zbliżyły się na dwa punkty. Można było wygrać tego seta pewniej, ale po tym, jak duża przewaga uciekła, liczyło się tylko to, żeby “ugrać” tę partię i ruszyć dalej w ten mecz.

Bo to był znów za spokojny, leniwy początek spotkania, ale nieco inny niż ze Słowenkami. Przede wszystkim Polki ani na moment nie straciły kontroli nad tym setem. Grały spokojnie, choć trochę nierówno – nie najlepiej w przyjęciu, a dość solidnie w ataku. I było kilka plusów, słabiej widocznych podczas polskiego otwarcia turnieju: wyglądały przede wszystkim ataki Martyny Łukasik i Magdaleny Stysiak, która imponowała też w nietypowej roli, bo w obronie. Obie prowadziły grę Polek i zazwyczaj dobrze rozumiały się z Joanną Wołosz. Brakowało za to zagrywki, którą zawodniczki Lavariniego mogłyby zaskoczyć rywalki.

Polki pokazywały klasę. Odjechały Węgierkom

W drugiej partii Włoch zaczął od zmian: wyszły na nią Joanna Pacak zamiast Magdaleny Jurczyk i Monika Fedusio zamiast Martyny Łukasik. Szkoleniowiec starał się dać kolejnym zawodniczkom trochę meczowego rytmu i czasu na boisku. Węgierki próbowały dłużej utrzymać się przy walce punkt za punkt z Polkami i długo wydawało się, że to im wyjdzie. Choć zaczynały od wyniku 0:3, to potem doszły nawet na punkt (5:6) do rywalek. Ale to właśnie w tamtym momencie polska drużyna im odjechała.

I to na osiem punktów – serią aż do stanu 13:5. Siedem punktów z rzędu robiło wrażenie tak, jak gra Olivii Różański. Przyjmująca przeciwko Słowenkom zdecydowanie nie wyglądała najlepiej i często popełniała błędy w przyjęciu, a w rywalizacji z Węgierkami już znacznie się poprawiła. Błyszczała też w ataku, kończąc choćby kilka efektownych piłek po skosie, coraz lepiej radziła sobie też na niewygodnej pozycji – gdy musiała atakować z prawego skrzydła. W wielu sytuacjach Różański dominowała na boisku, a Polki tylko zwiększały różnicę dzielącą je od rywalek. Tym razem miały do dyspozycji aż dwanaście piłek setowych, ale skończyły partię już przy pierwszej możliwej okazji, wygrywając ją 25:12.

Teraz już tylko Węgierki miały problemy, grały chaotycznie i nie mogły sobie poradzić z rywalkami. A polska kadra pokazywała klasę. Nawet po zmianach w składzie jej gra była szybka, dynamiczna i inteligentna. Wykorzystywane rozwiązania nie opierały się tylko na silnych atakach, ale również kiwkach, czy kiedy było trzeba, walce, przepychaniu się na siatce. Polki wywierały presję na zagrywce, grały koncert w obronie i szybko wykorzystywały swoje okazje w ataku. Robiły dokładnie to, czego oczekiwał od nich Stefano Lavarini.

Polska - Francja

Lavarini namieszał. Popełnił błąd, który wykorzystały rywalki

Włoch coraz bardziej mieszał w składzie: trzeciego seta zaczął z niemal kompletnie inną szóstką niż pierwszego. Z niej pozostała jedynie przyjmująca, Olivia Różański – w ataku grała Monika Gałkowska, na rozegraniu Katarzyna Wenerska, na środku Kamila Witkowska i Joanna Pacak, na przyjęciu Monika Fedusio, a w roli libero Aleksandra Szczygłowska. Lavarini dawał szanse tym, które z najtrudniejszymi rywalami w grupie zagrają mniej, a podstawowe zawodniczki w tym czasie mogły nieco odpocząć. Nie można przecież całych, długich mistrzostw Europy zagrać jednym zestawieniem zawodniczek. Trzeba jednak uważać, żeby nie przesadzić.

Na początku sytuacja była spokojna: Węgierki walczyły z Polkami, ale grały punkt za punkt i wynik był pod kontrolą (5:5). Potem coraz bardziej przyspieszały i wyszły nawet na prowadzenie (11:10). Polki uspokoiły się i w pewnym momencie doprowadziły do stanu 16:14, ale znów zaczęły się ich błędy. Węgierki to wykorzystały i wróciły do prowadzenia (18:17), ale to im nie wystarczyło. Doszły do trzypunktowej różnicy na ich korzyść (22:19). Żarty się skończyły.

Lavarini coraz częściej się krzywił, a w jednej sytuacji nawet musiał zbierać notatki i podkładkę z boiska. Powrócił do podstawowych zawodniczek: wróciły Stysiak, Wołosz, czy Łukasik. Ale stworzył się paradoks. Te, które wcześniej weszły na boisko nie były w odpowiednim rytmie gry i miały problem z tym, żeby wejść na ten poziom, którego oczekiwałby od nich trener. A te siatkarki, które je zmieniły raczej nie miały w planach już wracać na boisko i nie były na to gotowe. To poskutkowało dalszą słabszą dyspozycją, którą wykorzystały Węgierki – wygrały niespodziewanie do 21.

Przegrany set to nie tragedia, ale na tym poziomie warto tego typu zaskoczeń unikać. Zwłaszcza że ta partia była do wygrania przy odpowiednim zarządzaniu zespołem. Tutaj Stefano Lavarini przesadził z zastępowaniem najlepszych zawodniczek tymi z kwadratu dla rezerwowych, a jego reakcje – choć szybkie – nie przyniosły już poprawy sytuacji. Pewnie, że jego kluczowym zawodniczkom potrzeba trochę spokoju i odpoczynku w trzydniowym maratonie meczów, jaki właśnie rozpoczęły, ale polski zespół zapłacił za to wysoką cenę. Nie najwyższą z możliwych: bo ostatecznie nie przegrał, ani nie stracił punktów z Węgierkami, ale idealny scenariusz zakładał ominięcie tego typu problemów. Choć na wielkich turniejach idealne scenariusze da się zrealizować rzadko, to szkoda, gdy traci się na to szanse w takim meczu.

Niesmak pozostanie. Teraz przed Polkami zupełnie inne wyzwanie

Zwycięstwo w czwartym secie było już niejako obowiązkiem Polek. Tie-break w tym meczu nie byłby już przykrą niespodzianką, a sensacją, największą dotychczas na tych mistrzostwach Europy. Tego udało się uniknąć i wygrać seta rozgrywanego już najsilniejszym zestawieniem na boisku 25:16. Bez takich problemów jak partię wcześniej, ale wciąż nie grając najlepiej. To ważne, że Polki podniosły się po ciosie od rywalek, choć przegrany set ma zdecydowanie większy wydźwięk. Niestety, negatywny.

Po całym meczu wygranym 3:1 pozostanie niesmak. To nie tak Polki miały zakończyć otwarcie mistrzostw Europy dwoma meczami ze słabszymi przeciwnikami. Ten wynik jest nieco zaskakujący i poddaje w wątpliwość ruch Stefano Lavariniego z trzeciej partii. Wygląda to, jakby trochę nie docenił Węgierek i za bardzo zaufał polskim rezerwowym.

Cenniejsze było maksymalne oszczędzenie sił na kolejne, ważniejsze i trudniejsze mecze z Serbkami i Belgijkami, czy zrobienie mniejszej liczby zmian, żeby szybciej skończyć spotkanie i wygrać je bez sensacyjnej straty seta z nisko notowanym przeciwnikiem? Najlepiej, żeby na to pytanie nie odpowiedziała przyszłość Polek na tych mistrzostwach. Przed nimi mecz z najsilniejszym rywalem, Serbkami, już w poniedziałek, ale potem przede wszystkim kluczowe w kontekście pozycji w grupie spotkania z Ukrainkami i Belgijkami. Każdy przegrany set może liczyć się pod kątem “wyboru” ścieżki gry Polek w play-offach, a to tak naprawdę najważniejsza kwestia po wynikach uzyskanych w fazie grupowej. Na te nikt nie patrzy pod innym kątem.

Mecz siatkwki Polska - Francja

Zapewne Lavarini w niedzielę ryzykował zmianami, żeby w poniedziałek mieć świeższe liderki zespołu.. Bo teraz przed Polkami zupełnie inny mecz i wyzwanie. Z Serbkami, mistrzyniami świata, chyba każdy chciałby zobaczyć o wiele wyższy poziom i co najmniej wyrównaną rywalizację. Dla takich meczów Polki przyleciały do Belgii i to one pokażą, czy stać je na sukces na tych mistrzostwach Europy. Dobra postawa i wynik z drużyną trenera Giovanniego Guidettiego sprawiłaby, że o niedzielnym rezultacie będzie można zapomnieć, zupełnie wyrzucić go z głów. Oby tak się właśnie stało.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułНа Херсонщині пес “смачно” наївся кавуна під носом в окупантів
Następny artykułBez niespodzianek. Sparta z Apatorem i Motor z Włókniarzem w półfinałach