A A+ A++

– Próbuj, to jest jeszcze do zrobienia. Próbuj, dawaj! – zachęcał Tomasz Wiktorowski, gdy Iga Świątek przegrywała z Jekatieriną Aleksandrową 4:6, 1:3. W tamtym momencie Polka i Rosjanka miały w nogach dopiero godzinę i 12 minut walki o ćwierćfinał, ale mowa ciała Igi nie pozostawiała wątpliwości – dla niej to już było za dużo. I zaledwie 12 minut później to się skończyło.

Zobacz wideo
Polacy trenują w Walii przed kluczowym meczem o Euro 2024

Niecałą dobę wcześniej Świątek wyszarpała zwycięstwo w brzydkim meczu z Lindą Noskovą. Wynik 6:7, 6:4, 6:4 był dla Igi znacznie lepszy niż gra – nasza zawodniczka popełniła w tamtym spotkaniu aż 52 niewymuszone błędy (przy 36 kończących uderzeniach). To skala pomyłek zupełnie dla Polki nietypowa. Ale niestety, na tym poziomie Świątek pozostała.

Świątek chciała walczyć, ale nie była w stanie

– Fizycznie czuję się dobrze, po turnieju w Indian Wells nie czułam się bardzo zmęczona – mówiła Iga po meczu z Noskovą. – To było moje najbardziej wymagające spotkanie od dawna – dodawała. I miała nadzieję, że niecała doba wystarczy jej na regenerację. – W Dausze grałam dzień po dniu i nie sprawiało mi to problemów, więc nie widzę powodu, by teraz miało być inaczej. Zrobimy wszystko, żebym jak najlepiej się zregenerowała – tłumaczyła.

Półtora miesiąca temu w Dausze Świątek pokonała Aleksandrową 6:1, 6:4 w trzeciej rundzie. W Katarze Iga była świetna, w cuglach wygrała turniej, już trzeci raz z rzędu. Po tamtym “tysięczniku” trochę gorszy występ zdarzył się jej już w kolejnym, w Dubaju, gdzie dotarła do półfinału przegranego z Anną Kalinską. Teraz Iga po wygraniu tysięcznika w Indian Wells pożegnała się z Miami już w walce o ćwierćfinał. A tak naprawdę nie do końca była w stanie walczyć z Aleksandrową jak równa z równą.

29-letnia Rosjanka zawsze była dla Świątek rywalką niewygodną. Polka wygrała trzy z ich wcześniejszych czterech spotkań, ale kibice dobrze pamiętają, jakimi thrillerami były te trzysetowe boje z czwartej rundy turnieju WTA 1000 w Madrycie w ubiegłym roku i z półfinału z Ostrawy z jesieni 2022 roku. Teraz boju nie było, bo słynąca z mocnych, płaskich uderzeń Aleksandrowa trafiała, a Świątek nie miała żadnej odpowiedzi.

Już pierwszy set pokazał, że agresywny tenis Rosjanki się sprawdza, bo co z tego, że ona popełniła aż 17 niewymuszonych błędów, skoro zanotowała też 17 kończących uderzeń? Natomiast Polka miała 16 niewymuszonych błędów przy tylko ośmiu winnerach. Iga cały czas była z tyłu – gonić musiała już od pierwszego gema, w którym została przełamana. Ale tym razem gonić nie była w stanie. Im dłużej trwał mecz, tym wyraźniejsza stawała się przewaga Aleksandrowej. Już w pierwszej partii bardziej zanosiło się na to, że ona po raz kolejny przełamie Igę (przy prowadzeniu 4:2 miała dwie szanse wyjścia na 5:2, gdy serwowała Polka) niż że Świątek odrobi stratę.

Ciekawe czy trener Igi wierzył w to, co mówił

W pierwszym secie trener Tomasz Wiktorowski jeszcze się denerwował. Potrafił krzyknąć do Igi choćby tak, że owszem, ma serwować na ciało rywalki, ale nie 92, tylko 110. Chodziło o mile, o prędkości, o to, że trener nie zgadzał się na podania na poziomie plus minus 150 km/h (92 mile na godzinę to 148 km/h) i domagał się o 30 km/h szybszych (110 mil na godzinę to 177 km/h). Natomiast w drugim secie szkoleniowiec już tylko próbował podtrzymywać na duchu swoją zrezygnowaną zawodniczkę. Jego “Próbuj, dawaj!” przy stanie 4:6, 1:3 może i brzmiało pokrzepiająco, ale już trudno było uwierzyć, gdy przekonywał, że “to jeszcze jest do zrobienia”.

Świątek grała w tym meczu zbyt gwałtownie, za bardzo zrywała uderzenia, za dużo brakowało jej fizycznie do rywalki, żeby faktycznie mogła odwrócić bieg wydarzeń.

Ból łokcia? Zmęczenie? Świątek nie była sobą

Trudno zgadywać, co było powodem słabszej postawy Igi. Pewnie mogło mieć znaczenie to, że Aleksandrowa o wiele dłużej odpoczywała po swoim poprzednim meczu, też trzysetowym, z Anastasią Pawluczenkową. Ale to byłoby wytłumaczenie zbyt proste – zwłaszcza że duże kłopoty ze swoim tenisem Iga miała już przecież w poprzedniej rundzie, z Noskovą.

Jakimś problemem Igi był pewnie bolący łokieć, który rozmasowywała pod koniec pierwszego seta.

Ale też trzeba podkreślić, że na żadną kontuzję Świątek się wcześniej nie skarżyła, że zdecydowanie nie było takiej sytuacji, do jakiej doszło przed rokiem, gdy z imprezy w Miami wycofała się ze względu na uraz żeber. Teraz grała, a że jej gra nie wyglądała tak dobrze, jak wygląda zwykle? Cóż, warto zacytować Igę sprzed dwóch lat. “Jestem prawie pewna, że jutro słońce będzie świeciło tak samo jak dziś” – tak napisała Świątek, gdy zapewniła sobie pierwszy w życiu awans na pierwsze miejsce w rankingu WTA.

Sunshine Double nie jest najważniejsze. Słońce dla Świątek ciągle świeci!

Równo dwa lata temu w drugiej rundzie w Miami Iga rozbiła 6:2, 6:0 Viktoriję Golubić. Wygrała wtedy swój 12. mecz z rzędu – to była część jej superserii złożonej z 37 zwycięstw, najdłuższej w damskim tenisie w XXI wieku. Wówczas pierwszą wygraną w turnieju na Florydzie (Iga tak i teraz zaczęła turniej w Miami od drugiej rundy) i awansem na pierwsze miejsce w rankingu WTA Świątek pokazała, że nastał jej czas. Wtedy ona wygrała kolejno aż sześć turniejów – w Dausze, w Indian Wells, w Miami, w Stuttgarcie, w Rzymie i Roland Garros. W znakomitym stylu udowodniła, że po niespodziewanym zakończeniu kariery przez Ashleigh Barty damskiego tenisa wcale nie czeka bezkrólewie.

“Jestem prawie pewna, że jutro słońce będzie świeciło tak samo jak dziś, póki co to wszystko wydaje się jednak nierealne” – w tym wpisie Igi na portalu X (wtedy Twitterze) widzieliśmy jej świetne podejście do nowej sytuacji: zero sodówki, pokora i dalsza praca.

To jest wpis, który wszyscy fani Igi teraz powinni sobie przypomnieć. Tak, szkoda, że za kilka dni Świątek nie wygra Sunshine Double (czyli imprez w Indian Wells i w Miami w jednym roku) po raz drugi tak, jak to jako jedyna w historii zrobiła Steffi Graf (w 1994 i 1996 roku). Tak, żal było patrzeć, jak Iga się męczy w meczach z Noskovą i z Aleksandrową, w tym drugim już nie mając nic do powiedzenia, bo 16. zawodniczka światowego rankingu wykorzystała szansę, czego nie zrobiła Czeszka. Ale czy po meczu, w którym Iga popełniła 27 niewymuszonych błędów przy tylko 11 uderzeniach kończących (Aleksandrowa też miała 27 niewymuszonych pomyłek, ale winnerów zanotowała aż 31) kończy się świat?

Nie, jutro słońce będzie świeciło tak samo jak dziś. “Jutro” zacznie się ta część sezonu, którą Iga lubi najbardziej – granie na mączce.

Świątek jest najlepsza. Dwa lata bez ośmiu tygodni. A i w tym roku już też rządzi

A przecież po pierwszej części grania na kortach twardych Iga i tak ma świetny dorobek. Od początku sezonu wygrała 22 mecze, a przegrała trzy. Była najlepsza w United Cup, a później wygrała dwa z czterech turniejów WTA 1000, w tych “przegranych” dochodząc do półfinału i 1/8 finału. To chyba całkiem nieźle, prawda?

Dla nieprzekonanych dodajmy, że w pierwszej części sezonu Świątek powiększyła swoją przewagę w rankingu WTA nad resztą świata. Odkąd dwa lata temu Iga zapewniła sobie pierwsze miejsce, oddała je na zaledwie osiem tygodni Arynie Sabalence. Numerem jeden jest już 96. tydzień. A teraz ma nad Białorusinką przewagę, która daje pewność panowania jeszcze przez co najmniej siedem tygodni.

Wciąż nieprzekonanym, że Iga cały czas robi wielkie rzeczy, przypomnijmy, że i w rankingu Race ona jest najlepsza. To jest zestawienie z punktami tylko za ten rok. Tak, bolało, gdy Iga odpadała z najważniejszej jak dotąd imprezy sezonu – Australian Open – już w trzeciej rundzie, a Sabalenka ją wygrywała, ale ranking nie kłamie: na dłuższym dystansie widać, kto jest mistrzynią, a kto pretendentką.

Oczywiście każdy, kto nie oglądał meczu Świąek – Aleksandrowa, zdziwi się, gdy rano spojrzy w statystyki i zobaczy, że po zaledwie godzinie i 24 minutach wygrała nie Iga, która do błyskawicznych, bezdyskusyjnych zwycięstw nas przyzwyczaiła. A każdy, kto oglądał mecz Świątek – Aleksandrowa, zamiast rozrywki na najwyższym poziomie – do czego Iga też przyzwyczaiła – dostał coś, po czym pewnie miał problemy z zaśnięciem.

Ale ochłońmy: możemy spać spokojnie. Iga wróci i pokaże przebudzenie mocy. Wie jak. Już to robiła. To wręcz jest jej specjalność.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPiątki z muzyką dla maluszków w Centrum Kultury Bytków
Następny artykułSensacyjna porażka Świątek w Miami. Rosjanka gładko pokonała Polkę