Portal wPolityce.pl poznał treść wszystkich aktów oskarżenia przeciwko Katarzynie A., ps. „Babcia Kasia”. Wyłania się z nich ponury obraz ulicznego bojówkarza, który wziął sobie na cel polskie policjantki i policjantów. Szykowana do honorowego obywatelstwa Warszawy, Katarzyna A., to agresywna aktywistka, która dwukrotnie została już skazana (wyroki są nieprawomocne) za naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariuszy. W sumie skierowano przeciwko niej 18 aktów oskarżenia, ale liczba zarzucanych jej przestępstw i wykroczeń przekroczyła 70.
CZYTAJ TAKŻE:Przyznał „Babci Kasi” odszkodowanie, a sam aktywnie uczestniczy w buncie „kasty” sędziowskiej. Kim jest sędzia Krasnodębski?
Gryzie, kopie, uderza torebką, atakuje, awanturuje się wyzywa i obraża – czy to spis czynów osiedlowego chuligana? Bynajmniej. To tylko wycinek „umiejętności” niejakiej „Babci Kasi”, która od niemal dwóch lat atakuje policjantów w trakcie pikiet i akcji ulicznej opozycji. Kim jest Katarzyna A.? To emerytowana lektorka języków obcych i jak twierdzi prawniczka. Aktywistka mieszka samotnie pod Warszawą w swoim niewielkim mieszkaniu. Miła i sympatyczna starsza pani z niewielką emeryturą? Może prywatnie tak, ale na ulicy i w zderzeniu z policjantami zamienia się w agresywną i nieprzewidywalną kobietę.
Agresywny schemat
Analizując zarzuty postawiane Katarzynie A. przez prokuratorów i policję ma się wrażenie, że dotyczą one brutalnego bandziora, a nie rzekomej bojowniczki o „praworządność” i prawa mniejszości. W większości przypadków schemat działania „Babci” jest taki sam. Pojawia się ona na pikiecie lub demonstracji i niemal od razu atakuje funkcjonariuszy. Co ciekawe, jej agresja szczególnie uderza w kobiety – policjantki.
Tak było w lutym 2010 roku, gdy Katarzyna A. zaatakowała bez żadnego powodu zaatakowała funkcjonariuszkę pod budynkiem Telewizji Polskiej. Najpierw wulgarnie zwyzywała policjantkę, a następnie uderzyła ją w przedramię. „Babci Kasi” było jednak mało i na koniec pokazała funkcjonariuszce gest powszechnie uznawany za obelżywy.
Z kolei w grudniu 2019 roku, na Krakowskim Przedmieściu, zaatakowała innego policjanta, wyzywając go i kopiąc. Kiedy trafiła do radiowozu, zaczęła znów go spać i przepychać. W innym przypadku, w listopadzie 2020 roku zaatakowała policjanta torebką, a w marcu 2021 megafonem. Katarzyna A., nawet pozbawiona tej „broni”, „radzi” sobie bardzo dobrze. We wrześniu 2021 roku pogryzła jednego z policjantów w Ogrodzie Saskim. W sierpniu 2021 roku innego policjanta ugryzła w mały palec, a w styczniu 2021 roku pogryzła policjantkę w komisariacie w Pruszkowie.
W sprawie Katarzyny A. uderza jeszcze jedna kwestia. W większości przypadków jej ataki na policjantów nie były niczym sprowokowane. Funkcjonariusze nie zatrzymywali aktywistki, nie używali wobec niej przymusu. Z aktów oskarżenia wynika, że osobą prowokującą i atakującą przeważnie była właśnie „Babcia Kasia”. To oznacza, ze jej ataki są dobrze przemyślane i nie są wynikiem silnego wzburzenia lub stanu emocjonalnego. Ma się wręcz wrażenie, że to na zimno wyreżyserowane spektakle, ubrane jedynie w płaszczyk agresji i wulgarności.
Sądy gwarancją bezkarności?
Dlaczego „Babcia Kasia” czuje się bezkarna i wciąż dopuszcza się kolejnych ataków na policjantów? Niech wyjaśnieniem będzie niedawna sprawa sądowa, w której sędzia Krasnodębski zasądził Katarzynie A. 20 tys. złotych zadośćuczynienia za to, że wulgarna aktywistka została zatrzymana przez policję, a ten fakt mógł „skrzywdzić” „Babcię Kasię”.
Inne rozstrzygnięcia sądowe ws. „Babci Kasi” tez budzą zdumienie. W kwietniu ubiegłego roku Katarzyna A. awanturowała się z policjantami pod Sądem Najwyższym. Prokuratura zebrała mocny materiał dowodowy, w którym wskazywano na fakt znieważenia przez A. kilku policjantów. Pikieta KOD i skrajnie upolitycznionych stowarzyszeń sędziowskich dotyczyła posiedzenia Izby Dyscyplinarnej, która miała zdecydować o wydaniu zgody lub odmowy na zatrzymanie i przymusowe doprowadzenie do prokuratury sędziego Igora Tuleyi. Policjanci usunęli kobietę z chodnika i przenieśli do radiowozu. Sąd uznał jednak, że należy „Babcie Kasię” uniewinnić, a jej zeznania oraz zeznania innych uczestniczących w pikiecie pod Sądem Najwyższym stały się dla sądu „wiarygodne”. Sąd wręcz skrytykował policję, przekonując, że przeniesienie jej z chodnika na trawę, a potem do policyjnego radiowozu było dla niej działaniem „niehumanitarnym”.
To jednak nie koniec. W uzasadnieniu znalazły się także nawiązania do sprawy toczącej się w związku z sędzią Tuleyą w Izbie Dyscyplinarnej SN. Prokuratura wniosła jednak apelację od budzącego wiele wątpliwości wyroku. W czerwcu 2021 roku Sąd Okręgowy w Warszawie utrzymał jednak wyrok uniewinniający aktywistkę uliczną. Tu warto zacytować uzasadnienie sędzi Anny Bator – Ciesielskiej. Sędzia uznała, że policjantom wprawdzie należy się ochrona, ale „nie działa ona w sposób absolutny”.
W sytuacji, gdy jednostka („Babcia Kasia” – red.) zderza się z machiną państwa, które w osobach funkcjonariuszy policji poddaje ją bezprawnemu działaniu i w sposób siłowy egzekwuje rzekome uprawnienia, to wówczas jednostka ma prawo odmówić poddania się temu i reagować
– napisała sędzia Anna Bator – Ciesielska z Sądu Okręgowego w Warszawie.
W sprawie wulgarnej heterki z konstytucją na sztandarze, warto zwrócić uwagę na działania państwa. Policja i prokuratura robią swoją robotę. Tak, bronią prawa i porządku bez względu na polityczne barwy. Na koniec jednak decyduje oczywiście sąd. A ten coraz częściej staje po stronie opozycyjnych zadymiarzy. To znak dla świata przestępczego. Wystarczy ubrać się w szaty opozycjonisty, by niemal bezkarnie łamać prawo i liczyć na łaskawość sądów. To droga do anarchii i chaosu. Nie tylko prawnego.
WOJCIECH BIEDROŃ
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS