11 – tyle razy Iga Świątek straciła serwis w meczu półfinałowym przeciwko Jessice Peguli. Dodatkowo w pierwszym secie (2:6) nasza tenisistka nie wygrała ani jednego punktu po swoim drugim podaniu. Zaskakujące statystyki, które pokazują, że był to jeden z najbardziej zaskakujących pojedynków w karierze naszej tenisistki.
Ogromne problemy we własnych gemach
Pierwszy set zaczął się od festiwalu przełamań, ale z czasem Amerykanka ustabilizowała formę i w pełni zasłużenie sięgnęła po zwycięstwo. Po przerwie Polka wróciła naładowana pozytywną energię. Prowadziła w drugiej partii już 3:1 i nagle stanęła. Rywalka znalazła się chwilę później w sytuacji, w której brakowało jej jedynie gema do wygranej. Wtedy to Iga Świątek znów zaczęła grać lepiej. Przebieg drugiej partii był naprawdę szalony.
A skoro tak, to tie-break też nie mógł przebiegać normalnie. Pegula prowadziła 4:2, gdy nagle oddała inicjatywę Świątek, a ta wrzuciła wyższy bieg i wygrała zasłużenie seta 7:6(4), zdobywając ostatnie pięć punktów z rzędu.
Wydawało się, że to nasza tenisistka zyskała przewagę psychiczną przed rozpoczęciem trzeciej partii. Długo potwierdzał to wynik decydującego seta – 2:0, 4:2. W końcówce to jednak Pegula zachowała więcej zimnej krwi, wygrała cztery gemy z rzędu i awansowała do finału w Montrealu. 6:2, 6:7, 6:4 dla Amerykanki.
Nerwy i pośpiech
To z pewnością jeden z bardziej nerwowych występów Igi Świątek w ostatnich miesiącach. Po imponujących zagraniach przychodziły zaskakujące błędy. Momentami brakowało także lepszych decyzji na korcie, a nawet reakcji na piłki posyłane przez Jessicę Pegulę.
Nerwowość i pośpiech wynikały prawdopodobnie z wyjątkowo dużych problemów z wygraniem gemów przy własnych serwisie. W całym meczu Polce udała się ta sztuka zaledwie cztery razy. W trakcie meczu krzyknęła nawet “O co ci chodzi?”. Nie wiadomo, kto miał być odbiorcą tego komunikatu.
Polka próbowała reagować. Zmieniała rytm gry, podnosząc wyżej piłkę i posyłając tuż przy końcowej linii. Z takimi zagraniami Amerykanka miała wyraźne problemy. Zbyt często jednak Świątek psuła w tym spotkaniu na długość czy w siatkę. Do tego kilka nieczystych zagrań ramą rakiety, pospiesznych decyzji.
Nagrodzić trzeba naszą tenisistkę za walkę mimo tak trudnych okoliczności. Nie poddała się ani przez moment. Z kolei po drugiej stronie siatki stała czwarta rakieta świata Jessica Pegula. Amerykanka grała na przyzwoitym poziomie, nie ułatwiała zadania Idze Świątek.
Pegula w finale
Każda porażka boli, ale trzeba pamiętać, że półfinał tak dużej imprezy jak WTA 1000 w Montréalu nie powinien być rozpatrywany w kategoriach złego wyniku. Ten sezon znów jest bardzo regularny w wykonaniu Igi Świątek. Ma na koncie już 50 zwycięstw. Porażka w zaskakujących okolicznościach z Jessicą Pegulą tego nie przesłania.
W meczu o tytuł w Kanadzie Pegula zmierzy się z lepszą z pary Ludmiła Samsonowa (Rosja) – Jelena Rybakina (Kazachstan). Finał w niedzielę o 19:30 czasu polskiego.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS