A A+ A++

Rok przed pandemią był nawet udany. Po dziesięciu latach przestałam brać leki na depresję, zmieniłam pracę, zamieszkałam z chłopakiem. Nie miałam żadnych lęków, ale przyszła pandemia i nagle taki strach – opowiada 25-letnia Sylwia.

Pracowała w cukierni w galerii handlowej. Kiedy w czasie pierwszego lockdownu galeria została zamknięta, niemal z dnia na dzień została z niewielkimi oszczędnościami. Kolejne tygodnie spędziła na rozsyłaniu CV, ale nikt jej nie odpowiadał. Kiedy w końcu zatrudniła się w supermarkecie, poczuła ulgę, że jakoś ten trudny czas przetrwa. – I niby jest OK, ale teraz obsesyjnie się zamartwiam, że mi nie przedłużą umowy. Dwa razy miałam anginę, musiałam iść na krótkie zwolnienie i teraz mi się wydaje, że z tego powodu już mnie tam nie chcą – tłumaczy.

Czytaj też: Walka z pandemią w Polsce. „Jak ktoś mi mówi teraz o misji, to nóż mi się w kieszeni otwiera”

Zaczęła się też bać, że ona sama lub ktoś z rodziny umrze. Niekoniecznie na koronawirusa, tyle jest przecież innych chorób. – Nie mogę spać. Zaczęłam zajadać stres, cały czas boli mnie głowa. Nie mam na nic siły, kiedy nie idę do pracy, siedzę w łóżku, oglądam telewizję albo śpię. Od święta zrobię obiad albo pójdę do chłopaka, mieszka naprzeciwko – opowiada Sylwia.

Ma jeszcze jedną paranoję: boi się wydawać pieniądze. Gdy już musi coś kupić, od razu ma wrażenie, że na koncie zostało jej okrągłe zero. Z tego powodu zwlekała z pójściem do psychiatry, miała nadzieję, że jakoś sama się ogarnie, bez płacenia za pomoc. Chciałaby wrócić na terapię, ale na NFZ jest trudno, a prywatnie to około 500 zł miesięcznie. Czeka na lepszy czas.

Wszyscy się boimy

„Co czwarta osoba w Polsce doświadczyła, doświadcza bądź doświadczy kryzysu psychicznego. To może być nasz sąsiad, współpracownik, pasażer spotkany w tramwaju. Teraz, w związku z sytuacją wywołaną przez COVID-19, kryzysów i załamań jest więcej” – napisali w październiku do ministra zdrowia Adama Niedzielskiego pacjenci z doświadczeniem kryzysu psychicznego. Akurat ważyły się losy pilotażowego programu Centrów Zdrowia Psychicznego, więc apelowali, by wydłużyć go do końca 2022 roku.

– Na początku pandemii liczba osób zgłaszających się do naszych centrów wzrosła o 20 procent. W wakacje fala szukających pomocy nieco się zmniejszyła, ale teraz jest kolejna, wielka. Zaczynają chorować znajomi, rodzina, wszyscy jesteśmy niepewni, co przyniesie jutro. Sam fakt, że musimy chodzić w maseczkach, sprawia, że nieustannie myślimy o zagrożeniu – mówi Katarzyna Szczerbowska, rzeczniczka Biura do spraw Pilotażu Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego.

Ludzie skarżą się przede wszystkim na bezsenność i różne lęki. – Niektórzy są w rozpaczy, bo ktoś im w czasie pandemii umarł i nie mogli być przy nim w chorobie, pożegnać się. Wielu obcięto pensje, czasem znacznie, więc mają problem z opłaceniem rachunków. Ktoś stracił pracę, a ktoś inny boi się, że ją straci – wylicza Szczerbowska.

– Epidemia u części osób zburzyła kruche poczucie bezpieczeństwa – dodaje dr Sławomir Murawiec, psychiatra z 20-letnią praktyką. – Mam pacjentkę, która odniosła sukces zawodowy, świetnie funkcjonowała, z wyjątkiem trudnych dla niej weekendów. Kiedy zaczęła się pandemia i związane z nią restrykcje, nagle poczuła bardzo dotkliwie swoją samotność. Często płacze, ma obniżony nastrój, zaburzenia snu. Uświadomiła sobie, że nie ma nikogo bliskiego, nikt jej nie poda przysłowiowej szklanki wody. Przed pandemią mogliśmy robić plany, wyznaczać sobie cele, cały czas się czymś zajmować, by nie mieć wolnej chwili. Teraz już nie możemy zagłuszać problemów. I nagle mamy poczucie jak ta moja pacjentka: umrzemy samotnie – tłumaczy.

U wielu osób, które wcześniej chorowały na depresję, ale już czuły się dobrze, teraz choroba wróciła. – O wiele bardziej niebezpieczne jest jednak pojawianie się depresji u osób, które wcześniej jej nie miały – mówi psychiatra.

– W czasie pandemii mamy w Polsce co najmniej dwukrotny wzrost zachorowań – dodaje Anna Morawska-Borowiec, dziennikarka i psycholożka, założycielka Fundacji Twarze Depresji. – Ludzie czują się osamotnieni, zagubieni, odizolowani od świata.

Robimy sobie piekło

Robert od miesięcy żyje w nieustannym poczuciu winy, że czegoś nie zrobił, z czymś nie nadąża. Ma trójkę dzieci, wszystkie uczą się zdalnie. – Najmłodsze zaczyna lekcje o 9.00, kończy o 10.45, więc właściwie przez cały dzień trzeba się nim zająć. Pozostała dwójka jest po zajęciach około 13, ale wcześniej też nieustannie czegoś chce: pomocy z komputerem, kanapki w przerwie między lekcjami, jakiejś podpowiedzi. Potem jest odrabianie lekcji, a one są już tak rozbestwione, że trzeba je namawiać, by do tego siadły, a potem pilnować. I nadrabiać z nimi to, czego nie robi szkoła – tłumaczy 40-letni korektor w wydawnictwie książkowym.

Ma też poczucie winy, że skoro siedzi w domu i zajmuje się tymi wszystkimi sprawami, to znaczy, że nie pracuje jak trzeba. Nikogo w firmie nie obchodzi przecież, że ma drugi etat w domu, jest oczekiwanie, że będzie robił tyle co przed pandemią, jeśli nie więcej. – No i jest jeszcze totalne poczucie winy wobec partnerki, bo strasznie trudno jest po równo podzielić obowiązki. Mam wrażenie, że jak zaczynam robić coś dla siebie, to jej odbieram możliwość pracy. A ona jest dziennikarką, też potrzebuje spokoju – opowiada.

Sam nie ma czasu na nic. – Od pół roku nie przeczytałem żadnej książki dla własnej przyjemności. Nie rozmawiam przez telefon ze znajomymi, bo tyle jest w domu obowiązków. I trzeba zadzwonić do mamy, która od pół roku siedzi sama i totalnie świruje. I jeszcze do brata, który przeszedł COVID i wciąż źle się czuje. Siostra też w rozsypce, boi się zwolnienia, bo w restauracji, w której pracuje, nie ma klientów – wylicza Robert. Wydaje mu się, że wszyscy inni dają jakoś radę, tylko on nie. Może lepiej sobie to zorganizowali? A może ich dzieci są zdolniejsze i bardziej pracowite?

Ale najgorsza – uważa – jest ta wieczna niepewność, co jest słuszne w pandemii. – Jechać do rodziców na święta czy nie jechać? Odrabiać z dziećmi lekcje czy wymagać samodzielności? Spotkać się ze znajomymi, bo poczułbym się lepiej, czy jednak z tego zrezygnować, bo można się zarazić? – zastanawia się głośno.

Te wszystkie stresy tak mu się kumulują, że czasem wybucha, niestety na dzieci. – Wkurzają mnie totalnie, są rozleniwione, najchętniej siedziałyby na kanapie i oglądały seriale. Ale energia je rozsadza. Więc one robią nam piekło, a my im.

Życie z pandemią

– Wielu ludzi ma natłok różnych myśli i emocji, trudności z koncentracją. Siedząc w domu, funkcjonują w wielu różnych rolach równocześnie. Są bombardowani informacjami, więc nie wiedzą, czemu i komu wierzyć. Nie wiedzą, czy koronawirus naprawdę jest tak niebezpieczny. Mają poczucie bezradności, braku wpływu na to, co się dzieje, nie mogą zaplanować życia na ileś tygodni lub miesięcy do przodu. To wywołuje duży niepokój – tłumaczy Małgorzata Libman-Sokołowska z inicjatywy „Psychologowie dla społeczeństwa”. Na wiosnę założyli grupę na Facebooku i za darmo udzielali pomocy wszystkim, którzy jej potrzebowali.

A potrzeby są ogromne. Jak wynika z badania „Kondycja psychiczna Polaków”, przeprowadzonego przez Instytut LB Medical wspólnie z agencją badawczą SW Research, ponad 70 procent Polaków odczuwa w związku z pandemią coraz większy niepokój. Boją się niewydolności służby zdrowia i zapaści gospodarczej. U wielu, zwłaszcza tych bardziej zaangażowanych społecznie, dochodzi do tego dysonans: czy mimo restrykcji chodzić na uliczne protesty, czy jednak pozostać w domu i być biernym? Im dłużej trwa pandemia, tym bardziej są zdezorientowani, przestraszeni i sfrustrowani.

Efekt? W pierwszej połowie roku liczba zwolnień lekarskich z powodu epizodu depresyjnego i zaburzeń depresyjnych wzrosła o 72 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem. Przełożyło się to na aż 20 mln dni absencji w pracy. 20,7 mln opakowań antydepresantów na receptę kupiliśmy już w tym roku. To ponad milion więcej niż rok wcześniej.

Dr Sławomir Murawiec dodaje, że wielu ludzi doznało w czasie pandemii jakiejś straty. – Na przykład pracowali w branży turystycznej i z dnia na dzień wszystko im się zawaliło. Najpierw walczyli, ale potem okazało się, że nie ma żadnych perspektyw. I wtedy może się pojawić zespół depresyjny, a nawet myśli samobójcze – mówi psychiatra.

Wielu jego pacjentów ma też różne natręctwa, na przykład obsesyjne mycie rąk. – Niektórzy na początku epidemii nie otwierali dostarczonych zakupów, tylko wystawiali je na dwa tygodnie na balkon, żeby pozbyć się wirusa. To już trochę minęło, ale niektórzy nadal obsesyjnie przestrzegają porządku, są czujni. Czasami tak bardzo się boją zakażenia, że w końcu robią coś, żeby się zakazić, myślą: niech to się w końcu stanie. Obserwujemy też reakcje obronne – w łagodniejszych wersjach racjonalizację w rodzaju: pandemia jest, ale ona mnie nie dotknie, bo jestem młody i zdrowy, albo zaprzeczanie: pandemii nie ma, to spisek.

Nie ma celu w życiu

Anna, 55-letnia architektka z Torunia, nie chce rozmawiać o swoim stanie, wstydzi się. Wie, że powinna pójść do psychologa, ale nie może się zebrać, zresztą daje sobie jeszcze radę. Od dawna ma problemy ze snem, więc bierze tabletki. Jedną o północy, a kiedy budzi się nad ranem, decyduje, czy dołożyć połówkę kolejnej tabletki, pospać jeszcze chwilę, czy jednak zebrać się do życia.

Ostatnio coraz częściej leży cały dzień, sprawdza Twittera i Facebooka, przerzuca gazety, na zmianę ogląda TVN24 i TVP.

– Nie ma siły ani żeby się od tego oderwać, ani żeby ubrać się i coś zrobić. Załamała się, kiedy Orlen przejął kontrolę nad gazetami należącymi wcześniej do grupy Polska Press – opowiada Katarzyna, jej najbliższa przyjaciółka. Bardzo się o nią martwi, zwłaszcza że odkąd zaczęła się pandemia, nie mogą się regularnie widywać. Mają z kilkorgiem znajomych zwyczaj, że codziennie wieczorem łączą się na Skypie, żeby chwilę porozmawiać, upewnić się, że wszystko jest OK. – I Ania coraz częściej nie dzwoni. Więc my dzwonimy do niej, prosimy, żeby do nas dołączyła, ale bywa, że nie ma siły rozmawiać – opowiada Katarzyna.

Przyjaciele zdiagnozowali Annę już dawno: chora na Polskę. Zaczęła cierpieć już w 2015 roku, gdy PiS doszło do władzy, w kolejnych latach choroba tylko się nasiliła. Przy każdych wyborach miała nadzieję, że wygra opozycja, ale kiedy przegrywała, Anna czuła się coraz gorzej. Pomagało tylko to, że chodziła na manifestacje: w obronie Trybunału Konstytucyjnego, sądów, mediów publicznych. Załamała się w 2017 roku, kiedy na ulicach pojawiły się billboardy szkalujące sędziów. Wiedziała, że to dopiero początek, za chwilę zacznie się kampania wymierzona w lekarzy i inne grupy.

– Teraz jest już bardzo przygnębiona, zrywa się tylko, kiedy wymyśla jedną ze swoich akcji: szycia maseczek, robienia tęczowych przypinek czy naszyjników i bransoletek z napisem „Konstytucja”. Ostatnio wypieka pierniczki z błyskawicą Strajku Kobiet. Robi to wszystko, rozdaje przyjaciołom i znajomym, a potem znowu opada z sił, bo straciła cel w życiu – mówi Katarzyna. Przed pandemią czasami udawało jej się wyciągnąć przyjaciółkę na kawę albo spacer. Teraz Anna ma wymówkę: kawiarnie są zamknięte, a spotkania niebezpieczne. Zostało jej tylko przeglądanie wiadomości.

Czytaj więcej: „Stoimy nad przepaścią”. Pielęgniarki przygotowują się do protestu

Trzeba podnieść żaluzje

– Śledzenie cały czas informacji o polityce czy rosnących słupkach zachorowań tylko nakręca. Można sprawdzić to rano i wieczorem, wystarczy. Ważne jest, aby mieć kontakt z innymi, ale pod warunkiem, że to jest dobry, wspierający kontakt. Co komu z rozmowy z sąsiadką, która sama jest spanikowana i powie, że wszyscy umrzemy? – pyta dr Sławomir Murawiec.

– Stres pogarsza przebieg chorób, na które już cierpimy. Doszliśmy więc do wniosku, że trzeba Polakom uświadamiać, że wszystkie ich choroby zaczynają się od głowy. Ale kiedy zaczęliśmy to badać, okazało się, że ludzie nie wiedzą nawet, co to jest zdrowie psychiczne. Wielu wciąż wstydzi się szukać pomocy, nie chcą łatki wariata – mówi Dorota Bieniek-Kaska, prezeska Instytutu LB Medical, inicjatorka ruszającej właśnie kampanii edukacyjnej #NASZAwtymGŁOWA, której celem jest edukowanie Polaków na temat ich zdrowia psychicznego.

Ale najważniejsze – mówią zgodnie specjaliści – żeby ludzie sami o siebie zadbali. Anna Morawska-Borowiec z Fundacji Twarze Depresji apeluje, by ci, którzy pracują zdalnie, nie siedzieli przez cały dzień w piżamie, nie pracowali z komputerem w łóżku. – To może prowadzić do bezsenności i depresji. Łóżko ma się nam kojarzyć wyłącznie ze snem. Trzeba wstać o konkretnej godzinie, wprowadzić sobie jakiś schemat dnia, ustalić, o której zje się obiad. Bo praca zdalna tak wciąga człowieka, że nawet nie zauważy, iż jest już godzina 20.00, a on nie miał nic w ustach. W biurze wychodziliśmy na lunch, na przerwę. Teraz też musimy odejść od komputera, złapać oddech. Nie można się dać wciągnąć w wir pracy, czego pewnie wielu pracodawców oczekuje. Badania pokazują, że w czasie pandemii efektywność pracowników rośnie. Wynika to z lęku, że już były w firmie zwolnienia grupowe, więc trzeba dawać z siebie dużo więcej – tłumaczy.

Małgorzata Libman-Sokołowska sugeruje, by szukać równowagi między chronieniem siebie i innych przed koronawirusem a bronieniem się przed skutkami izolacji. – Powinniśmy utrzymywać kontakty. Być może dla kogoś to będzie tylko telefon, spotkanie online, ale ktoś inny zdecyduje się na wspólne spacery, spotkania w małym gronie. Jesteśmy istotami społecznymi – przekonuje.

Doktor Murawiec dorzuca do tej listy trochę ruchu, kontakt z przyrodą i światło dzienne. Przyjmował niedawno pacjentkę, która skarżyła się, że źle się czuje, ma zaburzony rytm dnia i snu. – Okazało się, że przez całą dobę ma zaciągnięte żaluzje. Nic dziwnego, że budzi się o 16.00, skoro nie wie, która jest godzina, bo cały czas jest ciemno – mówi psychiatra.

Katarzyna Szczerbowska namawia wszystkich w kryzysie, by szukali fachowej pomocy. Cieszy się, że program pilotażowy Centrów Zdrowia Psychicznego został przedłużony o półtora roku. – Te centra sprawdziły się w czasie pandemii. A teraz w wielu miejscach, nawet w poradniach prywatnych, pacjenci, którzy zgłaszają się po raz pierwszy, nie są przyjmowani. Bo rozmowa z takim pacjentem wymaga osobistego kontaktu, lekarz jest w stanie dużo wyczytać z przekazu pozawerbalnego, języka ciała, mimiki. Więc jak ktoś teraz chce się zacząć leczyć, to ma kłopot. W naszych centrach ludzie dostają pomoc natychmiast. Nie trzeba się zapisywać, wystarczy przyjść i porozmawiać ze specjalistą, by ten zaproponował plan leczenia. Jeśli przypadek jest pilny, pomoc musi ruszyć w ciągu 72 godzin. No i jest bezpłatna, nawet dla nieubezpieczonych – tłumaczy.

Baranek pod choinką

Sylwia wróciła właśnie do leków, które rok temu odstawiła. – Najwyższa pora, dłużej bez nich nie dam rady. Kiedy chorowałam na depresję, chciałam umrzeć, miałam poczucie, że życie nie ma sensu, nie miałam na nic ochoty. Teraz chce mi się żyć, chciałabym sobie wszystko poukładać. Ale niestety boję się, że przez pandemię nie będę miała możliwości. To mnie paraliżuje.

Robert czuje wielką bezradność i nie ma pojęcia, co mógłby z tym zrobić. – Nie myślę o profesjonalnej pomocy, bo nawet nie wiem, jak miałbym zorganizować rozmowę z terapeutą, skąd wziąć na to czas. Znajomi, kiedy mają sesję, idą do samochodu, bo w domu nie ma warunków. Terapia to luksus, na który nie mogę sobie teraz pozwolić. Mam wrażenie, że to nie skończy się jakąś wielką eksplozją, tylko krańcowym wyczerpaniem. Nie będę w stanie wykonać swojej pracy, już nie mam siły. Jeśli pandemia potrwa jeszcze parę miesięcy, któregoś dnia po prostu nie wstanę z łóżka.

Anna w pewnym momencie stwierdziła, że skoro polska rzeczywistość jest tak bardzo nienormalna, to się do niej dopasuje. Po ostatnich świętach Bożego Narodzenia nie rozebrała choinki. Jest sztuczna, więc igły nie opadają. Kiedy ktoś staje jak wryty, widząc ubrane w bombki i łańcuchy drzewko, Anna pyta go ironicznie: „Co się dziwisz? W Polsce wszystko jest nienormalne”.

Na Wielkanoc dostawiła pod choinką baranka. Zostanie także na te święta.

Zobacz też: „Ani słowa o covidzie”. Czy rząd zakłamuje statystyki pandemii?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułHakerzy na wszystkie sposoby próbują przeszkodzić w dostawach szczepionek na CoVID-19
Następny artykułWiększe kolejki na stacjach paliw niż do urn wyborczych