A A+ A++

Władimir Putin ma bardzo prostą strategię zarówno wobec państw Zachodu, jak i obywateli własnego kraju. Wszystkich bez wyjątku próbuje podzielić i zastraszyć: wpisując na listy wrogów, ekstremistów i zagranicznych agentów.

Wczoraj Siergiej Ławrow, minister spraw zagranicznych Rosji po raz kolejny potwierdził, że wkrótce pojawi się lista państw „nieprzyjaznych” jego krajowi. Od dwóch dni rosyjskie telewizje pokazują i komentują przecieki z MSZ. Według nich na liście znajdą się, oprócz Stanów Zjednoczonych, również Wielka Brytania, Litwa, Łotwa, Estonia, Gruzja, Ukraina, Czechy i Polska.

Równocześnie w innym resorcie, tym od spraw wewnętrznych, przyspiesza uzupełnianie innej listy. Spisu mediów i organizacji, które muszą posługiwać się określeniem „agent zagraniczny” przy każdej publikacji i np. wysyłając pytania do oficjalnych instytucji. Takiego określenia muszą używać, choć nie chcą, redakcje radia Swobody, czy portalu Meduza.

Rosja: niezależny portal Meduza – „zagranicznym agentem”

Trzy dni temu sąd w Moskwie wydał decyzję o blokadzie działań Fundacji Walki z Korupcją Aleksieja Nawalnego do czasu, kiedy nie będzie podjęta decyzja, czy organizacja nie jest „ekstremistyczna”. Kiedy taki wyrok zapadnie oznacza delegalizację FWK i postawienie struktur Nawalnego w jednym szeregu z np. organizacjami fundamentalistów islamskich. Równocześnie od kilku dni trwa na szeroką skalę łapanka na uczestników manifestacji w obronie Nawalnego z 21 kwietnia.

Wszystkie te procesy mają wspólny mianownik i podobny cel główny: zakończenie trwającego od ubiegłego roku przemodelowania kremlowskiej władzy i wydłużenie rządów Władimira Putina. Kluczowe dla tego procesu będą wybory parlamentarne we wrześniu. Żeby były spokojne, Kreml chce zniszczyć opozycję już teraz. Do tego samego potrzebuje utrzymania się przy stole negocjacji w kluczowych kwestiach międzynarodowych: procesie rozbrojeniowym, czy rozmowach w sprawie Donbasu, ale i w sprawie sankcji i Nord Stream 2. Podobnie, jak wewnątrz Rosji, tak i na niwie dyplomatycznej używa tych samych instrumentów: podziału, presji i zastraszania.

Organizacjom Nawalnego zarzucono ekstremizm. Zamykają sztaby w regionach Rosji

Nieprzyjaciele Rosji

Co ostatecznie będzie oznaczało wpisanie państwa na ową listę jeszcze nie wiadomo. Według skąpych informacji z rosyjskiego MSZ chodzi przynajmniej o zakaz pracy obywateli Rosji dla placówek dyplomatycznych umieszczonych na liście państw. Wiadomo, że zwłaszcza w przypadku większych placówek dyplomatycznych utrudni to poważnie ich pracę. Obywatele państwa przyjmującego pracują jako tłumacze, personel administracyjny, techniczny itd. Bez nich praca ambasad i konsulatów będzie utrudniona.

Szczególnie, kiedy placówki i tak są osłabione odesłaniem w ostatnim czasie akredytowanych dyplomatów, po wymianie ciosów za uznanie rosyjskich dyplomatów za persona non grata w Czechach. Dotyczy to placówek m.in. Czech, Polski, USA. Amerykanie i Brytyjczycy mają poważnie osłabione placówki już przez wcześniejsze okrawanie personelu w ramach wymiany ciosów po sprawie Skripali, czy ujawnionych przez amerykańskie służby rosyjskich prób wpływania na wybory w USA.

Josep Borrell

Szef unijnej dyplomacji: stosunki UE z Rosją są coraz gorsze

Lista nieprzyjaciół Rosji ma jednak i inne zadanie. Kreml chce pokazać za jej pomocą podział w Europie. Na tych, którzy trzymają z USA i są podatni na udział w amerykańskich, antyrosyjskich spiskach i tych, którzy wolą robić interesy. Jeśli spojrzeć na skład listy ( o ile, rzeczywiście przybierze ostatecznie taki kształt), to widać, że są na niej zawsze krytykowane kraje nadbałtyckie, w sposób oczywisty traktowana wrogo Ukraina. Gruzja, mimo że pod rządami Gruzińskiego Marzenia potrafi meandrować między presją Moskwy, a polityką prozachodnią, również, tradycyjnie jest traktowana wrogo.

Polska na liście znalazła się również nieprzypadkowo. Zasłużyła wsparciem dla Ukrainy, czy opozycji białoruskiej, polityką bezpieczeństwa w ramach NATO i walce z Nord Streamem 2. Ponadto wpisywaniem się w kontekst rosyjskiej polityki historycznej, wrogiej wobec Polski.

Polska jednym z tematów rozmów Łukaszenki i Putina

Wielka Brytania od dawna jest traktowana równie wrogo, jak USA i zaliczana do kategorii poważnych przeciwników. Czechy to nowość na rosyjskiej liście. Zasłużyły sobie ujawnieniem rosyjskiej operacji specjalnej z 2014r. – wysadzeniem czeskich składów amunicji we Vrbieticach przez rosyjskich agentów wywiadu wojskowego oraz wyrzuceniem rosyjskich dyplomatów.

Według przecieków dziennika Izwiestia na listę trafić mogą również Kanada i Australia. W przypadku Kanady Rosja od dawna irytuje się za wsparcie tego kraju dla Ukrainy i stanowcze stanowisko w sprawie sankcji dla Rosji. Z Australią jest podobnie, jednak kraj ten nie jest w sposób naturalny aż tak zaangażowany w politykę wobec Rosji, jak pozostałe z listy, więc wpisanie jej byłoby dość dziwne.

MSZ Rosja, zdj.: Wikipedia

Rosja nakazała wyjazd 7 dyplomatom Litwy, Łotwy, Estonii i Słowacji

Kluczem do listy nie są, jak widać ostatnie napięcia i rozpoczęta w połowie kwietnia akcja odwołania rosyjskich dyplomatów. Nie jest też doraźna reakcja na ostatnie wydarzenia. One są jedynie pretekstem. Zgodnie z zadeklarowanymi w orędziu Putina pomysłami, Rosja rości sobie prawo do samodzielnego wyznaczania „czerwonych linii” i asymetrycznej odpowiedzi na politykę państw Zachodu. W praktyce oznaczać to będzie arbitralne decyzje Kremla w każdej sprawie, a państwa z listy nieprzyjaciół mogą być poddawane znacznie poważniejszym sankcjom i represjom, niż zakaz zatrudniania Rosjan w ich placówkach dyplomatycznych.

Szef MSZ w Moskwie: Rosja jest gotowa na zerwanie relacji z UE

Lista jest również sygnałem i próbą presji na pozostałe państwa europejskie. Zwłaszcza te, traktowane w Moskwie jak przyjacielskie, jak Węgry, lub co najmniej zdolne do negocjowania i przeciwne twardej polityce wobec Rosji na wielu obszarach, jak Niemcy, Austria, Francja, czy Włochy. Spis wrogów Rosji ma pokazać elitom politycznym tych krajów, że są tacy, którzy prowadzą konfrontacyjną politykę, pełną rusofobii, a są tacy, z którymi można się porozumieć i unikać eskalacji. Choć mniej dyplomatyczną z pozoru, to jednak podobną metodą budowania atmosfery strachu i podziału, Putin stosuje wobec Rosjan.

Cyfrowy autorytaryzm

Po protestach w obronie Aleksieja Nawalnego z 21 kwietnia ruszyła fala represji. Od kilku dni do mieszkań uczestników protestów przychodzą policjanci i zabierają ich na przesłuchania. Portale społecznościowe, z których korzystają aktywiści, zapełniły się przedwczoraj i wczoraj wpisami typu: „jestem na komisariacie, mam złożyć wyjaśnienia”. Albo: „stoją przed drzwiami, nie otwieram, odłączyli mi prąd w mieszkaniu”. Plus zdjęcia z radiowozu, albo relacje z rozmów z policjantami.

„Nie boimy się”. Demonstracje w obronie Nawalnego w rosyjskich miastach

Rosyjskie służby tym razem zachowują się nieco inaczej, niż po styczniowej fali protestów, której przyczyną był proces i wyrok dla Nawalnego. Wtedy były masowe zatrzymania już w czasie manifestacji. W czasie ostatnich protestów brutalność policji była mniejsza. Choć nie wszędzie, bo np. w Petersburgu było dużo przemocy, ale już w Moskwie – zaskakująco spokojnie. W czasie protestów zatrzymano ok. 1800 osób w całej Rosji. Jednak fala zatrzymań ruszyła dopiero kilka dni po zakończeniu manifestacji. Tym razem władza chce pokazać, że udział w manifestacji oznacza nieuchronność kary.

Z pomocą służbom przyszedł budowany przez ostatnie lata system ulicznego monitoringu, wysyłane na demonstracje specjalne samochody wyposażone w system kamer z identyfikacją twarzy, czasem policyjne drony, a także coraz bardziej rozbudowane bazy danych osób „niepokornych”. Coraz częściej wykorzystywane są również dane z geolokacji telefonów komórkowych i analiza aktywności w mediach społecznościowych.

Władza demonstruje, że nie potrzebuje widowiskowo brutalnych zatrzymań i starć demonstrantów z OMON-em. I tak może bardzo szybko namierzyć uczestników demonstracji i ich zatrzymywać punktowo, spokojnie i w ich własnych mieszkaniach. Takie są możliwości coraz bardziej zaawansowanej technologicznie cyfrowej dyktatury. Efekt takich działań jest oczywisty: mrożące aktywnych politycznie Rosjan zastraszenie.

„Wciskali mi pałkę do ust”. Policja torturowała zwolenniczkę Nawalnego?

W dodatku wzywanie aktywistów na przesłuchania służby powolnemu, ale konsekwentnemu budowaniu im „historii”, które w najbliższych miesiącach posłuży do wydania setek, a może tysięcy wyroków. Nie muszą wcale być surowe. Mogą to być kary aresztu domowego, lub krótkie wyroki aresztu administracyjnego. I tak odniosą skutek eliminacji aktywnych Rosjan z kolejnych demonstracji i powolnego łamania ducha. Przy równoległym ataku na organizacje opozycyjne – głównie struktury Nawalnego, Kreml postara się wyeliminować z życia publicznego pierwszą od lat inicjatywę skutecznie mobilizującą domagających się zmian Rosjan do walki.

Protesty w Rosji: ostateczna bitwa czy falstart?

Niebawem zaś rozpocznie się kampania przed wrześniowymi wyborami do Dumy. Kremlowscy architekci od sceny politycznej wykreują pewnie kilka partii, które będą pełnić rolę opozycji, w ramach systemu. I to te partie znajdą się na listach wyborczych. Pozostałe organizacje i aktywiści – na listach ekstremistów, wrogów Rosji i na listach odwiedzin oficerów MSW. Spirala zastraszania będzie się nakręcać.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Inne teksty autora w Dziale Opinie

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUOKiK o wyroku TSUE: wpłynie na orzecznictwo polskich sądów
Następny artykułPOKAZ MODY PATRIOTYCZNEJ