AG: Uznaliśmy, że zrobimy to wspólnie. Zaczęliśmy od siedmiu pracowników. I nawet sami nie sprzedaliśmy tego mleka, tylko zaopatrywaliśmy w nie większych producentów, takich jak Mlekovita. Na niezależność wybiliśmy się dopiero rok później, kiedy przejęliśmy zakłady w Olsztynie. A dalej to już jakoś samo poszło. I tak już 29 lat razem jedziemy, rozwijając Polmlek.
Dlaczego, gdy inne branże FMCG opanowały w Polsce zagraniczne koncerny, w nabiale przetrwały dwa: Danone i Zott?
JB: Na Zachodzie w latach 90. zrobiła się moda na nasz rynek, bo był mocno rozwojowy. Ale zachodni menedżerowie nie umieli na miejscu zarządzać, a kalki, które przenosili ze swoich macierzystych rynków, nie zawsze się tu sprawdzały. Do tego dochodziła presja ze spółdzielni mleczarskich, które historycznie były silne. To się jakoś kręciło, dopóki centrala nie powiedziała: „koniec z przepalaniem pieniędzy”.
Marokański Jibal produkuje mleko i jogurty. W tym roku właściciele Polmleku dołożą do tego produkcję masła, mozzarelli i soków.
Fot.: Marek Zawadka / Materiały prasowe
I wykorzystaliście to, repolonizując branżę?
AG: To była nasza duża szansa, która też mocno ukształtowała Polmlek jako organizację biznesową. Zachodni inwestorzy otworzyli nam na wiele rzeczy oczy. Dzięki akwizycjom zyskaliśmy nie tylko dostęp do technologii, ale też do sposobów zarządzania ludźmi, sprzedawania za granicą czy utrzymywania porządków sanitarnych. My się z tego początkowo śmialiśmy, ale szybko zrozumieliśmy, że to procentuje i nie ma drogi na skróty.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS